9.

192 12 0
                                    

Następnego dnia rano musiałam stawić się na Camp Nou z dwóch powodów. Pierszy to taki, że jest mecz i ktoś po rozgrywce musi przeprowadzić wywiady, drugi to choroba Sarah, dziewczyny zajmującej się mediami klubu, przez co te obowiązki spadły na mnie. Nie sprawiało mi to żadnego problemu i nawet podobał mi się fakt, że będę mogła popracować też w inny sposób niż zawsze. Kiedy już znalazłam się na terenie stadionu, udałam się do swojego biura i tam zostawiłam wszystkie zbędne rzeczy po to, aby udać się na murawę, żeby ponagrywać i porobić zdjęcia na instagrama FC Barcelony. Oczywiście nie obeszło się bez wygłupów piłkarzy, którzy próbowali w jakiś sposób wyładować stres.

***

Do pierwszego gwizdka zostało 10 minut, więc piłkarze zbierali się już w tunelu po rozgrzewce i słuchali ostatnich rad trenera. Valencia może i nie była jakimś trudnym rywalem, ale nikogo nie należy lekceważyć. Każdy wydawał się być wyluzowany i podchodził do tego na spokojnie. No dobra, może prawie każdy. Jednen z piłkarzy każdy mecz przeżywa tak samo. Gavi odkąd przyjechał na Camp Nou jest jednym wielkim kłębkiem nerwów, zachowuje się i chodzi jak dziecko we mgle, dlatego Xavi nie pozwolił mu wyjść w pierwszym składzie. Co tylko pogorszyło jego samopoczucie i kiedy się o tym dowiedział oburzony poszedł w kierunku ławki rezerwowych.

Pierwszy gwizdek sprawił, że każdy piłkarz musiał być w 100% skupiony i wychodziło im to bardzo dobrze, bo już w 3 minucie prowadziliśmy 1:0. Gavira nadal był jak obrażona księżniczka i nie zapowiadało się, żeby cokolwiek miało to zmienić, nawet wpuszczenie go na boisko. Pierwsza połowa minęła bez komplikacji z skończyła się wynikiem 2:0 dla Barçy. W przerwie Xavi oznajmił, że na boisko zamiast Christensena wejdzie Gavi, co oznaczało, że przez najbliższe 45 minut atmosfera na ławce rezerwowych powinna się zmienić, oczywiście na lepsze.

***

Mecz zakończył się wynikiem 3:1 co oznaczało, że piłkarze będą świętować. Tym razem wylądowaliśmy w domu Bogu winnemu Balde, który ewidentnie nie był gotowy na nasze przybycie, ponieważ w całym domu miał syf.

- Nie spodziewałem się dzisiaj gości, więc po co miałbym sprzątać? - tłumaczył się Hiszpan.

- Ależ ty bystry! A tak serio następnym razem wymyśl lepszą wymówkę. - powiedział Joel, który dołączył do nas po meczu.

- Nie przesadzaj, lepsze to, niż impreza z okazji imienin nie istniejącego psa. - odezwał się De Jong, z którym zgadzałam się w 100%.

- Dobra wiesz co? Jak chciałeś zabłysnąć to się brokatem mogłeś posypać. - powiedział obużony Alejandro.

- Mniej gadania więcej świętowania! - wykrzyczał Lewandowski, który w obu dłoniach trzymał zrobione przez siebie drinki, których zdecydowanie nigdy wolałabym nie próbować.

Impreza trwała w najlepsze, większość czasu spędziłam na rozmowie z Ruízem. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, ale przecież nie mogło być spokojnie. Kiedy znajdujesz się na jednej i tej samej posiadówce u znajomego z, delikatnie mówiąc, wkurwionym i nawalonym Pablem Martínem Páezem Gavirą, musisz być przygotowany na to, że najpewniej coś się odwali, a raczej, że to on coś odwali. Tak też było tym razem.

- Ej ty! Tak do Ciebię mówię Ruíz! Możesz przestać kraść mi znajomych? Odkąd się pojawiłeś każdy ma na mnie wyjebane i to Ty jesteś ważniejszy i to Ty jesteś tym o kogo bardziej się martwią. - wykrzyczał podchodząc do kanapy, na której siedziałam z Joelem.

- Pablo nie mam pojęcia o co Ci znowu chodzi. - odpowiedział zdezorientowany chłopak.

- Jak to nie masz pojęcia? Z Tobą są same problemy! Wiecznie wtrącasz się tam gdzie nie powinno Cię być, przez co jesteś w centrum uwagi.

- Gavi może odwiązę Cię już do domu, co? - zapytałam łagodnym głosem wstając z kanapy i ostrożnie podchodzac do szatyna.

- Nie! Nie chcę twojej litości Rosalíno, chcę szczerej relacji z ludźmi, na których mi zależy i dla których jestem w stanie nawet zabić.

- Pab, chodź, to jest nikomu nie potrzebne, a Ty musisz odpocząć.

Po dość długich namowach Andaluzyjczyk ustąpił i zgodził się na powrót do domu, który jednak nie obył się bez dość trudnej rozmowy z nastolatkiem.

- Dlaczego każdy woli tego przybłędę ode mnie? - zapytał przybity, po tym jak wyjechałam z posesji należącej do ciemnoskórego kolegi z drużyny siedzącego obok mnie chłopaka.

- Nikt nie woli Joela bardziej od Ciebie, po prostu staramy się, żeby nie czuł się jak wyrzutek.

- Ale przez to ja się tak czuję, na każdym spodkaniu grupowym spędzacie z nim dużo więcej czasu na rozmowach niż ze mną, to dobijające.

- Pablo, uwierz mi, jesteś najważniejszy dla większości drużyny, chłopaki starają się zapewnić Ci bezpieczeństwo w każdej sytuacji, starają się pomagać przy każdym probelmie, a Ty wątpisz w to, że coś dla nich znaczysz? Jesteście jak jedna wielka rodzina i to się nie zmieni, nigdy.

- To dlaczego kiedy on się pojawia nagle o mnie zapominacie?

- Nie zapominamy o Tobie, tylko staramy się, aby każdy czuł się konfortowo.

Po długiej podróży do domu Gaviry pomogłam mu wyjść z auta, przejść przez cały gigantyczny podjazd, wejść po schodkach prowadzących do wejścia, otworzyć drzwi i zaprowadzić po schodach na górę do jego sypialni.

- Przebierz się w coś wygodnego i połóż się spać. To był dla Ciebie naprawdę długi i ciężki dzień. - powiedziałam, po czym zaczęłam kierować się do wyjścia z pokoju.

- Rosie zostań, jest późno. Nie chcę, żeby stało Ci się coś podczas powrotu do mieszkania. Z resztą to jest na drugim końcu miasta.

- Pablo, dam sobie radę. Nic mi się nie stanie.

- Zostań, proszę. - słysząc jego błagalny głos, westchnęłam tylko i kiwając głową w geści zgody powiedziałam:

- Okej, zostanę.

888 słów

Dobry wieczór, przepraszam, za przerwę, ale dopadł mnie brak pomysłów i weny, ale w końcu jest. Mam nadzieję, że rozdział jest w miarę znośny i spójny, bo pisałam go chyba w 10 podejściach.
Do następnego ♡.

Mi mariposa || Pablo "Gavi" GaviraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz