Siedziałam na ławeczce w parku rysując coś w szkicowniku. Tamta jesień jest była nader inspirująca, ciepła i sucha. Moja skóra przyswajała właśnie ostatki witaminy D w tym roku. Niedługo spadnie śnieg, wszystko będzie białe i zimne...
- Muszą boleć Cię nogi... - usłyszałam. Podniosłam oczy i zobaczyłam chłopaka mniej-więcej w moim wieku.
- Nie, czemu? - zapytałam.
- Cały dzień chodzisz mi po głowie. - usłyszałam dość głośny śmiech, już wiedziałam o co chodzi.
- Pozdrów kolegów. - Powiedziałam i wstałam z miejsca.
Daleko to on mi odejść nie dał. Dogonił mnie i chwycił za nadgarstek.
- Przepraszam za to, nie chciałem, żeby to tak wyszło... - wydawał się skruszony. Szatyn o ciemnych oczach, blada skóra, czarna bluzka, czarne spodnie, pieszczocha na nadgarstku. Wyglądał jak typowy emos.
- Yhym... Miło, możesz mnie już puścić? - Spróbowałam mu się wyrwać.
- Jeśli dasz się zaprosić do kina. - upierdliwy typ.
- Grają coś ciekawego? - zwolnił uścisk.
- Nie wiem, poszukam cze... - nie zdążył dokończyć, ruszyłam biegiem przed siebie.
- Goń sie! - wrzasnęłam na odchodne.
- Jeszcze zobaczysz! - Odpowiedział.Po powrocie do domu chciałam zadzwonić do koleżanki.
- Nosz! On tu musi gdzieś być! - przeszukiwałam torbe po raz czwarty.
- Kochanie, co się stało? - zapytała mama.
- Chyba zgubiłam telefon... - przygotowałam się na awanture.
- Ale jak? Gdzie mogłaś go zgubić? - Zaskoczyła mnie. Nie często przyjmuje coś takiego, tak spokojnie...
- W parku albo po drodze, jak biegłam do domu. - spuściłam wzrok.
- No to na co czekasz? Ale jeśli nie znajdziesz, to na nowy poczekasz do urodzin. - machała mi palcem przed nosem, z trudem powstrzymując się od śmiechu.
- Dobra, to ja lece! - po drodze zgarnęłam zegarek z półki.Szukałam tego telefonu, ale nigdzie go nie było. Przeczesałam każde miejsce po trzy, a może więcej razy.
- Czy to przeznaczenie? - no nie, znowu on.
- Nie, czysty przypadek. - odpowiedziałam nie zerkając w jego strone.
- Czy przypadkiem nie szukasz... tego? - spojrzałam na to, co trzymał w ręce. To mój telefon.
- Oddawaj złodzieju!
- Ja, złodziejem? To ty jesteś niezdarna, Sakura... - podparłam się o biodra.
- Nie obchodzi mnie, skąd znasz moje imie, ale jeśli zaraz nie oddasz mi telefonu, zacznę wrzeszczeć. Zbiegną się ludzie, jak myślisz, komu uwierzą? Bezbronnej niewiaście, czy emosowi? - nie, żebym miała coś do emosów...
- Myślę, że Ci się podobam. - uśmiechnął się.
- Sorka, nie gustuje w chamach - udawana przykrość pojawiła się na mojej twarzy i wzruszyłam ramionami.
A on zrobił coś, czego nie mogłam przewidzieć... (To napięcie tum dum dum dop. a.) pocałował mnie.
- I jak, podobało się? - zapytał z drwiącym uśmieszkiem - Zawsze możemy to powtórzyć...
- Dupek. - krótko i na temat.
- Moje serce krwawi, przez twoją nie... - co tu dużo mówić, kopnęłam go w krocze.
- A teraz, coś Cię boli? - zaśmiałam się.
Ale on się nie odezwał. Leżał skulony i nic nie mówił. Minuta... Dwie... Pięć... Powoli zaczynało mnie ogarniać poczucie winy.
- Hej, emo, nic Ci się nie stało? - potrząsnęłam nim.
- Nie. Jestem. Emo. - wysyczał - Nie, nic mi się nie stało, tylko już jestem bezpłodny.
- Tobie to chyba na ręke... Eeee.. Ten... Franek?
- Sasuke idiotko, Sasuke! - niby taki poszkodowany...
- Dobra, Sasuke, mogę już mój telefon? - mogłam w sumie zabrać go, kiedy wielmożny książe jeszcze zwijał się z bólu, ale zapomniałam.
- Najpierw kino. - podnosił się powoli z ziemi.
- Dobra, skoro nawet po tym, kiedy zlikwidowałam twoje i tak nikłe szanse na dzidziusia, dalej się upierasz. Ale Ty stawiasz!
- Fifty fifty, inaczej telefonu nie dostaniesz. - ruszył w strone centrum.
- Dobra, ale bez obmacywanek, zboczeńcu. - poszłam za moim telefonem.
- Ale buziak Ci się podobał.No i tak zaczęła się nasza historia. - uśmiecham się lekko do wnucząt.
- Łał... Babciu, a miałaś kiedyś innego dziadka?
- Nie, nigdy nie miałam innego, ani wcześniej, ani później.________________________________________ Hej, hej, hej! No to jak one shot? Mi się, osobiście, podoba. Wyszedł troszke długi...
Odbjur
Natalia