Spacerowaliśmy naszą ulubioną ścieżką na której po raz pierwszy los postanowił spleść nasze marne byty w jedną całość...Bez niego bym nie przetrwała...jest moim powietrzem, powiedziałabym, że ukradł mi serce ale nie mogę ponieważ on nim jest...bije w moim ciele...Do dziś pamiętam ten pierwszy wieczór...
Rok wcześniej...
Nie wybrałam sobie tego życia...nie ja postanowiłam zamieszkać z moim ojczymem po śmierci mojej matki...nie ja kazałam robić mu to co robił co noc, a co do tego prowadzi to nie ja kazałam mu sięgać po alkohol...mówi mi, że wyglądam tak jak moja matka ale tak samo mógłby mówić, że wyglądam jak nosorożec na rowerze...Pytanie jednak jest inne...Skoro to nie ja zrobiłam te wszystkie rzeczy to czemu czuję się tak cholernie winna? W mojej podświadomości wszystko wygląda inaczej... OJCZYM ( nigdy nie nazywałam go po imieniu. Nienawidzę imion) zastępuje mi ojca, każdego popołudnia pyta jak było w szkole, zabiera do kawiarenki za rogiem- w optymistycznej części mojej głowy mieszkam w małym słodkim miasteczku tak jak w tych wszystkich serialach z amerykańskimi idealnymi rodzinkami- na pyszne lody czekoladowe. W nocy przychodzi tylko by przynieść mi ciepłe mleko gdy dopadną mnie koszmary. Tam moja matka mieszka w Remington ponieważ rozwiedli się z moim ojczymem.Nie przeszkadza mi to jednak bo odwiedza nas w każdą sobotę. Na ulicy wszyscy się znają i każdego ranka pozdrawiają się zwyczajnym " Dzień dobry ". Tam wszystko jest takie idealne. Czuję jakby w mojej duszy był przełącznik. Po jego jednej stronie znajduje się realny świat a po drugiej " mój świat". Czasami jednak coś...a raczej ktoś go blokuje...Mój ojczym...zawsze wie jak sprowadzić mnie na ziemię...Muszę coś z tym zrobić...nie mogę pozwolić na odebranie mi jedynej rzeczy jakiej mam...mojej krany czarów. Wiem, że może to wydawać się dziecinne ale to wyłączny powód mojego pobytu tutaj...to uzasadnienie tego, że jeszcze żyję...w końcu to zrozumiałam -muszę stąd odejść...przynajmniej z tego domu, tego zadupia. Wyruszam zanim ON wróci. Szybko spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka, założyłam na szyję wisiorek, który dostałam od mojego biologicznego ojca, zanim jeszcze odszedł i wybiegłam z domu zostawiając stare życie za sobą...
Jeju jak tu zimno...jestem tak zmęczona tym wszystkim, że nawet śnieg wydaje się najwygodniejszym posłaniem na świecie...i o dziwo taki też jest na ten moment...ułożyłam się na nim, patrzyłam jak śnieżynki spadają na moje zimne ciało utulając mnie do snu i słuchałam jak wiatr gra mi najpiękniejsze kołysanki...nie mogłam nie zapaść w sen...po prostu było to nierealne...
Rano obudziłam się w JEGO objęciach. Jednak to nie był ten sam ON co kiedyś...teraz gdy zostawiłam swój byt za sobą musiałam znaleźć nowego ON-A. Wszystko mnie bolało, więc nie mogłam zobaczyć jego twarzy...widziałam tylko niosący mnie cień...Cień...tak mogę go nazwać...
- Cieniu?- zapytałam słabym głosem
- Tak Śnieżko?
Już wiem, że to będzie moja bratnia dusza....Do końca świata...Choćby nawet świat miałby się skończyć za milion lat...
- Postawisz mnie?
- Yhmm...
Gdy już ostrożnie postawił mnie na ziemię a ja zauważyłam, że mojej szyi nie ozdabia już prezent od mojego ojca.
- O rany...zgubiłam mój naszyjnik. Był dla mnie bardzo ważny.Nie widziałeś go nigdzie?!- zapytałam z paniką w głosie. On tylko się uśmiechnął i wyjął go z kieszeni.
- Gdy go ujrzałem, postanowiłem, że pójdzie za dużo kasy...ale potem zobaczyłem ciebie i wszystko się skomplikowało...
- Dziękuję...
Teraz...
Potem już zawsze byliśmy razem...szukamy idealnego miejsca od roku...ale nadal nic...chyba takowe nie istnieje na tym świecie...ale w krainie czarów...wszystko jest możliwe...A co się tam dzieje? W tym momencie biorę ślub z Cieniem. Tak...od roku nie nazywamy się inaczej jak cień i śnieżka...dowiedziałam się, że tak samo jak ja nienawidzi imion...zbieg okoliczności...nie, po tym roku okazało się, że takowe nie istnieją...- Śnieżka?
- Tak?
- Choć mam ci coś do powiedzenia...
- Co się dzieje?
- Straciłem to...już nie mogę.- mówiąc to nachylił się nade mną...wtedy myślałam, że chodzi o to, że chce mnie pocałować ( na początku obiecaliśmy, że nigdy się nie pocałujemy...)
- Jeśli mnie kochasz...- W tym momencie nie liczyło się nic innego niż jego zielone oczy...Nie widziałam niczego poza nimi...dlatego nie zauważyłam też pistoletu, którym nie kończąc zdania strzelił sobie w skroń...gdy tylko usłyszałam ten huk nie wiedziałam co się stało...po chwili zobaczyłam...mój ukochany Cień odszedł...do krainy, w której każdy chciałby się znaleźć...taką mam przynajmniej nadzieję...Gdy osuwał się na śnieg już to wiedziałam...z nim odeszła też moja dusza...Bez mojego Cienia nie byłam już Śnieżką...byłam tylko dziewczyną...dziewczyną BEZ DUSZY...
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
I tak zakańcza się 1 część " książki". Mam nadzieję, że komukolwiek się to podobało.
CZYTASZ
Bezduszna
RomanceJak czujesz się gdy stracisz duszę? TA DZIEWCZYNA już wie, że to ból przeszywający całe ciało...Czy poradzi sobie z tym wszystkim co ją otacza? Dowiedzcie się czytając "Bezduszną"