Siedzę w niebieskim tramwaju numer sześć ściskając w dłoni ulgowy, świeżo skasowany bilet i staram się uspokoić.
-No ładnie, ładnie.- westchnięcie Janka, który właśnie usiadł obok nie dobiegło moich uszu. Wszystko widział bo akurat teraz, akurat dzisiaj musiał wsiadać na moim przystanku.
-Zamknij się Jasiek.- zdenerwowana burknęłam w jego stronę. Spojrzałam na ludzi w tramwaju. Wszyscy w szarych lub czarnych przeciwdeszczowych kurtkach z parasolami. Część z nich miała różnorakie plecaki bo byli to uczniowi mojego liceum lub gimnazjum i podstawówki, którzy wysiadali przystanek przed nami.
-Wyluzuj. Zjedz M&M'sa i nie przeżywaj, to nie było takie straszne- właśnie, że było. Dodałam w myślach i popatrzyłam na chłopaka, który proponował mi gestem bym sięgnęła do paczki cukierków i się poczęstowała. Niestety to były te żółte, a w tych żółtych są orzechy. Ja nie mogę jeść orzechów bo jestem bardzo mocno uczulona i zaczynam puchnąć na twarzy.
-Nie chcę.- odepchnęłam opakowanie jakby było trędowate.
-Dobra, dobra. Tylko na mnie nie krzycz, ok?- zachichotał. Jest wredny, ale to nie jest zbyt odkrywcze stwierdzenie. Bez słowa odwróciłam się w stronę nieco brudnego okna, za którym powoli znikał obdrapany, mokry przystanek, na którym stało jeszcze kilka osób czekających na swoją poranną linię. Na ulicy i chodniku było mnóstwo kałuż. Powstały bo w nocy mocno padało, teraz tylko "siąpiło" jakby niebo miało katar. To porównanie było obrzydliwe, aż się zniesmaczyłam. W jednej z takich kałuż gdy czekałam na przystanku została zatopiona kolorowa torba jakiejś pierwszoklasistki z mojego liceum. Los torby właśnie miała podzielić właścicielka, ale udało mi się to przerwać wydzierając się na napastników. Dziewczyna schwyciwszy torbę wskoczyła do tramwaju, który nadjechał w samą porę. Poszłam w jej ślady gdy zobaczyłam złowrogie miny chłopaków-topicieli-toreb-wraz-z-właścicielkami i uśmiech Jaśka, którego wcześniej nie spostrzegłam. Teraz siedzę rozeźlona przy tych pieprzonych drzwiach i zastanawiam się jaką karę poniosę za przerwanie na prawdę szampańskiej zabawy tym ziomkom. To jedna z tych grupek z mojej szkoły. Odpowiadają za jakieś kradzieże i wymuszenia, ale gdy próbują im coś udowodnić nikt nic nie widział i nikt nic nie wie. Ludzie się po prostu ich boją i nie chcą im podpaść. Ja właśnie podpadłam, brawa dla mojej głupoty. Zadrżałam przez własne myśli i przytuliłam się do mojego szarego plecaka, miałam go na kolanach. Inne dziewczyny mają kupli, chłopaków, braci, ewentualnie ojców, którzy obronią je w razie potrzeby, ale ja nie mam nikogo takiego, nie mam nawet koleżanki by jej o tym powiedzieć.
-Co ci?- zapytał Janek zerkając na mnie.
-Nic co mogłoby cię obchodzić.- odparłam jego zwyczajowym tekstem, nie patrzyłam na niego. Zaśmiał się do siebie. Dlaczego, do cholery on się ciągle ze mnie śmieje?
-Nie wiedziałem, że umiesz być taka pyskata. I mówię tu o sytuacji na przystanku.- na szczęście nie oczekiwał odpowiedzi na tamto pytanie, to znaczy, ze go to nie obchodzi.
-Nic o mnie nie wiesz. Nie znasz mnie.- prychnęłam. W tle słychać było rozmowę pani Ilony o tym, że była z Mruczkiem u weterynarza i znów nic mu nie wykrył. I jak to możliwe i ten weterynarz jest beznadziejny i ona go na pewno zmieni. I dobrze, weterynarz będzie miał spokój. Od podsłuchiwania rozmowy oderwał mnie spokojny głos Jaśka
-No i może w tym jest twój problem? W tym, że nie dajesz się poznać z twojej lepszej strony? Zwykle dajesz po sobie jeździć, jesteś jak ta dziewczyna z torbą w kałuży. Gdybym nie widział twojej twarzy jak krzyczałaś na tych chłopaków to bym cię nie poznał. Teraz zachowujesz się jak totalna ciota, która boi się wypowiedzieć swoje imię.- teraz zrobiło mi się przykro. Jestem jaka jestem, nie na własne życzenie.
-Jesteś tak bardzo... okropny.- powiedziałam sucho i znów odwróciłam się w stronę okna.
-I tak mnie uwielbiasz.- uśmiechnął się bezczelnie. Odbywamy jak na mój gust dość poważną rozmowę a on wypala z takim czymś...
-Nie. Staram się nie wyrabiać sobie opinii o kimś zanim go nie poznam by go nie skrzywdzić.-powiedziałam chyba zbyt szybko i zbyt nerwowo, więc odwróciłam się do okna aby zatuszować moje emocje. Autentycznie chciało mi się płakać. Nie rozumiem dlaczego tak bardzo przejmuję się jego opinią, jest dla mnie tylko chłopakiem z autobusu o imieniu, które na dobrą sprawę mógł sobie wymyślić. Chłopak ten wysiadł bez słowa na kolejnym przystanku i zniknął w tłumie. Pozwoliłam sobie na kilka łez, ale tak by nikt nie widział. Wytarłam oczy w czystą chusteczkę higieniczną z opakowania w kwiaty i skupiłam się na oglądaniu kropelek leniwie spływających po szybie. Resztki śniegu, które zebrały się w brudne kopce na bokach dróg lub chodników całkiem się stopiły i utworzyły małe, cienkie rzeczki przeszkadzające przechodniom. W ciszy dojechałam do mojego przystanku, na którym wysiadałam i już miałam wychodzić, gdy za ramię złapała mnie dziewczyna z kałuży.
-Dzięki za to, wiesz.- uśmiechnęła się i odbiegła. Może jednak nie jestem taka beznadziejna jak twierdzi Jasiek?▼▼▼ Kolejny rozdział! :D Już piąty, lubię piątki :) Jak się Wam podoba? Piszcie co myślicie o rozdziale i o zachowaniach bohaterów. Klikajcie też w gwiazdki, jeśli się Wam podoba :>
Cieplutko pozdrawiam Miśka
CZYTASZ
When You Are With Me /Jdabrowsky/
FanficNajtrudniej jest zacząć. Chyba, że chodzi o rozpoczęcie czekolady czy ulubionej paczki chrupek. Znacznie gorzej jest wtedy gdy musimy zacząć odkurzać lub powiedzieć coś o sobie. Zadajemy sobie pytanie "Kim ja właściwie jestem?" Nikim ciekawym, tak w...