Wszystko...a raczej All

21 2 1
                                    

  Odkładałam już księgę zapisaną wspomnieniami nieznajomego gdy jego roześmiane oczy ujrzały mnie wchodząc do pokoju...nastała niezręczna cisza...ach...Czemu ja muszę wszystko zawsze spieprzyć? W tej głuchej ciszy rozejrzałam się po pokoju...naprzeciwko mnie była ściana...dziwnie pusta. Na innych wisiały barwne obrazy kontrastujące z szarą farbą, lecz tam były tylko miejsca po ramkach, tak, jakby ktoś niedawno je zdjął. W tym pokoju dostrzegałam smutek...niby obrazki dodawały mu koloru a trafne dodatki ocieplały pomieszczenie ale jednak coś było ewidentnie nie tak.
Gdy rozglądałam się po pokoju oczy nieznajomego z wesołych i tętniących życiem stały się smutne i zmartwione.
- Czytałaś...?
- Tak...- powiedziałam spuszczając wzrok na podłogę.
- Może się przejdziemy? Po drodze wszystko ci wyjaśnię...
NO i poszliśmy, nieznajomy dał mi ciepłą bluzę i wyszliśmy z jego domu. Szliśmy przez las aż doszliśmy do dobrze mi znanego drewnianego płotu. Zza niego widać już było pierwsze drzewa i krzewy, które odważyły się wystawić swoje zielone listki na niewinnie wyglądające zza chmur słońce i ciepły jak na początek wiosny wiaterek. Zamyślony chłopak otworzył furtkę i wraz ze mną podążał przez ten tajemniczy ogród. Bywał tu zanim mnie znalazł? Opiekował się tym pięknym ogrodem? Tyle pytań obijało się o moją głowę lecz żadne z nich nie chciało wydostać się na zewnątrz. W oddali słychać było śpiew ptaków, które dopiero co wróciły z miejsc gdzie spędziły wyjątkowo srogą w tym roku zimę. Żadne z nas nie chciało zakłócać tego co wydawało się w tym momencie takie kojące: melodia wiatru który dzwonił o płot swymi lekkimi dzwoneczkami czy trzepot liści onieśmielających swoją zielenią...wszystko było takie cudowne...Lecz każda baśń musi mieć swój koniec a gdy się już skończy wszyscy musimy powrócić do rzeczywistego świata jak gdyby to co się tam zdarzyło nie miało dla nas żadnego znaczenia. Podeszłam do niego i z lekkością dotknęłam jego ramienia. On spojrzał się na mnie , ujął moją dłoń i ruszyliśmy wgłąb kwitnącego ogrodu. Przystanęliśmy przed wyjątkowo pięknie zakwitającym drzewem.
- Kochałem ją a ona odeszła...- zaczął ze smutkiem w oczach. Ja nie chcąc mu przeszkodzić po prostu wpatrywałam się w jego usta z żalem wypowiadające te bolesne dla serca słowa.
- Bardzo kochałem Nadię...była dla mnie jak powietrze, bez niej życie traciło sens...
- Jak ona...? - zapytałam niepewnie urywając by nie wymówić tego okropnego słowa...
- Umarła? Cóż miała guza...a ja nawet nie wiedziałem. Dzień przed swoją śmiercią ze mną zerwała...myślałem, że może znalazła sobie lepszego mężczyznę i szczerze życzyłem jej szczęścia. A ona...po prostu chciała mi oszczędzić tego bólu, cierpienia w siedzeniu przy szpitalnym łóżku i wrażenia, że nigdy już wszystko nie powróci do normy...
Nie mogłam wytrzymać i podbiegłam do niego gdy tylko pierwsza łza ociężale wytoczyła się spod jego powieki. Trwaliśmy w uścisku chyba z 20 minut...ale czułam że jak tylko go puszczę to rozklei się na miliony malutkich kawałeczków niczym porcelanowa lalka...
- Muszę ci coś pokazać...- wyszeptał
Podeszliśmy do starej szopy a tam...usłyszałam cichutkie miałczenie...gdy mieszkałam jeszcze u ojczyma uwielbiałam kotki...gdy jednak przynosiłam jakiegoś do domu ojciec od razu go wywalał...
Gdy zobaczyłam białą puszystą kulkę od razu do niej podeszłam i wzięłam na ręce.
- Pomyślałem, że oby nam to poprawi humor - powiedział a kąciki jego ust lekko powędrowały ku górze...
Wszystko co o nim myślałam zmieniło się o 180 stopni...wszystko...all...Już wiem jak będę nazywać nieznajomego...
Odeszliśmy przy zachodzie słońca obiecując małym kotkom że jeszcze je odwiedzimy. Potem razem z niezna...All-em (tak wiem dziwne XD) weszliśmy do domu i położyliśmy się spać....

BezdusznaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz