Marzec powitał mieszkańców Barcelony znacznie łagodniejszym powietrzem niż w lutym. Chociaż wciąż nie można było mówić o pełnym cieple, które zapowiada wiosnę, jednak różnica była odczuwalna. Mieszkańcy zaczęli dostrzegać, że poranki nie były już tak przenikliwie chłodne, a zimowy wiatr stracił swoją surowość. W powietrzu unosiła się pierwsza nuta nadchodzącej zmiany, dająca wszystkim poczucie ulgi po chłodnych miesiącach.
Temperatury w ciągu dnia, choć jeszcze dalekie od letniego upału, przynosiły wyczekiwane ocieplenie. Rano nikt już nie musiał otulać się grubymi szalami, a wielu mieszkańców z przyjemnością rezygnowało z ciężkich płaszczy i ciepłych kurtek. W południe, gdy słońce wspinało się wyżej na niebie, można było nawet odczuć lekki żar na twarzy i ramionach. Miasto jakby odetchnęło z ulgą – wszyscy wiedzieli, że jeszcze nie czas na pełnię ciepła, ale nikt już nie tęsknił za mroźnymi powiewami ani ponurymi, deszczowymi dniami.
Barcelończycy cieszyli się każdą chwilą słońca, spacerując uliczkami w cieńszych ubraniach i rozsiadając się na kawiarnianych tarasach, które ponownie zaczęły wypełniać się rozmowami i śmiechem. Nawet jeśli chłodniejsze momenty przypominały, że zima wciąż nie odpuściła całkiem, nikt nie miał ochoty na narzekanie – miasto znów nabierało życia i barw, a widok błękitnego nieba wywoływał uśmiechy.
Dokładnie takie widoki mogłam podziwiać, przemierzając ulice Barcelony moją Cuprą. Słońce leniwie opierało się o fasady kamienic, a miasto tętniło spokojnym, popołudniowym rytmem. Światła zmieniały się płynnie, a ja, kierując się w stronę siedziby FC Barcelony, myślałam o spotkaniu, które czekało mnie za chwilę. Prezes klubu pilnie chciał mi coś przekazać – coś, co nie mogło czekać do jutra, choć przecież wtedy i tak planowałam być w okolicy przez trening drużyny.
Z łatwością znalazłam wolne miejsce na parkingu przed budynkiem klubu. Zaparkowałam, zgasiłam silnik i chwilę wpatrywałam się w szyby nowoczesnej budowli, za którymi toczyły się rozmowy i zapadały decyzje istotne dla przyszłości klubu. Zanim wysiadłam, poprawiłam jeszcze kołnierz beżowego golfu – klasyczny, ale ciepły, idealny na dzisiejszy dzień. Do tego czarne mom jeansy i jedne z moich ulubionych Jordanów 1 – w końcu całkiem pokaźna kolekcja tych butów zajmuje dużą część mojej szafy, a takie spotkania pozwalały mi przemycić trochę stylu do codziennych obowiązków.
Zamknęłam auto i ruszyłam pewnym krokiem w stronę wejścia. Wiatr lekko unosił mi włosy, ale szybko wtulił się w spokojny gwar otoczenia, gdy przekroczyłam próg budynku. Przemierzałam korytarze, których przez ostatnie miesiące pracy zdążyłam nauczyć niemal na pamięć. Liczne zakręty i rozgałęzienia mogłyby przyprawić o zawrót głowy każdego, kto znalazłby się tu po raz pierwszy, ale dla mnie stały się już niemal domem. Po chwili marszu dotarłam do gabinetu Joana Laporty – drzwi, które widziałam już niejednokrotnie, teraz przypominały mi o czekającej rozmowie. Zapukałam, a gdy usłyszałam jego głos zapraszający do środka, przekroczyłam próg pomieszczenia.
— Rosa, jak dobrze cię znowu widzieć! — przywitał mnie Laporta z przyjaznym uśmiechem, wstając lekko zza biurka.
— Dzień dobry, panie prezesie. Co się stało, że tak pilnie musiałam przyjechać? — zapytałam, zajmując wskazane przez niego miejsce naprzeciwko biurka.
Prezes usiadł i od razu przeszedł do rzeczy.
— Potrzebujemy, żeby ktoś poleciał z damską drużyną na mecz wyjazdowy i zajął się ich mediami na ten dzień. — zaczął, wciąż patrząc na mnie z uwagą. — Sophia jest na urlopie, więc zostałaś nam ty albo Sarah. Tyle że Sarah skręciła kostkę kilka dni temu, i dla jej bezpieczeństwa wolelibyśmy zostawić ją na miejscu, aby zająć się mediami męskiej drużyny, która jak wiesz ma mecz z Gironą w niedzielę.
CZYTASZ
Mi mariposa || Pablo "Gavi" Gavira
FanfictionOsiemnastoletnia Rosalína Carla Sanchez Martínez po Mistrzostwach Świata w Katarze dostaje multum propozycji pracy jednak decyduje się ona na przeprowadzkę do Barcelony, w końcu to tam mieszakają jej obecni piłkarscy przyjaciele. Nie spodziawała się...