Rozdział 16

326 42 2
                                    

Już po Świętach. Siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć i nie marznę! Jak dla mnie to nowość, ale dostałam pod choinkę przesympatyczną kurtkę, która jest z wierzchu zrobiona jak sweterek. Boże Narodzenie przebiegło bardzo spokojnie, bez zbędnych kłótni i wyskoków mojego już-nie-brata, on zawsze uwielbiam mnie denerwować w czasie, gdy wszyscy inni chodzą z wymalowanym na twarzy błogim uśmiechem. Pomijam fakt, że na dwa dni przed Wigilią siedziałam z mokrą głową w otwartym oknie i całe Święta przeleżałam z gorączką w łóżku. Sylwestra spędziłam sama, łaziłam po placu, na którym odbywał się koncert, obejrzałam pokaz sztucznych ogni i wróciłam do domu by po obejrzeniu filmu po prostu zasnąć. Jednak przed Sylwestrem wydarzyła się rzecz, na którą czekałam od dawna: mam osiemnaście lat. Obecnie gorączkowo poszukuję mieszkania, ale nie mogę nic znaleźć. Pracę już mam: jestem kelnerką w podłej knajpie niedaleko mojej szkoły. Mam nadzieję, że natłok nowych zajęć (praca, szukanie mieszkania, a gdy już zamieszkam sama to samodzielne życie i udzielanie się w szkole, gdzie mimo mojej woli, która krzyczała "nie!" zaangażowano mnie w jakieś chore kółka zainteresowań) nie zabierze mi zbyt dużo czasu: muszę się przecież uczyć. Matura już niebawem, a muszę ją zdać jak najlepiej, abym miała jakieś przyzwoite perspektywy. Chociaż nadal nie wiem co chcę robić dalej, gdzie pracować, na jakie studia pójść. Zupełnie nie mam na siebie pomysłu. Czeka mnie przyspieszony kurs dojrzewania i radzenia sobie ze wszystkim samemu, to nie będzie łatwe. Ponadto kusi mnie próba odnalezienia mojej biologicznej mamy, ale na to raczej się nie odważę. Kto wie kim ona jest? Może nie żyje, albo jest alkoholiczką? Nie wiem, chyba boję się wiedzieć. Z resztą co miałabym jej powiedzieć "Ym, dzień dobry, pamięta pani jak osiemnaście lat temu oddała pani dzieciaka do domu dziecka? To ja, hej mamo!' Zaśmiałam się przez własne myśli, to tak niemożliwe, że aż boli. Chociaż może pozwoliłaby mi u siebie zamieszkać? Nie chcę żyć obok mojego brata. Choć im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem pewna, że zrani to moich rodziców. Przez tak długi czas nasz blok, nasze małe mieszkanie i oni byli dla mnie dosłownie wszystkim. Gdy ktoś mnie zranił nie szłam do przyjaciółki, przecież jej nie miałam, szłam do mojej mamy. Ona zawsze mnie wysłuchiwała, zawsze pozwalała mi się wypłakać. Gdy nie potrafiłam zrobić czegoś w komputerze, nie prosiłam o pomoc chłopaków z mojej klasy, przecież mnie nie lubili, prosiłam o pomoc tatę. Muszę przestać o tym myśleć, w końcu zwariuję. Oparłam głowę o szybę oblepioną płatkami śniegu i wsłuchałam się w rozmowy ludzi w tramwaju.
-Mruczek czuje się już lepiej, muszę kupić mu więcej witaminek!- rozradowany głos pani Ilony niemal zadzwonił mi w uszach. Jestem ciekawa czy ona ma męża.
-Pusia też już nie linieje!- czyli wszyscy wychodzą na prostą. W sumie fakt- nowy rok, nowe życie, nowe postanowienia, nowe szanse. Spojrzałam na panią Kamilę. Była dziś odstawiona, w oficjalnym płaszczyku i spódnicy. Miała ładny makijaż, elegancką torbę i upięte włosy. Mimo tego było widać, że jest bardzo zdenerwowana. Co chwilę zerkała na telefon, lub papiery, które trzymała w ręce, zerka za okno. Jakby się bała, że ktoś wejdzie teraz do tramwaju i nie pozwoli jej jechać dalej.
-Witam panią bardzo serdecznie!- radosny głos Mateusza wyrwał mnie z zamyślenia.
-Ojejku, hej, jak tam u ciebie?- nieco oszołomiona uśmiechnęłam się do chłopaka i zrzuciłam plecak na ziemię by zrobić mu miejsce.
-Wszystkiego dobrego! Na Nowy rok, na spóźnione Święta i z okazji również spóźnionych twoich urodzin!- wręczył mi czekoladę z toffi. To takie kochane, w ogóle skąd wiedział o moich urodzinach? Mogłam o tym wspomnieć gdy przedstawiałam się na kółku aktorskim, fakt.
-Dziękuję, to takie miłe...- uśmiechnęłam się do niego. Jest ładny, ale w taki uroczy sposób. Nie, nie podoba mi się, po prostu jest uroczy. Choć ponoć to obraza mówić tak o chłopaku, niby to 'pedalskie'. Nie prawda, takie teorie rozgłaszają osoby, które zazdroszczą, że nie mówi się tak o nich.
-Coś cię trapi?
-Nie, dlaczego?- zapytałam. Nie, nic mnie nie trapi. W ogóle, mam wszystko poukładane.
-Jakoś się zamyśliłaś.- przyjrzał się mojej twarzy.
-Słuchaj, znasz może kogoś, kto wynajmuje w okolicy tanie mieszkanie?- nie patrzyłam na niego.
-A więc o to chodzi. Kłótnia z rodzicami?- pokiwał wyrozumiale głową.
-Powiedzmy.
-Dobra, nie wnikam. Nie sądzę bym znał kogoś takiego, ale jeśli w najbliższym czasie ktoś o czymś takim napomknie to dam ci znać.- delikatnie klepnął mnie w ramię, opanowałam wzdrygnięcie. Nie lubię jak ktoś mnie dotyka.
-Dzięki.- nadal na niego nie patrzyłam.
-Nie ma się co martwić i wstydzić, z czasem wszystko będzie dobrze. A teraz ja już lecę bo twój chłopak się zirytuje. Do zobaczenia na kółku po lekcjach.- wstał i złapał się rurki by nie upaść.
-To NIE jest mój chłopak.
-Jasne.
-Serio! I jakie zajęcia po lekcjach, przecież nie ma aktorskich.. Czy są?
-Dziś świętujemy udane jasełka, potem przerwa i będą zapisy na przedstawienie Wielkanocne. A ja serio idę, bo twój PRZYJACIEL stoi na przystanku. Pa, pa.- uśmiechnęliśmy się do siebie i chłopak odszedł. Faktycznie, na przystanku stał Janek. W ciemnej koszuli, bez kurtki, w rozsznurowanych butach i fajką w ustach wyglądał dość... niesympatycznie. Jednak gdy popatrzyło się na jego twarz, zignorowało papierosa i spostrzegło, że płatki śniegu na jego włosach wchodzących w oczy wyglądają uroczo od razu widać, że to fajny człowiek. Patrzyłam jak ludzie chwieją się, gdy tramwaj hamuje i po chwili poczułam chłód na policzku po otwarciu się drzwi. Moment zamieszania, ludzie wychodzą, część osób się przepycha, reszta ludzi wchodzi i wszyscy szybko zajmują miejsca. Drzwi zamykają się, tym samym odcinając chłodny powiew powietrza, który szczypał mnie w policzki.
-Cześć młoda.- odwróciłam się do Janka, miał różowe policzki od mrozu.
-Już nie taka młoda!- roześmiałam się.
-Masz siedemnaście lat, więc młoda.- pokazał mi język. Może jestem młodsza od niego (w sumie to nie wiem ile ma lat) ale to on zachowuje się jak dzieciak.
-Od kilku dni już osiemnaście.- uniosłam głowę w górę, dumna jak paw.
-Serio? Nie wiedziałem, wybacz!- speszył się.
-Wszystkiego najlepszego!- krzyknął odzyskując rezon.
-Dzięki!- odkrzyknęłam nieco ciszej, ale równie entuzjastycznie.
-To może w ramach urodzin powiem ci, że znalazłem ci mieszkanie?- na widok mojej osłupiałej miny uśmiechnął się z satysfakcją. Sięgnął do kieszeni swoich ciemnych spodni i wyjął z nich różową, samoprzylepną karteczkę, w miejscu z klejem była zakurzona i w ogóle już się nie lepiła.
-To twoje pismo?- zapytałam czytając adres, imię i nazwisko właściciela, e-mail i numer telefonu.
-Może.- znów się uśmiechnął.
