Rozdział 10- Śmierć

84 11 0
                                    

Wzięłam głęboki wdech. Właśnie miałam pokonać smoka! Wzięłam niezauważenie miecz w dłoń i odsunęłam się kilka kroków ciągle patrząc przodem na smoka. W mojej piersi poczułam ogromny przypływ mocy, aż zaczęła piec mnie klatka piersiowa. Mocniej ścisnęłam rękojeść. Srebrne ostrze mojego miecza zalśniło, moja moc przepływała przez miecz- musiałam go wzmocnić i wydłużyć.Smok otworzył paszczę na początku zobaczyłam, małe iskierki wydobywające się z jego gardła. Po chwili biały smok, wystrzelił ze swojej paszczy ogromną kulę ognia, której towarzyszyły pioruny. Zrobiłam szybki unik , ale to nie zmieniało faktu, że i tak wybuch był tak potężny iż odepchnął mnie na drugi koniec komnaty. Próbowałam wstać, ale nagle opadłam na ziemię, miałam rozbitą głowę. Strach narósł. Ciarki przeszły mi po całym ciele. Miałam go zabić... I TAK SIĘ STANIE! Wstałam i posłałam smokowi wściekłe spojrzenie. Tak, samo piorunowaliśmy się spojrzeniami, miałam ochotę nim go zabić. Postawiłam jeden krok, i szybko zrobiłam unik gdyż smok znów wystrzelił ognistą kulę z piorunami. Szybkim biegiem, podbiegłam do smoka i zamachnęłam się mieczem raniąc go przy tym w łapę. Smok wydobył z siebie tylko krótki ryk i odwrócił się w moją stronę. Zanim smok znów zdążył wystrzelić ognisto-piorunowy pocisk we mnie, zgarnęłam Willa, który leżał na środku komnaty bez ducha. Był taki zimy nie wiedziałam co mam robić. W najgorszym położeniu znajdowali się Thomas i Alice. Chciałam krzyczeć, tak naprawę nie wiedziałam jak mam go zabić to mityczne stworzenie. Schowałam Willa w szczelinie, tak aby smok nie mógł się do niego dostać. Zrobiłam szybki krok w prawo i schowałam się koło szczeliny Willa za ogromnym kamiennym stołem, który był pościelony jakiś czarnym materiałem.

-Nie uciekniesz mi dziewucho- odezwał się nie miły głos smoka

Robiąc pierwszy krok w tył na początku bitwy oznajmiłam mu, że wezmę udział w tej jego grze na śmierć i życie. Patrzyłam teraz na Alice, która była otoczona przez płomienie. Wyskoczyłam za stołu i ruszyłam biegiem ku Alice i machnęłam mieczem w stronę płomieni. Z miecza wydobyło się światło i ogień rozstąpił się, ale oczywiście smok deptał mi po piętach, oczywiście nasyłając na mnie kolejną kulę ognia. Dyszałam ciężko, podnosząc z ziemi nieprzytomną Alice, która nad wyraz była gorąca. Znów zamachnęłam się mieczem, żeby z drugiej strony rozstąpiły się płomienie, również z mojego miecza wydobyło się oślepiające światło. Uśmiechnęłam się w duchu, bo moja moc mnie nie zawiodła.

-Hmm... może teraz spróbujesz mnie złapać jak do tej pory Ci się nie udało- zaśmiałam się do niego cicho tak taż żebym go nie rozdrażniła nie potrzebowałam dodatkowej warstwy płomieni

Smok stał nadal wpatrując się we mnie. Spojrzałam na ścianę za nim tam też były dwa smoki, które toczyły ze sobą zażartą walkę, tak jak na drzwiach dzięki, których tu otóż walczyłam walkę, w której miałam umrzeć. Trzymając Alice w rękach i kładąc ją bezpieczne miejsce za ogromnym kamieniem, właśnie w moje głowie rozbrzmiała myśl: Tylko smok, może zabić smoka. To nie potwór lecz stworzenie, które można zabić! Tylko jak? Postanowiłam, że później się nad tym zastanowię, na razie chciałam uratować niszczycieli świata i zebrać ich w jednym miejscu tam gdzie teraz leży Alice. Nad wodą był również Chris, który zwisał do góry nogami. Chciałam podbiec do niego i skoczyć w stronę łańcuchów,które naciskały jego kostki, no ale pieprzony smok. Znów strzelił tym swoim ulubionym pociskiem, a ja wskoczyłam do wody robiąc przy tym wielki chlust. Moja ręka mocno zacisnęłam się na rękojeści i popłynęłam w stronę Chrisa. Poczułam zimno, które panowało w tej wodzie. Zimno przenikało moje ciało. Powietrze w komnacie było bardzo zimne, przez co jak oddychałam podczas gdy płynęłam przybierało formę białego dymu. Moje włosy zesztywniały od zimna panującego w komnacie. Czułam coraz większe zmęczenie. Zamarzałam ciało po chwili przestało mnie słuchać i odmawiało dalszego poruszania się. Nadal płynęłam siłując się ze swoim ciałem i wodą. Smok znów zebrał się do wystrzelenia ognistego pocisku. Kula, była tym razem większa i zmierzała w moim kierunku. W ostatniej chwili teleportowałam się, byłam już koło Chrisa. Dzięki smokowi woda rozgrzała się i mogłam już trochę więcej się poruszać. Zamachnęłam się mieczem i łańcuchy , które ściskały jego kostki puściły go. Złapałam chłopka, który wpadł do wody. Teleportował się i położyłam go koło Alice, która ciągle była rozpalona więc postanowiłam oprzeć o nią go. Wyszłam spod kryjówki , której ukryłam Alice i Chrisa. Podeszłam bliżej smoka cała się trzęsłam z zimna. Byłam przemoczona od stóp do głów. Moje usta natomiast były sine, ale nie mogła... zostawić ich i szczątki amuletu! Tle przeszłam by go odnaleźć, nie po to się pisałam na śmierć by teraz się wycofać. Spojrzałam na smoka wściekłym spojrzeniem, szybko się teleportowałam na grzbiet smoka. Biegłam po nim szybko, zaczął się obracać i skakać w górę, aby mnie zwalić. Nie pozwalałam sobie spać więc ciągle ,żeby odzyskać równowagę teleportując się. Kiedy dobiegłam do Diany złapałam ją w ramiona i teleportowałam się do kryjówki, którą znalazłam dla niszczycieli świata. Teleportując się na środek komnaty, aby nie mógł odgadnąć gdzie schowałam niszczków. Pozostało mi wziąć tylko Willa i uwolnić Thomasa.

-Dziewczyno, nie potrafisz walczyć, że ciągle się chowasz- zaśmiał się donośnie biały pojebany smok

-Skąd, tylko wiem, że jesteś na tyle ślepy, że nie zauważyłeś moich dokonań- smok nie zwrócił uwagi na to że niszczki poznikały

Smok nadal nie rozumiejąc co do niego mówię, wycelował we mnie następny pocisk. Szybciutko teleportowałam się do Willa i zmieniłam jego miejsce ukrycia obok Alice, Chrisa i Diany, którzy ciągle do cholerci byli nie przytomni. Własnie teraz kiedy mogli by się tak przydać! Podbiegłam do miejsca, gdzie miał być uwięziony Thomas, ale już go tam nie było. Smok się domyślił? Wszystkie kości mnie bolały. Uklękłam, moje kolana odmawiały posłuszeństwa, pięść zacisnęłam bardzo mocno, ból rozchodził się po całym moim ciele. Zimno przeszywało mnie wciąż z mocniejszą siłą, odbierając oddech. Ścisnęłam mocniej rękojeść, akumulując więcej energii. Pragnęłam znaleźć się już w cieplutkim łóżeczku.

-Mia, Mia- ktoś mnie nawoływał i nagle poczułam czyjeś ręce obejmujące mnie w pasie- tak się bałem, że coś się wam stało, obudziłem się i miałem...- przerwałam mu

-Ej, no sory, że tak wszystko długo trwało, no ale musiałam też zająć się resztą- tak dobrze było poczuć jego ciepło i głos. Ciekawe jak wydostał się z kajdanek. Zabrałam Thomasa do kryjówki niszczków teleportując się- musisz tu zostać tak będzie najlepiej.

-Nie, widziałem tam jest biały smok myślisz, że cię z nim zostawię, to się mylisz- szybko uderzyłam go w głowę kamieniem i stracił przytomność nie miałam czasu z nim na rozmowę

-Przepraszam, to dla twojego dobra- pogłaskałam go po głowie- znów się teleportowałam na środek pomieszczenia, a smok najwyraźniej na mnie czekał teraz musiałam w jakiś sposób zabić go.

Popatrzyłam, na ścianę z dwoma smokami i czego się uczyłam o mitycznych stworzeniach ogółem o smokach to, że tylko smok smoka, może zabić. Cudownie.

-Czekałeś na mnie?- zapytałam pełna nadziei, że chce zrezygnować z walki

-Hmm... całkiem nieźle zebrałaś całą piątkę, i nawet nie zauważyłem tego- teraz już wiesz więc wcale mi nie na rękę, musiał się kiedyś zorientować, że coś tu nie tak

I co teraz? Uśmiechnęłam się do smoka i skierowałam miecz w niego. Chyba, jest jeszcze jeden sposób aby uśmiercić tę gadzinę.

Zacisnęłam dwie dłonie na rękojeści, mimo iż ból ciągle rozchodził się po moim ciele wciąż miałam nadzieje. Która nie ustępowała i mówiła, że mam rację. Nie wiem skąd miałam pojęcia kulami światła, ale to mnie pocieszało. Naładowałam swój miecz światłem, tyle ile mogłam. Ruszyłam na smoka, kolana jakbym miała z waty cukrowej, ale się tym nie przejmowałam, niczym się nie przejmowałam. Zamachnęłam mocno mieczem, z którego wydobyło się światło i uderzyło z całą siłą w smoka. Smok ryknął. Poczułam nacisk w całym ciele, smok patrzył na mnie coś mi robił, próbował zabić od wewnątrz.

-Aaa...!- krzyczałam z bólu. Straciłam widoczność ze światem, upadłam na podłogę, wiąż ściskając się z bólu, które rozchodziło się po całym moim ciele, robiąc szkody. Zrobiło się ciemno...

Stałam nad swoim ciałem, czyżbym umarła? Tak, umarłam. Chciałam się rozpłakać, naprawdę chciałam. Nie żyje! Pomyślałam, czy wszystko wygląda tak po śmierci, to było dziwne, że moja dusza, nie trafiłam na górę, a w najgorszym wypadku na dół. Może to oznacza, że jeszcze żyje, a jeżeli tak jest mam teraz przewagę nad smokiem. Podeszłam do smoka. Wiatr rozwiewał mi, na policzkach poczułam szron, który pojawił się na całym ciele, ogień wyburzał z moich rąk. Woda zaczęła zatapiać pomieszczenie. Smok spoglądał niespokojnie to na moje ciało to na pomieszczenie. W pomieszczeniu pokazał się wir wody i wir ognia. Oba wiry ruszyły na smoka i z całą siło uderzyły w niego.

-Zginiesz! Zabiję cię! Pożałujesz!- krzyczałam nie otwierając ust, mówiłam w umyśle smoka

-Jak to się dzieje?! Żyjesz dziewucho!- krzykną w umyśle z przerażeniem

Skupiłam się na rozsadzaniu smoka, żywiołami od wewnątrz. Czułam cały ból smoka, ale nie robiło mi to krzywdy nawet nie krzyczałam. Smok jeszcze raz ryknął i wybuchł.

Otworzyłam oczy, patrzyła na siebie, byłam znowu w swoim ciele, a w ręku trzymałam odłamek amuletu Sophii.

Wróciłam, ja żyję. Straciła przytomność...

Władca czasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz