Leo
Nie po raz pierwszy podążył za tajemniczą boginią. Nigdy nie kończyło się to dobrze. Chłopak obiecywał sobie, że więcej nie popełni tego samego błędu, ale, oczywiście, na nic się to zdało. Ponownie wpakował się w kłopoty. Na domiar złego wciągnął w to niewinną i biedną Kalipso, która jeszcze nie zdawała sobie sprawy z pecha, który się go uczepił. No dobra. Może nie była niewinna i biedna, ale i tak powinien bardziej na nią uważać. A tutaj po raz kolejny...
– Przestań – mruknęła mu do ucha, szturchając go w ramię.
Zamrugał szybko, przenosząc na nią odrobinę zamglone spojrzenie. Dotychczas skupiał się na oddalających się plecach bogini i własnych myślach, dlatego z niejakim zdumieniem zorientował się, że weszli do gaju oliwnego.
– Co mam przestać? – spytał po kilku sekundach, zdając sobie sprawę, że dziewczyna czeka na jego reakcję.
– Przestań się przejmować – powiedziała łagodnie, rysując kciukiem wzory na jego dłoni. W jakiś sposób go to uspokajało.
– Przepraszam – mruknął, bo nie miał pojęcia co innego odpowiedzieć.
– Przestań też przepraszać. O nic się nie martw. Razem sobie poradzimy. – Ścisnęła go mocniej za dłoń i przyspieszyła kroku, gdyż spostrzegła, że kobieta przed nimi się zatrzymała.
– Ta... albo zginiemy śmiercią męczeńską. Wydłubanie gałek ocznych, spalenie w oleju, tortury, pręgież... Brzmi nieźle, co? Ona mi wygląda na osobę, która z uśmiechem na twarzy może wydłubać komuś flaki, potem zrobić sobie z nich naszyjnik i nosić dumnie na szyi. Zawsze o takiej marzyłem, wiesz? O męczeńskiej śmierci. Nie naszyjniku. Żeby potem ułożyli pieśń o moim wielkim bohaterstwie i w ogóle... – Zamilkł, gdy Kalipso walnęła go łokciem w brzuch.
Człowiek stara się trochę rozładować atmosferę i obrywa... Okrutna kobieta. To nie moja wina, że zaczynam dużo gadać, gdy się stresuję i...
Spojrzenie, które mu posłała, skutecznie powstrzymało go przed dalszym wygłaszaniem wewnętrznej przemowy.
Już nawet myśleć nie może człowiek...
W końcu się zatrzymali.
Leo uniósł głowę, obserwując promienie słońca przenikające przez dość nisko zawieszone, ale sękate gałęzie drzew oliwnych. Nie mógł się nadziwić, że te niewielkie drzewka, wyglądające na tak stare, wciąż wydają owoce. Smacznie prezentujące się oliwki zwisały z cieniutkich gałązek, odchodzących od konarów. Miało się wrażenie, że jakiś szalony bóg sadził ten gaj; drzewa rozrzucone były wokół, w oczywiście przypadkowy sposób. Całość tworzyła zaciszny, praktycznie oddalony od obecności wszystkich ludzi zakątek. Jakim prawem on, Kalipso i tajemnicza kobieta zakłócali ten spokój?
Bogini zatrzymała się pod największym i centralnie położonym drzewem. Stała zupełnie nieruchomo; gdyby Leo nie widział wcześniej, jak się ruszała, mógłby przysiąść, że stanowiła nieodłączną część gaju. Tylko skąpana w ogniu suknia powiewała delikatnie na wietrze.
Miał właśnie zamiar przerwać ciszę, która zapadła i niezwykle mu ciążyła, ale kobieta go uprzedziła. Może i dobrze. Zapewne zapobiegła jego kolejnej głupiej gadaninie.
– Mamy niewiele czasu, a nasza rozmowa jest niezwykle konieczna, stąd ten pośpiech. W tym gaju nic nam nie grozi; moc Gai tutaj nie sięga. I uwielbiam to miejsce. Jest tak przyjemnie ciepłe! – Kobieta uśmiechnęła się do nich miło.
– Rozumiemy to, ale... kim pani jest? – Kalipso odwzajemniła nieśmiało uśmiech, wyzbywając się lęku.
– Och! Zapomniałam się przedstawić! – Uniosła rękę, jakby miała ochotę palnąć się w czoło, ale powstrzymała się i tylko poprawiła kapelusz na czarnych włosach. – Anchiale, bogini ognia.

CZYTASZ
Run again
FanfictionLeo obiecał sobie, że więcej tego nie zrobi... ale oni tak bardzo go zranili. Ucieka - ten ostatni raz. Wyrusza w samotną podróż, by zmierzyć się z boginią Gają. Ale... czy do końca samotną? Czy uda mu się dotrzeć do Aten? Czy odkryje swoje przeznac...