Rozdział 7: Szkółka Merlina

12.5K 597 146
                                        

Uczucie: Szczęście, zachwyt, zaskoczenie


– Nie wierzę... – wyszeptała – To... to niemożliwe.

Była w szoku. Stało się coś, co jeszcze poprzedniego ranka było nieosiągalne, niemożliwe, a jednak stało się. Udało jej się. Zszokowana dziewczyna odwróciła się tyłem do drzwi, a na jej twarz wkradł się uśmiech. Pierwszy od kilku miesięcy, szczery, prawdziwy i niewymuszony. Draco zdziwił się, gdy zobaczył zachowanie Hermiony. Słyszał plotki o tym, że nie umiała się śmiać, była wiecznie smutna i tak dalej. A co on widział? Uśmiechnięta Granger, czyli idealne zaprzeczenie wszystkich szkolnych pogłosek.

Ostatni raz wierzę w jakiekolwiek słowo Davids bądź którejś Greengrass – pomyślał Malfoy, zakładając ręce na piersi, jakby był obrażony. Dziewczyny uwielbiały rozsiewać pogłoski. Czasem mówiły coś zgodnego z prawdą. Właśnie – czasem. Draco rozmyślał na temat plotkarek ze Slytherinu, zamiast zainteresować się rzeczą, która według Hermiony była niemożliwa.

– Co się stało? – spytała Carmen, podbiegając do starszej Gryfonki.

– Właśnie, co tam jest napisane? – dodała Melody.

– My... – nie wiedziała, jak się wysłowić.

Draco w akcie zdenerwowania podszedł do drzwi. Nic ich nie wyróżniało, po prostu były stare, brudne i zniszczone. Co zachwyciło w nich Granger? W tym momencie spojrzał na plakietkę i niemal natychmiast zrozumiał, o co jej chodziło.

– Szkółka Merlina – przeczytał blondyn – to są chyba jakieś żarty.

– Nie wiem, musimy to sprawdzić – stwierdziła Hermiona.

– Chyba tego nie zrobisz? – zapytał retorycznie Draco. Niby Granger była rozsądna, ale czy akurat w tamtym momencie? Nie zachowywała się naturalnie, nie była sobą, nie myślała o konsekwencjach. Co jeśli to czysta bujda? O tym Gryfonka nie myślała, a przynajmniej tak mu się wydawało.

– A co, boisz się? Nie wiedziałam, że jesteś taki grzeczny, Malfoy.

– Ja nie wiedziałem, że jesteś taka niegrzeczna.

– Nie kłóćcie się, proszę... – przerwała im Melody. Dziewczyna nienawidziła kłótni, awantur czy nawet małych nieporozumień i dlatego nie chciała, aby Draco i Hermiona spierali się. Zdecydowanie wolała zgodę i nieświadomie liczyła, że kiedyś będzie tylko pokój.

– I tak cię nie posłucham... – zauważyła panna Granger, po czym zdrową ręką rzuciła zaklęcie. – Alohomora!

Drzwi otworzyły się z cichym trzaskiem, ukazując ciemne pomieszczenie, które znajdowało się za nimi. Hermiona pewnym ruchem otworzyła je szerzej, dzięki czemu mogła tam wejść. Rzuciła zaklęcie Lumos Maxima, aby dobrze widzieć i rozejrzała się. Szkółka Merlina okazała się być jedną salą lekcyjną. Kilkanaście dwuosobowych ławek stało w dwóch rzędach. Stoliki zostały wykonane z ciemnego drewna, podobnie jak krzesła, na których siedzieli uczniowie. Największy ze stolików, stojący naprzeciw ławek był biurkiem samego Merlina. Nadal leżało na nim pełno pergaminów, piór i butelek z zużytym atramentem. W kącie sali było pełno kawałków drewna oraz innych rzeczy, w których Hermiona rozpoznała m.in. pióra feniksa.

Zapewne jest to pamiątka po lekcjach różdżkarstwa – przeszło jej przez myśl, zresztą bardzo słusznie. Dziewczyna dobrze wiedziała, że Merlin wynalazł pierwszą czarodziejską różdżkę i przekazał całą wiedzę o wynalazku swoim uczniom. Wybrał ich bardzo dokładnie – musiał bowiem czuć, że też mają w sobie magię. Owszem, to nie było proste, ale możliwe. Wśród uczniów Merlina znaleźli się przodkowie Olivandera i Gregoriowicza.

Zenit skrajnych uczuć | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz