- Jesteśmy - oznajmił Jus, kiedy zatrzymał samochód przed jednym z domów.
Wyszliśmy razem z auta. Oczywiście muzykę było słychać już na zewnątrz. Poważnie dziwię się, że sąsiedzi jeszcze nie skarżą się na hałas. Weszliśmy do środka. Było tam naprawdę dużo ludzi. Ciekawe czy on w ogóle ich wszystkich zna, ale jestem przekonana, że nie. W każdym razie miał przynajmniej kogo zaprosić na taką imprezę. Jeśli chodziłoby o mnie i to ja chciałabym zorganizować coś takiego, najprawdopodobniej mogłabym zaprosić tylko swoją jedyną przyjaciółkę, bo więcej znajomych nie mam.
Chłopak kiwnął głową w lewo, nie głowiąc się nawet nad tym by próbować przekrzyknąć muzykę. Poszłam za nim w wyznaczonym kierunku, okazało się, że trafiliśmy do kuchni. Tam Jus podał mi jedno piwo i sam również wziął jedno dla siebie.
- Justin ! - wykrzyknął ktoś obok - siema, stary.
- Hej, Paul - odpowiedział po prostu.
- A to kto ? - chłopak spojrzał w moją stronę.
- To Ellie.
- Cześć - odezwałam się, uśmiechając się lekko do niego.
- Zatańczymy ? - zapytał, ale szczerze mówiąc nie miałam na to zbytnio ochoty.
- Może później - zbyłam go.
- Hmmm...okay - wzruszył obojętnie ramionami - Co powiecie na parę, ewentualnie paręnaście shotów?
- Jestem za - zgodził się Justin odkładając nieotwartą jeszcze butelkę piwa na bok. Ja zrobiłam dokładnie to samo, w końcu nie chce, żeby pomyślał, że jestem nudna i nie potrafię się bawić. W sumie, właśnie taka byłam. Nie chodziłam nigdy na imprezy, bo po prostu nie miałam tylu znajomych, ani nie czułam się dobrze w takim towarzystwie. W dodatku nigdy nie przepadałam za alkoholem. Po prostu nie miałam nigdy ochoty na weekendowe imprezy na których wszyscy byli tak pijani, że następnego dnia nie pamiętali co się działo wcześniej.
Po kilku shotach Jus zaciągnął mnie do salonu, gdzie wszyscy tańczyli do głośnej muzyki.
Raczej nie zgodziłabym się na to, gdyby nie alkohol który przed chwilą wypiłam, ale dzięki niemu byłam bardziej rozluźniona.
Kiedy dotarliśmy na środek pomieszczenia zaczęliśmy poruszać się w rytmie muzyki.
Chłopak stał za mną tańcząc, z umieszczonymi rękoma na moich biodrach, przyciągając mnie jeszcze bliżej siebie tak, że teraz w sumie się o siebie ocieraliśmy.Po kilku piosenkach Justin chwycił mój nadgarstek i wyszedł z tłumu, kierując się z powrotem w stronę kuchni, najprawdopodobniej po kolejne kolejki shotów.
Mój organizm naprawdę nie był przyzwyczajony do takiej ilości alkoholu w tak krótkim czasie, więc z każdym momentem czułam, że jestem coraz bardziej pijana.Kiedy Jus wraz z Paulem pili kolejną kolejkę, podeszła do nas jakaś dziewczyna. Chyba skądś ją kojarzyłam...No tak, już wiem. To ta dziwka którą widziałam w zeszłym tygodniu.
Blondynka wyszeptała coś do ucha Justina, przygryzając wargę, a ten tylko pokiwał głową i ruszył z dziewczyną w stronę schodów prowadzących na górę. Dziewczyna jeszcze tylko odwróciła się w moją stronę, posyłając mi satysfakcjonujący uśmiech.Przeszłam z powrotem do salonu, w kącie zauważyłam kanapę, więc po prostu do niej podeszłam i usiadłam. Zaczynałam robić się naprawdę zmęczona.
Po jakiś kilkunastu minutach dosiadł się do mnie Paul.
- Więc może teraz chcesz ze mną zatańczyć ? - zapytał znów.
- Nie, nie chcę - zaprzeczyłam.
- No to może skoczymy na chwilę na górę. Na pewno znalazł by się tam jakiś wolny pokój. - przysunął się bliżej mnie.
Czy on poważnie się do mnie przystawia ?! To był dokładnie kolejny powód dla którego nie lubiłam takich miejsc.
- Nie - przewróciłam oczami.
- Nie zgrywaj takiej niedostępnej, spodoba Ci się - położył dłoń na moim kolanie i zaczął przejeżdżać nią w górę mojego uda, ale w porę strzepnęłam jego rękę z mojego ciała, jednak od razu wróciła ona z powrotem do mnie.
- Nie mam na nic ochoty - oznajmiłam i wstałam, jednak natręt od razu powtórzył mój ruch i chwycił za mój łokieć odwracając mnie w swoją stronę.
- Jeśli liczysz na jakiś szybki numerek z Justinem, to raczej to nie wypali, bo jest teraz zajęty jakąś inną laską, dlatego po prostu chodź ze mną - szarpnął mnie za rękę, a ja syknęłam cicho z bólu, ponieważ trzymał mnie zdecydowanie zbyt mocno.
- Zostaw mnie - spróbowałam się wyszarpnąć ale na marne.
- Paul ! - usłyszałam surowy głos blondyna z boku, odwróciłam głowę w jego stronę i zauważyłam, że był widocznie wkurzony - odwal się od niej.
- Bo ? - zapytał zirytowany Paul.
- Bo ja tak mówię, to jest mój dom, a jeśli mnie nie chcesz słuchać to możesz stąd wypierdalać.
Brunet tylko parsknął pod nosem i poszedł gdzieś.- Przejdziemy się na zewnątrz ? - zaproponował.
- Mhmm, okay.
Po chwili opuściliśmy budynek, więc muzyka była już znacznie cichsza. Chłopak wyjął z kieszeni spodni paczkę papierosów i wyciągnął ją w moją stronę.
- Chcesz ?
Odruchowo chciałam odmówić, ponieważ nie znosiłam samego zapachu dymu papierosowego. Jednak zdecydowałam się przytaknąć. Justin był ewidentnie zdziwiony moim wyborem, ale zostawił to bez komentarza. Sam chwycił jednego papierosa między swoje zęby, po czym podpalił nasze szlugi.
- Dzięki za to, że mi pomogłeś - powiedziałam cicho.
- Nie ma sprawy, w końcu co miałem zrobić ?
- Nie wiem, po prostu cały czas przystawiasz się do jakiś dziewczyn, więc pomyślałam, że czemu miałoby ci przeszkadzać jeśli jakiś facet przystawiałby się do mnie.
- Whao...znasz mnie zaledwie tydzień, a już masz o mnie takie zdanie ? - udał, że jest obrażony.
- A jest inaczej niż myślę? - uniosłam jedną brew śmiejąc się, przez co zakrztusiłam się lekko dymem.
- W każdym razie ja nie jestem taki nachalny jak Paul. Jeśli byś mnie lepiej znała wiedziałabyś to, ale on jest kutasem i nie rozumie słowa "nie". Sądzi, że jeśli będzie się tak zachowywał to będzie miał każdą laskę, a nie ma przez to żadnej - zaśmiał się. - Jeśli jeszcze kiedyś by się tak wobec ciebie zachowywał to mi powiedz, okay ?
- Oczywiście - uśmiechnęłam się.
- Wracamy ? - machnął ręką w stronę domu, wyrzucając peta na ziemię.
- W sumie to chyba będę się zbierała do domu. Ojciec i tak pewnie da mi szlaban. To znaczy będzie chciał mi go dać, a później zda sobie sprawę z tego, że i tak jutro wyjadę z powrotem do domu.
- W takim razie Cię odwiozę.
- Nie ma mowy - zaprzeczyłam od razu - mam zamiar przeżyć do jutra, a ty nie jesteś za bardzo trzeźwy.
- Uważasz, że nie dałbym rady dowieść Cie do domu ?! - parsknął.
- Wole nie ryzykować, wezmę taksówkę.