-Jejku, jesteś najlepszy.- schowałam kartkę do kieszeni, w myślach całując papierek, który najprawdopodobniej zmieni moje życie.
-Wiem.- roześmiał się.
-Mieszkanie jest bardzo, bardzo skromne, ma jeden pokoik połączony z kuchnią i łazienkę. Do szkoły masz dojazd tą samą linią tylko, że wsiadasz przystanek wcześniej.
-Jest super, serio. Teraz każde mi pasuje.- ten dzień będzie lepszy. Chwilę siedzieliśmy w ciszy. Zapatrzyłam się w okno niewymownie ucieszona zakończeniem sprawy z mieszkaniem. Gdy spojrzałam na Janka spostrzegłam, że coś jest nie tak.
-O co chodzi?- zapytałam prosto z mostu.
-Z czym?- odpowiedział pytaniem na pytanie. Dobrze wiedział, że wiem, że coś jest nie tak. Pod wpływem mojego natarczywego spojrzenia po chwili westchnął i zaczął mówić
-Będę przez jakiś czas musiał jeździć w drugą stronę. Będę wsiadał w tym samym miejscu co ty, ale po drugiej stronie przystanku, wiesz o co mi chodzi. Jadę w przeciwnym kierunku. I tak będzie chyba do kwietnia, potem wrócę do szóstki.- przez chwilę nic nie mówiłam.
-I co teraz?- wbiłam wzrok w moje paznokcie.
-Teraz będziemy sobie machać i krzyczeć do siebie przez tory czekając na nasze tramwaje.
-Ale ja nie chcę do ciebie krzyczeć z przeciwnej strony, chcę móc z tobą normalnie pogadać.- nie mogę się rozpłakać z tak błahego powodu. Nie będę mogła z nim rozmawiać przez jakieś cztery miesiące!
-A myślisz, że ja chcę się przenosić? To tylko na chwilkę, wyluzuj.
-Cztery miesiące to chwilka?- zapytałam sarkastycznym tonem.
-Muszę wysiąść na następnym przystanku.- powiedziałam sucho gdy nie otrzymałam odpowiedzi. Teraz też nic nie powiedział, przytulił mnie. Przeszedł mnie dreszcz, nie przywykłam do tego.
-Będę za tobą chyba tęsknić.- powiedziałam tak cicho, że ledwo co to słyszał. Znów cisza.
-No powiedz coś, dlaczego nic nie mówisz?- jęknęłam w jego koszulę. Nie mogę się rozryczeć, zaraz będę w szkole i nie mogę być zapłakana, z resztą to głupie, nie mogę się rozpłakać. Przecież będziemy się widzieć, więc to nic takiego, prawda?
-Mówię.- na jego słowo zaśmiałam się sucho. Tramwaj nieubłaganie zbliżał się do mojego przystanku, w końcu zaczął hamować
-Muszę iść.- znów mi nic nie powiedział, tylko bardziej przytulił.
-Serio.-powiedziałam cichszym głosem. Drzwi zaraz się otworzą.
-Obiecaj, że nadal będziemy się przyjaźnić.- wypuścił mnie z uścisku.
-Obiecuję.- uśmiechnęłam się chyba trochę sztucznie.
-Trzymam cię za słowo, pamiętaj.- uścisnął moją dłoń.
Wysiadłam z tramwaju, a zimny wiatr wdał się do moich płuc.
Wypłaczę się w domu. Nowym już, mam nadzieję.




▼▼▼

Rozdział życia normalnie! :D Dziś dużo się działo! :D Co myślicie o pani Ilonie i pani Kamili? Albo o Mateuszu? :3 I o tym, że Naomi chce się wyprowadzić? Że Janek tak szybko znalazł jej mieszkanie? I wreszcie: czy uda im się dotrzymać obietnicy? Piszcie koniecznie! <3

Aha, i dla Was, dla tych, którzy czytają wyawm tylko na wattpadzie mam do przekazania coś chyba istotnego :) W końcu udało mi się zmobilizować i powstawiac do końca rozdziały (wyawm istnieje również na bloggerze i tam rozdziały były szybciej) Dzięki temu notki będą pojawiały się pojedyńczo i w miarę reguralnie :)

Z tej okazji zaprosze Was na mojego aska >> http://ask.fm/Skaczenatrampoline

Oraz grupę czytelników, do której jeśli macie ochotę- dołączcie >> https://www.facebook.com/groups/728896377223009/

Cieplutko pozdrawiam,

Miśka


When You Are With Me /Jdabrowsky/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz