Niebieski tramwaj numer sześć hałasuje znajomo i uspokajająco. Przez cała sobotę i niedzielę nie słyszałam tego dźwięku i muszę się przyznać, że mi tego brakowało. Moje weekendy nie są najciekawsze, moje życie towarzyskie nie rozkwita, może dlatego, że go nie ma. Swoją drogą: ciekawe czy Janek znów dziś przyjdzie, czy jeździł tym tramwajem tylko przez tydzień i nigdy więcej go nie zobaczę. To by było przykre, nic mi nie powiedział. Z resztą: przezwyczaiłam się już do tego, że z kimś rozmawiam i nie muszę słuchać pani Ilony, czy siedzieć i tępo patrzyć się przed siebie. Dojechaliśmy do drugiego przystanku, więc zerknęłam za okno, ale Jaśka nie było. Była za to wyjątkowo ładna pogoda, słońce w końcu wyszło zza chmur i osuszało mokre chodniki. Mimo, że nadal było zimno to słońce, które świeciło tak bardzo przyjemnie poprawiało wszystkim humory. Ludzie ubrali się bardziej kolorowo, chodzili z wyprostowanymi plecami. Lubię patrzeć jak miasto budzi się do życia, zwłaszcza latem. Wtedy przed kwiaciarniami, których mijam chyba z pięć wystawiane są różne wiązanki, bukieciki i pojedyncze kwiatki, które znacznie rozweselają ulicę. Przylatują do nich motylki, które tak bardzo uwielbiam. Są przepięknie, kolorowe, uwielbiam kolory. Pamiętam, że jak byłam młodsza, chodziłam do gimnazjum to wybraliśmy się do motylarni, było tam na prawdę mnóstwo motyli, które siadały na rękach, latały beztrosko dookoła nas i spijały nektar z wielu kwiatów. Lubię w motylach tą delikatność i subtelność, która jest u nich zdecydowanie cechą dominującą. A teraz jest zbyt zimno na motyle, wielka szkoda. Tramwaj szarpnął zatrzymując się na kolejnym przystanku, wśród kilku osób spostrzegłam Jaśka. -Hej.- rzuciłam gdy chłopak usiadł obok mnie.
-Widzę, że masz dziś dobry humor, to niespotykane.- mimo średni miłej uwagi uśmiechnął się do mnie.
-Zawsze mam dobry humor, po prostu twoja twarz zawsze mi go psuje.- zrobiłam przesadnie zbolałą minę, chłopak wybuchnął śmiechem i zapytał
-Czyżbym wypiękniał?
-Nie, przezwyczaiłam się już.- odpowiedział mi śmiechem. Tymczasem zaobserwowałam naprzeciwko mnie niesamowite zjawisko: Patrycja, dziewczyna z mojej klasy o poziomie popularności niewiele wyższym niż mój i Karol, który jest w równoległej klasie jedli razem, dziobek w dziobek jedno, czerwoniutkie jabłuszko. Uśmiechnęłam się do siebie. Nie pojmuję dlaczego Patrycja nie jest "fajna" dla naszej klasy. Przecież jest śliczna, ma długie, jasnobrązowe włosy i wydaje się bardzo sympatyczna. Czy możliwe jest to, że dryg do uczenia się i dostawania dobrych ocen aż tak zepchnęło ją w rankingu klasowym prawie na samo dno? Dlaczego ludzie tak bardzo nie lubią osób mądrzejszych? Nigdy nie pojmę tej bandy idiotów, z którą przyszło mi chodzić do klasy, przysięgam. Gdy obserwowałam świeżo upieczoną parę doleciał do mnie specyficzny głos pani Ilony, która jak zdążyłam spostrzec nie przywdziała dziś ohydnej, białej (chyba) wełnianej czapki. Mówiła, że rzeczywiście- Mruczek ma coś z jelitami, nie dosłyszałam dobrze co. A jednak coś mu jest! Pani Ilona wygrała. Ciekawe czy czuje się jak olimpijczyk? Może weterynarz ją oświeci, że kotów NIE należy poić mlekiem? Mam taką nadzieję, to znacznie poprawiło by byt tego kociska. U Pusi nic nowego, futerko nadal jej leci. Niech ona przestanie ja maltretować szczotką i płynem na porost sierści to to się uspokoi. Ale to jest pani Ilona, tego nie ogarniesz. Mam nadzieję, że ta kobieta nie ma dzieci, jeśli ma to im szczerze współczuję.
-Co się tak na nich zapatrzyłaś?- z zasłuchania pomieszanego z zamyśleniem wyrwał mnie Janek.
-Nie, tak jakoś. Słuchałam pani Ilony.
-Pani... co? Nie masz z kim się umówić?- uśmiechnął się zawadiacko gdy popatrzyłam się na niego (według mnie) jak na idiotę.
-Żebym jeszcze chciała się z kimś umówić.
-Och, nie udawaj, że nie chcesz się umówić ze mną. Ale nie możesz bo wiesz, że nie powiem ci gdzie mieszkam i innych takich.
-Nigdy w życiu bym się z tobą nie umówiła. I nie bądź taki pewny siebie bo mam dość takich chłopaków na co dzień.- prychnęłam gniewnie, niech on nie będzie taki jak dziewięćdziesiąt procent moich kolegów.
-Wiem, że wy, dziewczyny uwielbiacie gdy jestem wredny i pewny siebie, więc nie udawaj. Przyznaj: podobam ci się.
-Nie.- mówiłam to z całkowitym przekonaniem i zirytowaniem.
-Nie kłam, przy mnie nie wolno kłamać.- po jego słowach we mnie zawrzało. Przypomniał mi się pewien obrazek z tumbrl'a i nim zdążyłam to przemyśleć wypeplałam
-Zagrajmy w pewną grę. Prawmy sobie komplementy. Udawajmy sprzeczki. Chodźmy na wspólne spacery. Wymyślajmy sobie przezwiska. Umawiajmy się na randki. Rozmawiajmy przez telefon godzinami. Wspierajmy się. Przytulaj mnie. Ten kto się pierwszy zakocha przegrywa.- jestem idiotką.
-Czyżby to była twoja najdłuższa wypowiedź, którą dane mi było usłyszeć?- roześmiał się chwilę po tym jak skończyłam mówić.
-Możliwe. Więc jak?- nie chciałam dać mu satysfakcji z tego, że zmienił temat.
-Proszę bardzo, nie zakocham się w tobie, choćbyś nie wiem jak się starała. I tak nie uda ci sie na mnie wymusić spotkania poza tramwajem. Ani numeru telefonu.- już miałam powiedzieć, że to on przegra bo nie jestem idiotką, ale nie dał mi się wysłowić.
-No to ja lecę słonko. Do zobaczyska.- musnął palcem mój policzek i wstał dokładnie w momencie otwarcia się tramwajowych drzwi, z których wyskoczył i zniknął w jednej z uliczek. W co ja się cholera wpakowałam? I to przez moją własną głupotę. On powiedział do mnie "słonko", zwariował. Zatrzymajcie świat, chcę wysiąść.▼▼▼ Mamy kolejny rozdział! :D Jak Wam się podoba taki obrót spraw? Kto przegra? Dlaczego Janek tak bardzo zaznacza to, że się nie spotkają? Macie jakieś uwagi, teorie? Piszcie! :D Komentarze są bardzo motywujące.Gwiazdki też 8)
Cieplutko pozdrawiam Miśka
CZYTASZ
When You Are With Me /Jdabrowsky/
FanfictionNajtrudniej jest zacząć. Chyba, że chodzi o rozpoczęcie czekolady czy ulubionej paczki chrupek. Znacznie gorzej jest wtedy gdy musimy zacząć odkurzać lub powiedzieć coś o sobie. Zadajemy sobie pytanie "Kim ja właściwie jestem?" Nikim ciekawym, tak w...