07

158 29 11
                                    

Wycie syren ucichło, zanim gwiazdy zmęczyły się daremnymi próbami rozświetlenia nieba. Po kilkunastu minutach zamek w drzwiach zatrzeszczał jak łamane kości. Mężczyzna wsunął się po cichu do komnaty, nie chcąc budzić Amiry. Kobieta leżała na materacu, oddychając miarowo, spokojnie. Widziała go, gdy wychodził. Czyżby spokojnie usnęła, kiedy zobaczyła, że nie jest w żaden sposób zagrożona? Nathaniel uśmiechnął się pod nosem. Miała wiele wspólnego z wystraszonym zwierzęciem. Nie wiedział tylko, czy z drapieżnikiem, czy ofiarą.

Otworzył barek i wyciągnął butelkę whisky, szklankę i leki nasenne, uważając, by nie narobić hałasu. Nalał sobie dość sporą porcję i wypił na raz, połykając pół tabletki. Jako żołnierz musiał pozostać czujny, nie mógł wziąć pełnej dawki. Chciał jednak pomóc sobie zasnąć. Potrzebował ucieczki od tego, co robili. Nocami, kiedy siedział w ciszy sam ze sobą było najgorzej. Maszyna przestawała działać, a obrzydzenie do samego siebie rosło, twarze zabitych krążyły dookoła niego jak zjawy, w głowie rozbrzmiewał każdy huk z jego broni. To było nie do zniesienia, ale na szczęście na przestrzeni lat wypracował swoje sposoby, żeby zagłuszać sumienie nawet po zmroku. Przed wsunięciem się pod kołdrę wyciągnął z regału jeden z kilku takich samych eleganckich zeszytów obitych materiałem. Wziął leżący nieopodal długopis i zaznaczył dziesięć kresek, jedną z nich wyraźnie pogrubioną. Odłożył notatnik na miejsce i ruszył w stronę łóżka. Po drodze pochylił się nad Amirą i poprawił jej kołdrę, dbając, by szczelnie ją otulała. Może duch Wodza jest też w tym pokoju i sam chciałby to zrobić, ale niestety nie może? Nathaniel pogładził kobietę po włosach. Były miękkie, elastyczne, a jednocześnie mocne. Od razu przyszła mu na myśl grzywa lwa. Tak, to zwierzę stanowczo do niej pasowało, nie tylko ze względu na włosy, ale też na dumę, silny charakter. Była prawdziwą królową, córką Wodza. Ciekawe, czy jest teraz ze swoimi Wielkimi Duchami. Może sam zmienił się w jednego? Nathaniel dowiedział się trochę o nim z zaufanych źródeł. Z pewnością był szlachetnym i wielkim człowiekiem, pełnym spokoju i troski o swoich braci. Nie osądzał, szukał przyczyn, rozumiał.

-Nie martw się, Wodzu, -szeptał, wpatrując się w niezmąconą koszmarem twarz Amiry –zadbam o twoją córkę. Żałuję, że tym razem drogi mojego rodu i twojego plemienia skrzyżowały się w taki sposób. –Poczuł, że tabletka zaczyna działać. Zatopił głowę w miękkim puchu poduszki i nim się zorientował, usnął.

Kobieta nie spała. Słyszała każde słowo i zrobiło jej się potwornie żal mężczyzny. Niestety, by plan się powiódł, musiał uwierzyć we wszystko, co działo się dookoła niego, choćby było to jednym wielkim kłamstwem. A miała ich jeszcze masę w zanadrzu. Wtuliła twarz w kołdrę, którą poprawił mężczyzna. Zdawało się, że dłonie Nathaniela zostawiły na niej jakąś ciepłą powłokę, z którą Amira nigdy wcześniej się nie zetknęła. Czułość? Opieka? Poczuła spokój, a jej serce zalała przyjemna, bliżej nieokreślona fala. Po chwili jednak poczuła się podle, pierwszy raz odkąd pamiętała. Nigdy nie dopuszczała do siebie myśli o uczuciach innych, od tamtego dnia. Musiała dbać sama o siebie, zachowywać się instynktownie, robić tylko to, co mogłoby ją w jakikolwiek sposób ocalić i nie oglądać się na innych. Obróciła się na plecy, wpatrzona w sufit. Chciała jak najszybciej pozbyć się tego uczucia, zatopić się w tym poprzednim, fascynującym cieple. Jednak zamiast delikatnie ją otulać, ta powłoka zaczęła parzyć, próbować roztopić serce, które zamrażała ona sama i ludzie, których spotykała. Odrzuciła kołdrę na bok, oddychając ciężko. Podniosła się do siadu, wpatrzona w śpiącego Nathaniela. Może gdyby rozumiał jej położenie, nie miałby jej za złe tych wszystkich oszustw i intryg, które miały go czekać. Tak, z pewnością zrozumiałby. Jej głowa opadła na poduszkę, a oczy zamknęły się powoli. Z pewnością w swojej pracy osiągnęła mistrzostwo. W końcu oszukała nawet samą siebie.

TopielcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz