Annabeth
Nigdy tak bardzo nie cieszyła się na wieść, że dotarli na miejsce. Nogi dziewczyny drżały od zbyt długiego stania, nie miała sił unieść rąk. Od kilku godzin bez przerwy kierowała statkiem. Festus bardzo jej pomagał, ale było tyle ataków potworów, że ktoś musiał stanąć za sterem. I, oczywiście, to ona została oddelegowana, by się tym zająć. Miała już dość.
Przybyli punktualnie – zostały im trzy dni do obudzenia Gai. Teraz tylko musieli znaleźć Leona, który powinien już na nich czekać wśród ruin Epidauros, przeprosić go za zniszczenie statku – ledwo trzymał się w powietrzu przez te wszystkie ataki – błagać o przebaczenie i odnaleźć lub raczej stworzyć lekarstwo lekarza. Drobiazg.
Kiedy już miała krzyknąć do reszty załogi, że dotarli i zaraz będą lądowali, ze statkiem zaczęły dziać się złe rzeczy. Annabeth nie rozumiała, co poszło nie tak, ale biorąc pod uwagę tragiczny stan Argo II, nie była nawet tak bardzo zdziwiona.
– Ludzie, złapcie się czegoś! – krzyknęła z kabiny, starając się utrzymać jeszcze chociaż przez chwilę statek w powietrzu.
– Spadamy?! – Percy znalazł się obok niej.
– Co się dzieje?! – To chyba spytała Piper, ale nie mogła być pewna.
Po chwili zderzyli się z ziemią.
Musiała stracić przytomność, bo obudziła się i zarejestrowała, że po pierwsze żyje, po drugie nie znajduje się w ruinach statku, a po trzecie, że leży w śpiworze, jest wieczór i znajduje się na ziemi. Była bardzo obolała. Przez mrok nie widziała za wiele, ale dzięki blasku ogniska dostrzegła sylwetki swoich przyjaciół, którzy leżeli nieopodal. Poczuła niepokój dopiero w chwili, gdy nie mogła się poruszyć. Ktoś ją związał!
Zaczęła się wiercić, próbując się wyswobodzić, ale to na nic się zdało. Była zupełnie unieruchomiona.
– Percy! – syknęła, próbując dostrzec swojego chłopaka.
– Annabeth? – Obok niej odezwał się głos Franka.
Pozostali także zaczęli się wybudzać.
– Co się dzieje? – wymamrotał Jason, który leżał najdalej.
– Czemu nie mogę się poruszyć? – spytała zaniepokojona Hazel.
– Co się stało? – Piper próbowała obrócić się, ale nie dała rady.
– Spokojnie. Zaraz coś wymyślimy – powiedziała Annabeth, choć nie była tego taka pewna.
Wszyscy na raz zaczęli gadać, wiercić się, próbować uwolnić. Dopiero po kilku chwilach Annabeth kazała im się zamknąć, bo zauważyła, że ktoś się zbliża.
Na początku myślała, że był to Leo. Podobnie drobna sylwetka, niski wzrost. Dopiero później zauważyła jasną cerę, ubrudzoną w wielu miejscach czymś ciemnym, karmelowe włosy, sięgające do brody i widocznie kobiece kształty. Gdy ujrzała twarz dziewczyny, zaparło jej dech z wrażenia. Widziała w swoim życiu wiele pięknych dziewczyn – spotkała się z samą Afrodytą kilka razy, która była przecież jedną z najwspanialszych kobiet na świecie – ale dawno nie widziała takiej twarzy. Delikatnej, o ponadczasowej urodzie, cudownej. Była wyjątkowo piękna, choć zdawała się nie zwracać na to uwagi. Miała na sobie za dużą roboczą koszulę, w wielu miejscach ubrudzoną i luźne dżinsy. Na oko piętnastoletnia, może szesnastoletnia.
Annabeth wydawało się, że znała tożsamość dziewczyny...
Stanęła nad nimi, wsparła dłonie na biodrach i przyjrzała się im uważnie. A potem spytała, jakby wywołując, cichym, acz stanowczym, aksamitnym głosem:
CZYTASZ
Run again
FanficLeo obiecał sobie, że więcej tego nie zrobi... ale oni tak bardzo go zranili. Ucieka - ten ostatni raz. Wyrusza w samotną podróż, by zmierzyć się z boginią Gają. Ale... czy do końca samotną? Czy uda mu się dotrzeć do Aten? Czy odkryje swoje przeznac...