36. Poszukiwanie

41 9 10
                                    

Fioletowo-złote barwy czterech członków klanu Burzowej Chmury trzepotały na wietrze.

Szybowali na smokach burzy, a za nimi podążało pięciu oddanych gwardzistów i medyk w granatowym płaszczu. Nie przeszkadzał im silny wiatr. Lecieli nad terenami własnego narodu. Zamglone niebo przyśpieszało nadejście nocy. Widoczność pogarszała się z każdą chwilą.

– Co, jeżeli go nie znajdziemy? – wyszeptał Satoshi do Juna.

Wolał, aby ojciec i dziadek lecący z przodu tego nie słyszeli. Prawowity spadkobierca miał wystarczająco zszargane nerwy. Nigdy nie widzieli go tak rozjuszonego. Kiedy dowiedział się o zaginięciu najmłodszego syna, kuliste błyskawice rozszalały się nad domem klanu. W żaden sposób nie dało się go uspokoić. Powietrze wokół ich ojca do tej pory było naelektryzowane, a każde zbliżenie mogło grozić porażeniem pioruna.

– Nawet tak nie mów. – Jak przystało na osobę z Narodu Błyskawicy, Jun starał się zachować nerwy na wodzy. – To nasz brat. Musimy go odnaleźć.

– Ale skąd pewność, że go znajdziemy? Wiem, że ojciec dostał list... – Dwie godziny wcześniej przyszła wiadomość przyniesiona przez duchowego motyla. Władca błyskawicy nie zastanawiał się, kiedy niejaki Plugawiec oznajmił, gdzie znajduje się Mamoru. – ...ale, Jun, czy to nie pułapka? A jeżeli nie, to co, jak nasz brat będzie ma...

Prawie spadł, kiedy fioletowy piorun przeleciał tuż koło jego ucha. Mord w oczach ojca przeraził go nie na żarty. Zerknął na dziadka lecącego przed nim, ale ten tylko pokręcił ledwie widocznie głową, dając znak, że lepiej będzie, jak zamilknie.

– Ojcze. – Jun zwrócił się do prawowitego spadkobiercy.

Krajobraz górski rozpościerał się pod nimi. Zniżali lot, wlatując pomiędzy góry. Przed nimi wyrosło ogromne jezioro, do którego wpływał strumień. Woda nie miała ujścia. Otaczały ją strome klify.

– Tak, to tu.

Nie spojrzał na syna. Tak samo desperacko jak reszta rozglądał się po terenie.

Światło dnia zanikało, a mgła tworzyła się na tafli wody. Ujrzenie czegokolwiek z daleka stawało się rzeczą niemożliwą i nawet świecące kule trzeciego księcia nie za wiele pomagały.

– Tam! – Jeden z gwardzistów wskazał na klif po drugiej stronie jeziora.

– Satoshi!

– Tak, ojcze! – Nie potrzebował pełnego rozkazu. Posłał tam świetliste kule.

Z początku trudno było spostrzec coś innego poza długimi, rozmytymi cieniami. Im bliżej klifu świetliste kule się znajdywały, tym więcej odkrywały szczegółów.

Grube korzenie nienaturalnie wyrastały ze skały w klifie. Porastały postać, a może zwierzę – trudno było stwierdzić z takiej odległości. Dech zaparł im w piersiach, kiedy zarys sylwetki stał się wyraźniejszy. Postać jak kukła przetrzymywana była przez korzenie drzew. Krew błyszczała, odbijana od światła.

– Mamoru!

Prawowity spadkobierca pognał pierwszy, za nim podążyła reszta. Mamoru nie zareagował. Korzenie puściły. Nieprzetrzymywany przez nic, zaczął spadać w dół.

– Haiden! – Masahiro dogonił syna. – Wrogowie muszą być blisko! Znajdź ich! Ja uratuję Mamoru!

– Słyszeliście! – krzyknął Haiden. – Rozdzielić się i przeszukać teren! Jun i Majime, wspierajcie Masahiro!

Gwardziści rozproszyli się po terenie, tracąc siebie z oczu w gęstej mgle. W znalezienie oprawców księcia nie wierzył nikt poza prawowitym spadkobiercą. Czas i pogoda utrudniała im zadanie. Los pomagał porywaczom albo ich ruchy były na tyle przemyślane, że wszystko to zaplanowali.

Władca błyskawicy zdawał się ciskać piorunami z oczu. Miał ochotę rozszarpać każdą osobę, która zadarła z klanem Burzowej Chmury.

Dokonać niemożliwegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz