Siedzę w niebieskim tramwaju i czuję się nijako. Znów. Nic ciekawego się nie dzieje, kompletnie nic. Wstaję, potem idę się ogarnąć, jem coś i wychodzę na tramwaj. W tramwaju kłócę się z Jaśkiem, idę do szkoły i udaję, że nie istnieję, po czym wracam do domu. Robię lekcje, jem coś, czytam i idę spać. I od nowa, tak w kółko, cały czas, całe tygodnie, miesiące, w końcu nawet lata. A najgorsze jest to, że nie żyję tak tylko ja. Tak prosperuje miliony ludzi, którzy są rozsiani na całym świecie. Ciągła rutyna jest bardzo męcząca, nie wspominam o tym, że nudna. Dlaczego nie mam odwagi by zrobić coś "szalonego"? Na przykład teraz- wyjść na następnym przystanku i pójść gdzieś na miasto, poznać jakiś ludzi? Albo nie wagarować bo to w sumie jest do bani, pomijam fakt tego, że chcę zobaczyć Jaśka, ale pojechać pociągiem na jakąś wycieczkę? Gdziekolwiek. Dotknąć na oślep palcem w mapę Polski i pojechać w ciekawe miejsce najbliżej wskazanego punktu? Dlaczego nie umiem tego zrobić? Wydaje mi się, że to kwestia przezwyczajenia, przywyknięcia do pewnej "bezpieczniej strefy", w której się zamknęłam. Z czasem ta "bezpieczna strefa" stawała się co raz to mniejsza i mniejsza, dlatego przestałam wychodzić z ludźmi z domu, dlatego z czasem przestałam z nimi rozmawiać. Dlatego wszystko w okół mnie jest szare. A ja nie potrafię rozbić tej bańki ograniczeń i w końcu się przełamać, jestem za słaba, niestety. Zamyśliłam się tak bardzo, że nie zauważyłam, że nagle wyrosło przede mną dwóch rosłych chłopaków. Pamiętam ich, wrzucali Karo do kałuży w dzień, w którym ją "poznałam" jeśli można nazwać to dniem poznania kogoś.
-Hej mała.- popatrzyłam na niego nie pewnie i nie odpowiedziałam.
-Mowę ci odebrało? Wtedy jakoś wiedziałaś co powiedzieć.- zaśmiał się parszywie. Zrobił krok do przodu tak, że stał obok mojego miejsca, nie odgradzał nas już plastik.
-Słuchaj mnie uważnie, oki? Nie wpieprzaj się do cudzych spraw, zwłaszcza tam gdzie cię nie chcą.- warknął w moją stronę łapiąc mnie za koszulkę i podciągając za nią lekko do góry. W jego uścisk zaplątały się niektóre kosmyki moich włosów i gdy mocniej nimi szarpnął syknęłam.
-Jesteś tak beznadziejnie słaba.- zaśmiał się puszczając moją koszulkę, odsunęłam się w tył do maksimum. Dlaczego nikt z pasażerów nie reaguje? Tramwaj ruszył z przystanku w dalszą drogę, wszystkimi lekko zakołysało.
-Wiesz co ci jeszcze powiem? W sumie to nie jesteś nikim ważnym, nikim istotnym, dla nikogo nic nie znaczysz. Jesteś tak totalnym dnem, takim zerem. Więc jeśli jeszcze raz zrobisz coś co mi się nie spodoba to uwierz mi: pożałujesz tego. Rozumiemy się?- uśmiechnął się nachylając się w moją stronę. Siedziałam jak sparaliżowana.
-Nie do końca.- usłyszałam głos za chłopakiem. Kto to powiedział? Jaś, oto kto.
-To było do mnie?- chłopak wyprostował się i obrócił w stronę Jaśka prężąc się by pokazać swoją przewagę, ale mu nie wyszło- Janek był większy.
-Tak do ciebie. Odwal się od Naomi, dobra? Z resztą nie będę cię pytać od zdanie! Masz ją w tym momencie przeprosić!- syknął na tyle cicho by nie zwrócić na siebie zbytniej uwagi, ale było to mocno stanowcze. Zrobił minę jakby miał się rzucić na mojego napastnika, który nagle zmalał a jego kumpel gdzieś się zmył.
-Nie będziesz mi rozkazywać!- nie tracił animuszu.
-Owszem będę. Masz ją przeprosić.- delikatnie, ale stanowczo wygiął jego rękę pod całkowicie nienaturalnym kątem, minę chłopaka przeszył grymas bólu. Mierzyli się wzrokiem, Jaś w tym samym momencie co raz bardziej odginał jego rękę.
-Sorry.- mruknął w moją stronę gdy musiał zacząć się odginać w prawo by czegoś sobie nie uszkodzić.
-I zostawisz ją w spokoju, jasne? Bo wystarczy jej jeden telefon a ja przyjdę i rozwalę cię o ścianę, lub o podłogę, to się zobaczy. - w tym samym momencie puścił napastnika, który szybko oddalił się w tył tramwaju. Jasiek usiadł obok mnie jak gdyby nigdy nic i wbił we mnie wzrok.
-Hej Naomi.- na jego słowa zamrugałam oczami by zniwelować łzy zbierające się pod powiekami i przetarłam twarz wsuwając na nią sztuczny uśmiech.
-Hej. Dziękuję.
-Nie ma za co.- uśmiechnął się do mnie. To było... miłe? I jego nieoczekiwana pomoc i ciepły uśmiech. Po chwili odwrócił wzrok od mojej osoby i wbił go gdzieś przed siebie. Patrzyłam na jego ciemne oczy przykryte włosami. Odwróciłam się do okna by nie wyjść na wariatkę, która się w niego wgapia. Jakie tajemnice skrywają? Jak wielkie muszą być, że tak starannie je ukrywa?
-Wiesz, że nie mam twojego numeru?- zaśmiałam się nie odrywając wzroku od szyby, za którą przesuwały się dobrze znane miejsca.
-Ale on tego nie wie.- również się roześmiał. Wyszedł na kolejnym przystanku, machając do mnie ręką.
Zaczynam się bać, że granie w naszą grę nie idzie mi za dobrze. Ale może mi się tylko wydaje. Oby.▼▼▼ Mamy kolejny, dziesiąty już rozdział! :D Jak Wam się podoba? 8) Dziś rozdział pełen akcji jak na wyawm XD Piszcie co myślicie, wiecie o co chodzi.
Nie wiem co mam tu gadać, więc może po prostu się uciszę :P
Cieplutko pozdrawiam Miśka
CZYTASZ
When You Are With Me /Jdabrowsky/
FanfictionNajtrudniej jest zacząć. Chyba, że chodzi o rozpoczęcie czekolady czy ulubionej paczki chrupek. Znacznie gorzej jest wtedy gdy musimy zacząć odkurzać lub powiedzieć coś o sobie. Zadajemy sobie pytanie "Kim ja właściwie jestem?" Nikim ciekawym, tak w...