1 (już poprawiony)

5.1K 260 33
                                    

Zachodzące słońce powolnie okrywało mrokiem okolicę. Pobliski las znikał w ciemności. Stojąc na moście nad rzeką rozmyślałem. O przyjaciołach, o przeszłości, o życiu.... Jest sens dalej to ciągnąć? Wciąż trzymać w sobie te wszystkie wspomnienia? Walczyć z tym wszystkim? Dać się temu pożerać od środka? Czy może... Skończyć z tym? Zniknąć pod wodą, spowodować zwarcie systemów, przewodów, czy co tam we mnie pozostało... Będę żyć na złość innym. No i to jest optymizm! koniec użalania się nad sobą! Zaczynam nowy rozdział w życiu! nie ma tamtego mnie! Nie tyle przeżyłem, aby teraz umrzeć. Nie w tak... normalny sposób, jeśli już. I teraz zastanawiam się czemu nikt nie zwraca na mnie uwagi... No tak... przecież jest środek nocy...

-Pora wracać – mruknąłem cicho, ruszając w stronę domu.

***

Po kilkudziesięciu minutach żwawego marszu wreszcie dotarłem do Domu strachów. W sumie tylko tego, co po nim zostało... Ostrożnie przemaszerowałem przez spróchniałe deski. Znam tę trasę już doskonale. Nie załamią się.

Nie powinny, w każdym razie.

Na końcu korytarza ujrzałem Phantom Freddie'go. Skinąłem na przywitanie, uśmiechając się lekko. Zadziwiającą zagadką jest fakt, iż my dla siebie wyglądamy jak ludzie. Ludzka postura, normalna twarz... Kształty tam gdzie potrzeba... CHYBA.

- Się masz Fredziuchu!

-O witaj Kapucynie wielkanocny, co nie raczy zmienić bielizny od ponad 30 lat. - Freddy JAK ZAWSZE miał dobry humor. Chyba jeszcze nigdy nie widziałem, jak chodzi smutny czy przygnębiony... Sam aż cicho się zaśmiałem na jego porównanie.

-Jakieś wieści? Coś nowego się tu dzieje? – Tu Fred streścił mi po krótce sytuację w budynku. Phantom Mangle i Phantom Chicka jak zwykle kłóciły się, która z nich wygląda lepiej. Jak dla mnie obie wyglądają nie lepiej, niż spleśniała szynka wrzucona do bagna, wyciągnięta i przemielona na parówki. Rozmowa zapewne trwałaby dłużej, nie sygnał że wybiła 6 A.M. – Więc żegnam cię chwilowo mój kudłaty przyjacielu. Łóżko moje staje się o niebo lepszym przyjacielem niż poranne espresso, więc proszę cię o nie przedłużanie tego i zaprzestanie trajkotania o jednym i tym samym czym są kurze jaja piersi maczane w niedorozwiniętych kurach, Kudłaczu – Ruszyłem w stronę pokoju. Freddie stał osłupiały, zapewne wpatrując się w miejsce, gdzie stałem przed chwilą. Po chwili – będąc już blisko swojego pokoju usłyszałem jego śmiech. I coś jeszcze. Coś o niebo bardziej niepokojącego... 




___


Niby rozdział ma tylko 369 słów, ale dopiero wracam do pisania. Liceum to jednak nie sielanki, więc prędzej czy później pojawi się kolejny poprawiony rozdział xD 


Lppl :3

Help me... Please... Fnaf story[PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz