seven

4.9K 157 10
                                    

***Zuza ***

Chris odebrał mnie właśnie ze szpitala.Postawił na swoim i nie wyszłam na żądanie.
Zjawił się u mnie po 11.Wparował do sali,od razu widać było,że jest zdenerwowany.

-Cześć,zbieraj sie,ide po wypis i idziemy.

I zniknął za drzwiami pokoju lekarzy.Obawiam się rozmowy z nim.Jest strasznie nerwowy i strasznie krzyczy,czego po prostu nie znoszę.

Na korytarzu szpitalnym wszczął awanturę o moją torbę.Wyszarpał mi ją z ręki i niósł aż do samochodu.W wsiedliśmy do czarnej terenówki i ruszyliśmy.Właśnie, dokąd?

-Odwieź mnie do domu.

-Teraz u mnie jest twój dom.

-Chris,prosze cię...

-Nie.Od dzisiaj mieszkasz ze mną.I ani słowa więcej na ten temat.

-Nie będę mieszkać z tobą!Wiesz co?!Mam cię w dupie.Zatrzymaj się,wysiadam!

-To ja decyduje kiedy wysiądziesz i nie podnoś na mnie głosu,bo już wszystko jest ustalone.

-Ustalone przez ciebie samego?!To chyba ja powinnam się wypowiedzieć,bo to o mnie chodzi!

-Ty jesteś jeszcze głupią małolatą i nie masz nic do gadania!

Z każdym momentem było coraz bardziej zdenerwowany i coraz mocniej zaciskał pięści na kierownicy.

-A ty niby taki odpowiedzialny jesteś?!Zostawiłeś mnie!Samą!

W moich oczach pojawiły się łzy.
Odwróciła się w stronę szyby.
On zamilkł.

-Nie powinienem.

Szepnął cicho i gwałtownie skręcił na parking.


Wysiadamy z samochodu i kierujemy sie do wejścia knajpki. Jest ona położona na obrzeżach Londynu. Wygląda na ekskluzywną. Na parkingu są same drogie auta. Nie ukrywam podziwu gdy wchodzimy do środka. Moje usta tworzą małą literke 'o'. Wnętrze powala mnie na ziemie. Wszystko wygląda na nowoczesne, ale jest bardzo przytulnie. Czuć zapach domowych wypieków. Ściany koloru wrzosowego doskonale komponują się z pięknymi słonecznikami. Chris podaje nazwisko, a kelner prowadzi nas pod zarezerwowany stolik. Jest on dosyć duży, drewniany pomalowany na biało. Obrus jest wyjątkowy. Bardzo wyjątkowy. Są to świeże płatki białych roż połączone ze sobą czymś podobntm do żyłki. Wszystko wygląda tak uroczo. Po chwili mój wzrok zatrzymuje sie na moim bracie. Jest bardzo przystojny, w sumie zawsze taki był. Wszędzie bym go poznała. On skierował swój wzrok na moją osobe. Patrzył w moje oczy. W końcu przerwał cisze.

-Zamieszkasz na u mnie.

To chory pomysł. Oczywiście, że sie na to nie zgadzam. Jak moge żyć z kimś kto mnie zranił? Nie moge.

-Nie.

Mówie szybko i odwracam wzrok na kelnerke, która do nas podchodzi.
Jest elegancko ubrana. Dosyć ładna, ma szczery uśmiech. Pyta nas co podać.

-Hmm, dla mnie naleśniki z syropem klonowym i bananami. Do tego kawa czarna i koktajl z mango.

Dziewczyna szybko zanotowała i przeniosła wzrok na mnie.

Nawet jeszcze nie spojrzałam do karty.

-Ja dziękuje.

Uśmiechnełam sie blado i napotkałam zirytowany wzrok Chrisa.

-Dla niej to samo.

Powiedział, po chwili.

-Oczywiście.

Przytakneła kelnerka i odeszła od naszego stolika.

-Dokończmy naszą rozmowe. Zamieszkasz u mnie.

Powiedział surowym głosem na co aż mnie ciarki przeszły.

-Nie może być jak wcześniej? Ja będe żyć swoim życiem a ty swoim, hmm?

-Nie. Wprowadzasz sie do mnie. Postanowione. Z resztą i tak nie masz nic do gadania. Jestem teraz twoim prawnym opiekunem.

Nie no, to jakiś obłęd.Czemu nikt mnie nie zapytał o zdanie? Halo. Przecież, tu właśnie o mnie chodzi.

-Chris, dlaczego to robisz? Niszczysz całe moje dotychczasowe życie. Wszystko sobie ułożyłam. Miałam plany. Dawałam sobie rade sama. Zupełnie sama. A ty wchodzi w moje życie z butami nieproszony.
Wszystko, wszystko czego sama dokonałam pryska. Jak czar. Kurwa. Nie możesz mnie zostawić? Chce dać sobie rade. Już dałam. Ale ty wszystko niszczysz. Wszystko. Rozumiesz?

Mam łzy w ochach. Chris spogląda na mnie zdezorientowany, a ja wstaje i wychodze, zabierając swoją torebke. Po moich policzkach spływają łzy. Przechodze za knajpke gdzie znajduje sie kilka sklepów.
Świetnie. Ja doskonale daje sobie rade, a on chce wszystko spieprzyć od tak.
Z moich przemyśleń wyrywa mnie czyjś dotyk. Odwraca mnie i przyciąga do siebie. Lekko przytula, a ja znów czuje ten przyjemny zapach jego perfum.
Odpycham go.

-Nie chce. Rozumiesz? Nie chce.

Mówie ściszonym głosem i spoglądam na niego.

-Chce ci pomóc i chronić. Jak robią to zazwyczaj starsi bracia.

Teraz to sie we mnie zagotowało. Starszy brat chce mnie chronić?
Wzruszające. A teraz niech spierdala.

-Już nie jesteś moim bratem.

-To kim jestem?

-Jesteś nikim.

Odchodze. Nawet nie wiem gdzie. Łzy spływają po moich policzkach. Nie chce go znać.

Trace grunt pod nogami i powoli opadam bezwładnie. Jednak przed bliższym spotkaniem mojej twarzy z chodnikiem ratują mnie czyjeś silne ramiona. Które po chwili niosą mnie w nieznanym kierunku.

Zostawiajcie komy i gwiazdki ;)

Big Brother || Harry StylesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz