Rozdział 8: Z miłości do Quidditcha

11.7K 584 318
                                    

Uczucie: Skupienie, adrenalina, zdziwienie


W pomieszczeniu trwała napięta atmosfera. Minerva McGonagall obserwowała dwójkę uczniów, którzy piorunowali się wzrokiem. Żaden nie chciał dać za wygraną, jednak kobieta za wszelką cenę pragnęła, aby sami doszli do porozumienia. Bezskutecznie. Żaden nie chciał słyszeć o tym, że miałby zrezygnować. To niedopuszczalne!

– Przykro mi, Potter, ale nie zgodzę się na to. Nie jestem masochistą. A poza tym to byłoby niesprawiedliwe.

– Co ty wiesz o sprawiedliwości, Malfoy?

– Co nie co, na pewno – mruknął, zakładając ręce. – Jednak czy nie uważasz, że trzy treningi nierówne są pięciu? Myślę, że to Slytherin powinien zająć dziś boisko – rzekł, patrząc na nauczycielkę.

– Panie Malfoy, niech pan zwoła drużynę. Wasz trening się odbędzie. Może już pan odejść – zwróciła się do blondyna. – A z panem Potterem chciałabym jeszcze porozmawiać.

Kiedy Draco wstawał z fotela, posłał Gryfonowi triumfujące spojrzenie. Harry poczuł się, jakby się gotował, jednak niczego nie zrobił – głównie dlatego, że obok siedziała McGonagall.

– Do widzenia – pożegnał się Malfoy, po czym wyszedł.

– O czym pani chciała ze mną porozmawiać? – spytał, kiedy drzwi się zatrzasnęły.

– O treningu. – Położyła splecione dłonie na biurku. – Pokój Życzeń działa bez zarzutu – mruknęła tajemniczo. Potterowi zajęło chwilę, by połączyć wszystkie fakty.

– Przepraszam, pani dyrektor, mam coś do załatwienia – powiedział, wstając z fotela. – Do widzenia.

– Właściwe podejście do sprawy, panie Potter. Do widzenia.


.*.*.*.*.*.


Dokładnie dwudziestego czwartego października, w sobotę, cała szkoła miała jeden temat rozmów – nadchodzący mecz Quidditcha rozgrywany między Gryffindorem, a Slytherinem. Wszyscy byli podekscytowani, ciągle dyskutowali na temat przewidywanych wyników. Niektórzy zakładali się, inni po prostu spekulowali. Chodziły pogłoski, że uczniowie z trzeciej klasy na lekcji Wróżbiarstwa próbowali wywróżyć wynik spotkania. Kiedy wyszło im 320 punktów dla Hufflepuffu, zaprzestali dalszego przewidywania przyszłości.

Gdy Hermiona weszła do Wielkiej Sali, miała wrażenie, że nie będzie w stanie przełknąć niczego, co weźmie do ust. Stresowała się nadchodzącym meczem – w końcu to jej pierwszy raz. Usiadła naprzeciwko Harry'ego i Ginny oraz obok Rona. Nałożyła na talerz jajecznicę, po czym westchnęła. Widelcem zaczęła mieszać potrawę, nawet nie próbując spróbować tego zjeść.

– Cześć – przywitał się Potter, przyglądając się jej uważnie.

– Cześć, Harry – odpowiedziała mu z delikatnym uśmiechem, po czym znów wlepiła swój wzrok w śniadanie.

– Nie stresuj się tak, Hermiono. Nie ma czym, poradzisz sobie – powiedział tym razem Ron, żujący kawałek boczku.

– Tobie łatwo mówić, bo ty nie grasz. A co się działo na szóstym roku? Harry musiał udawać, że wlewa ci Felix Felicis do soku, żebyś się uspokoił – zauważyła szatynka. – Ale dziękuję ci, że mnie wspierasz. Taka Ginny to tylko siedzi i śmieje się jak głupi do sera.

– Przepraszam – wydusiła z siebie siostra Rona. – Niestety, ale ja właśnie tak reaguję na stres.

Zrezygnowana panna Granger wzięła trochę jajecznicy do ust. W końcu musiała mieć siłę, aby grać.

Zenit skrajnych uczuć | DramioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz