Nathaniel wrócił do sali z podniesioną głową, wyprostowany i dumny. Miał to szczęście, że nie było po nim widać, że płakał -na jego twarzy nie wychodziły żadne plamy, a oczy nie puchły zbyt mocno. Za nim podążała Lwica, trochę mniej dumnie, na tyle, na ile pozwalała jej rola. Nie wyglądało na to, by ktokolwiek zorientował się, dlaczego Nathaniel opuścił salę. No może poza Magnusem, którego oczy szkliły się delikatnie, szukając kontaktu z szarymi, zimnymi i jakby nieobecnymi tęczówkami Tygrysa. Tłuste świnie przy korycie były zbyt zajęte jedzeniem i pustymi rozmowami, by cokolwiek dostrzec. Amira nie widziała, ilu z nich spróbowało Wodza. Może Imperator zostawił całość dla siebie, na później. Może kazał zabrać rekwizyty, skoro ta część przedstawienia dobiegła końca. Jedno było pewne. Na stole już go nie było. Nathaniel zmierzył spojrzeniem stół i przechodząc, położył dłoń na ramieniu jednego z służących. Chłopak drgnął, wystraszony. Jego ogromne oczy ośmieliły się jedynie raz, na krótką chwilkę, spojrzeć w stronę mężczyzny. Jego ust, przykrywających zębiska, będące w stanie przeżuć ciało innego człowieka. Tygrys Ludojad. Bał się, czuł, że nogi ma jak z waty. To było zrozumiałe.
-Przekaż Ianowi, żeby zaniósł do mojej komnaty główne danie, razem z ozdobami. A ty przynieś mi obraną pomarańczę.
Chłopak nerwowo skinął głową i już chciał się wymknąć z paszczy Tygrysa, jednak ten mocniej zacisnął palce, niby kły wyrastające z dłoni, przypominającej pysk.
-Nie waż się o tym nikomu innemu pisnąć. Zrozumiano?
-Tak, panie.
Nathaniel wrócił na swoje miejsce i, jak gdyby nigdy nic, zaczął na nowo zajadać się winogronami. Mimo wypłukania ust czuł jeszcze posmak wymiocin, chciał się go pozbyć. Magnus nie odrywał oczu od mężczyzny, który widząc to, uśmiechnął się do niego delikatnie, próbując pokazać mu, że jakoś się trzyma. Wiedział, że nie zdoła oszukać przyjaciela, ale nie potrafił postąpić inaczej. Nie chciał mu dokładać zmartwień i pokazywać, że czasami, mimo wszystko, Imperator jest w stanie go złamać, choć i tak przez te wszystkie lata uodpornił się na wiele okrucieństw. Albo tak mu się wydawało. Magnus już miał coś powiedzieć, kiedy do Nathaniela podszedł jeden ze służących z obraną pomarańczą. Coś było nie tak. Nathaniel nie lubił wysługiwać się służbą. Ta pomarańcza musiała być swego rodzaju przykrywką, pozornym powodem wcześniejszej rozmowy z chłopakiem.
Imperator wstał od stołu, podszedł do orkiestry i kazał zacząć grać. Czkający i lekko zataczający się gubernatorzy ruszyli napchanymi brzuchami w stronę parkietu. Nathaniel wciąż próbował odwieźć mózg od myślenia, próbując skupić go na przeżuwaniu i trawieniu na zmianę obranej pomarańczy i winogron. W końcu zostali sami z Magnusem przy tej części stołu.
-Co kazałeś zrobić temu służącemu?
Nathaniel spojrzał na niego, kończąc ostatni listek pomarańczy.
-Przynieść mi pomarańczę. Wiesz, że je lubię, a nie było ich na stole.
-Nathaniel...-Magnus spojrzał karcąco na przyjaciela. –Nie mnie wciskaj takie pierdoły.
Mężczyzna uśmiechnął się gorzko, obracając w dłoni szklankę z wodą. Otworzył usta, jak gdyby chciał coś powiedzieć, jednakże w tym momencie dosiadła się do nich gubernatorka z północnych prowincji, ta sama, która odwiedziła niedawno Tygrysa z prośbą o wytępienie rdzennych mieszkańców. Amira czuła na sobie jej podejrzliwy wzrok od samego początku kolacji. Kobieta usiadła z gracją, pilnując swojej sylwetki tak, by każda jej część wyglądała idealnie i zachęcająco. Położyła dłoń na ramieniu swojego „wybawcy" i uniosła w górę burzę długich, prawdopodobnie sztucznych rzęs. Gdy otworzyła usta, mężczyzna wyczuł silny zapach wina.
CZYTASZ
Topielcy
General FictionWodne odmęty w ciszy pochłaniają ciała. Każda kropla wlewająca się do płuc jest jak ziarenko piasku w klepsydrze. Z tą różnicą, że nikt nie obróci naczynia. Utoniesz, czy zaczniesz topić innych? Decyduj, gra się rozpoczęła. Ród Crescent od lat służy...