Rozdział 11

302 39 0
                                    

Schowałam twarz w dłoniach, siedząc w niebieskim tramwaju numer sześć. Staram się nie zasnąć, nie rozpłakać i nie pokazać Jaśkowi, który właśnie wsiada do tramwaju. Moja twarz jest jeszcze bardziej dramatyczna niż zwykle, ratunku. Nałożyłam już korektor pod oczy, ale zdążył spłynąć.
-Naomi co się stało?- poczułam tyknięcie w ramię. To Janek. Szybko otarłam łzy i odwróciłam się z uśmiechem do chłopaka.
-Nie, wszystko ok. Czemu tak myślisz?- chłopak uśmiechnął się smutno.
-Aktorką nie zostaniesz. Naomi powiedz mi co się dzieje.- nie chcę mu mówić, nie chcę bo mnie wyśmieje.
-Jestem w ciąży.- wypaliłam. To jedyne co przyszło mi do głowy.
-CO proszę?- jego oczy rozszerzyły się a on sam niemal odskoczył do tyłu. Zbladł.
-Nie, nie. Przepraszam. To nie to.- jęknęłam znów chowając się w dłoniach.
-Jesteś nienormalna.- zamknęłam oczy i wsłuchałam się w głos pani Ilony, która znów pieprzyła trzy po trzy o swoich zabiedzonych kotkach. Zabierzcie je jej. Proszę, to dla dobra kotów.
-Co się stało? No ej, powiedz mi.- zabrał moje palce z twarzy, odruchowo się odsunęłam. Speszony schował ręce do kieszeni.
-Mój brat to największy dupek na świecie. Zaraz po tobie.- ścierałam kolejne i kolejne łzy.
-Widzę, ze nie jest tak źle skoro nadal umiesz próbować być złośliwa.- podał mi chusteczkę, w którą wytarłam oczy, ale zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Dlaczego ja, no kuźwa dlaczego? Tak bardzo chciałabym się mieć do kogo przytulić, ale teraz nie mam nawet rodziców.
-Uspokój się. Ogarnij oddech, zabierz włosy z twarzy. Powiedz mi co się stało, co zrobił twój brat?- westchnęłam i wstrzymałam na chwilę oddech. Nie wiem jak to jest, ale to pomaga mi przestać łkać choć na chwilę.
-Jestem adoptowana. I to nie jest żart, właśnie w tym jest cholerny problem.- chłopak wstrzymał na chwilę oddech. Był strasznie zszokowany. Patrzył mi przez chwilę w oczy, ale nic nie mówił.
-Zaczęło się od tego, że mój brat mi to wykrzyczał. Zawsze to krzyczy wplątując to w wiązankę wyzwisk skierowanych w moją stronę. Tylko, że tym razem pokazał mi jakiś papier, rozumiesz to? NIC mi rodzice nie powiedzieli tyle czasu! NIC. Nie wiedziałam o tym, że to nie są moi rodzice, że moja rodzina nie jest moja rodziną, to niemożliwe jest przecież. Moi rodzice nic nie powiedzieli, mama się rozpłakała. Nawet nie dałam im powiedzieć. Wyszłam z domu. Wróciłam jak spali.- rozpłakałam się jeszcze bardziej rozrywając cienką, mokrą chusteczkę higieniczną. Teraz już nic nie będzie takie samo. "Moje" miasto już nie jest moje, to nie jest miejsce, w którym się urodziłam. "Mój" pokój już nie jest mój. "Mój" dom już nie jest mój. Mieszkam w nim z obcymi ludźmi, od których nie mogę się wynieść bo nie mam jeszcze osiemnastki ani hajsu na dom czy cokolwiek.
-Nie płacz. Nie jest ważne kto cię urodził. Ważne, kto cię wychował.- nie odrywał ode mnie wzroku, czułam się strasznie nieswojo.
-Nie jestem ich córką! Oni na mnie inaczej patrzą teraz, rozumiesz? Nikomu na mnie nie zależy.
-Tego nie wiesz.- powiedział stanowczo. Na te słowa rozpłakałam się bardziej, od nowa.
-Naomi posłuchaj. Patrzą się na ciebie inaczej ponieważ boją się czy ich nie odrzucisz. Z jakiegoś powodu z nimi mieszkasz, prawda? Czy sądzisz, że żyjąc z kimś przez kilkanaście lat, patrząc jak stawia pierwsze kroki i odnosi pierwsze sukcesy da się go nie kochać?- popatrzyłam na niego.
-Co ja mam teraz zrobić?- przez jego oczy przeszedł cień: on też nie wiedział. Po chwili poczułam jak mnie przytula. Drgnęłam, ale po chwili całkowicie znieruchomiałam. Nie pamiętam kiedy ktoś z poza mojej "rodziny" mnie przytulał. Słyszałam jego oddech i spokojne tętno. Szkoda, że moje takie nie było, mam nadzieję, że nie zwrócił na to uwagi. Ładnie pachniał. Jakimiś perfumami, świeżym powietrzem, trochę fajkami i czymś jeszcze, kojarzyło mi się to z czymś, ale nie wiem z czym. Coś jakby święta? Może cynamon? Nie, to chyba nie to. Czułam jego czerwonoczarną koszulę na policzku i oddech zatrzymujący cię na moim czole. Cierpliwie wycierał moje policzki, przejechaliśmy tak dwa przystanki aż w końcu przestały płynąć. Teraz pozostało tylko drżenie klatki piersiowej, które nie jest tak łatwo uspokoić. Zostały jeszcze trzy przystanki i będę musiała iść do szkoły. O nie, o nie, o nie. Zwolnię się po pierwszej lekcji. I udam, że wracam do domu. Nie chcę tam być. Moim jedynym problemem jest to, że nie mogę zostać na dworze bo jest tak strasznie zimno a ja oczywiście nie mam kurtki. Wbiłam wzrok przed siebie. Ludzie z liceum, którzy dziwnie na mnie patrzą. Kilkoro facetów z teczkami. Jakaś kobieta z wózkiem. Są też babcie w beretach z antenką, którą zawsze jako dzieciak chciałam oderwać. Wszyscy mają swoje problemy, życie i rodziny. A mi się wszystko sypnęło, od tak. Jedynym "plusem" (jeśli mogę mówić o plusach) jest to, że to ścierwo, które przez lata podawało się za mojego brata- wcale nim nie było. I nie wyzywam go bez powodu- bił mnie jak byłam mała, zamykał w szafkach. Wyzywał, poniżał, mówił, że jestem dnem i, że dla nikogo nic nie znaczę.
-Poczekaj chwilę.- głos Janka zawibrował w jego piersi. Wtedy zorientowałam się, że dzwoni jego telefon. Podniosłam się na swoim miejscu i poczułam jak coś mnie przygniata. Coś przed czym do tej pory chronił mnie Jaś.
-Nie wysiadłem bo nie mogłem.- jego głos był niski, ostry i nieprzyjemny.
-Zamknij swój parszywy ryj, nie wiesz jaka jest sytuacja. Będę za dwadzieścia minut i masz tam na mnie czekać.- rozłączył się i znów odwrócił do mnie.
-Nie istotne.- uśmiechnął się niepewnie, teraz jego ton był miękki i delikatny.
-Nie wysiadłeś przeze mnie?- zmarszczyłam brwi. Nie odpowiedział a ciepło rozpłynęło się po moim ciele.
-Nie wiem jak mogę cię nazwać, ale jesteś jakby moją koleżanką.- uśmiechnęłam się pod nosem.
-Nie, nie przegrywam- spokojnie.- roześmiał się. A ja przegrywam. Ale mu tego nie powiem, nie chcę go stracić. Nim dojechaliśmy na mój przystanek rozmawialiśmy o wszystkim tylko nie o tym co praktycznie ciągle zajmowało moje myśli.
-To ten. Trzymaj się.- uśmiechnął się do mnie i odbiegł w swoją stronę gdy wyszliśmy z tramwaju. Zdecydowanie nie chcę go stracić.




▼▼▼ Mamy najdłuższy rozdział w historii!!! Bijcie brawa i otwierajcie szampana! XD Jak się podoba? :) Temat trochę trudny, trochę wiecie i tak dalej. KONIECZNIE MUSICIE skomentować tak, że padnę i umrę bo się starałam! :D Musicie. Piszcie co myślicie i tak dalej :> No. I w gwiazdki też klikajcie, bo możecie. 8)

Cieplutko pozdrawiam Miśka


When You Are With Me /Jdabrowsky/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz