Kalipso
Trudno było jej ogarnąć, co wydarzyło się w przeciągu ostatnich kilku godzin. Tyle się zmieniło... Czuła się zupełnie inną osobą.
Leo nie odzywał się do niej – jeszcze nie ochłoną po ich ostatniej rozmowie. Znajdowali się na statku; wiatr rozwiewał krótkie włosy dziewczyny i wdzierał się pod koszulkę, miecz pobrzękiwał przypięty do pasa. Opierała się ramionami o chłodną barierkę, przyglądając się mijanym przez nich wyspom. Za godzinę mieli być w Delos.
Różnicę stanowiło też to, że teraz nie podróżowali sami. Było ich troje – pewna osoba przyczepiła się do nich w Trypolis... a Leo nalegał, by zabrali ją ze sobą. Nie mogła mu odmówić.
I teraz Valdez siedział z nią.
Z Dimistsany autobusem dotarli do Trypolis – to nie była długa podróż. I już wtedy Kalipso czuła, że on wiedział. Nie podał jej ambrozji, kiedy została ranna. Widział czerwoną krew. Pamiętał jej głupi zachwyt, gdy odkryła, że ma w piersi bijące serce. Ale czekał – chyba chciał, by sama mu to powiedziała. A ona... nie mogła się do tego zmusić. Bo wiedziała, że Leo będzie się czuł winny – choć to była jej decyzja – i że to wszystko doprowadzi do kłótni.
Wysiedli w Trypolis. Piękno, a zarazem tyle nowoczesności, aż ją przytłoczyły. Nie mieli czasu na zwiedzanie, musieli szybko zorganizować sobie transport i dostać się na brzeg morza. Ale widok zielonych wzgórz, starych budowli, zabytków – jakoś podniósł ją na duchu.
Zatrzymali się, by kupić sobie coś do jedzenia. Usiedli na dworze przy stoliku w jednej z knajp i na początku zamówili zimne napoje. Jak zwykle było gorąco, choć już nie tak nieznośnie; może powoli zaczynali się przyzwyczajać? Leo unikał jej spojrzenia, przeglądając kartkę dań.
– Leo, ja... – zaczęła, ale szybko przerwał dziewczynie.
– Masz może ochotę na... – Zmrużył oczy, próbując coś odczytać z karty. – ... numer 14, avgolemono?
Westchnęła, ale zerknęła do karty.
– Na zupę jajeczną? Chyba podziękuję. – Nie mogła się powstrzymać. Na jej usta wkradł się lekki uśmieszek.
Zerknęła na Leona. Chłopak zarumienił się i znów schował za kartą, mamrocząc coś po hiszpańsku.
– Leo... musimy pogadać – powiedziała łagodnie, acz stanowczo.
To nie powinno być dla niej aż tak trudne. Ale kiedy chłopak, którego tak boleśnie kochała, spojrzał jej niepewnie w oczy, miała wrażenie, że zaraz się rozpadnie. Walczyła ze sobą, by w końcu to powiedzieć, w końcu to z siebie wyrzucić...
– Przecież wiem. – Valdez odłożył kartę na stolik, westchnął i oparł podbródek na swoich splecionych palcach.
Czuła, jak łzy napływają jej do oczu; nie wiedziała nawet dlaczego. Poczuła się tak, jakby... go oszukała. To właśnie zrobiła.
– Przepraszam – szepnęła, ściskając brzeg stolika tak, że pobielały jej kłykcie.
Leo wzruszył ramionami i spróbował się uśmiechnąć; gdyby go nie znała, może i by mu uwierzyła. Wiedziała, że to nie było szczere. Z uczuć malujących się w jego oczach, z napięcia mięśni znajdujących się koło warg, nawet z tego, jak układały mu się ramiona. Znała go. Kochała. I nie była w stosunku z nim szczera.
Ktoś by mógł uznać, że to przecież nic wielkiego. Ale to... naderwało nić zaufania oplatającą ich. Powinna była powiedzieć mu o tym od razu. Teraz musiała to jakoś wyjaśnić. Tylko nie wiedziała, czy zdoła to naprawić...
CZYTASZ
Run again
FanficLeo obiecał sobie, że więcej tego nie zrobi... ale oni tak bardzo go zranili. Ucieka - ten ostatni raz. Wyrusza w samotną podróż, by zmierzyć się z boginią Gają. Ale... czy do końca samotną? Czy uda mu się dotrzeć do Aten? Czy odkryje swoje przeznac...