Ratunek 2/2

206 15 10
                                    

April Tano


I co? Uciekłam! Z dziecinną prostotą! Moja matka, będzie musiała się jeszcze namęczyć, żeby mnie tu zamknąć na stałe! Zawsze miałam łatwą orientację w terenie, więc poprawnie wybierałam też właściwą drogę. Korytarze, były mroczne, pełne grozy, i sprawiały wrażenie, jakby po nich, chodziły duchy martwych Sithów. Powietrze, było bardzo ciężkie, a otoczenie zachęcało do zwolnienia. Ale biegłam naprzód, nie poddawając się. Bałam się, że ktoś mnie tu znajdzie. Osoby wrażliwe na moc, wyczuwają przecież inne osoby... Ale tylko te, które mają moc! Więc mnie, nic nie grozi. Zachwycałam się swoim sprytem, że tak łatwo uciekłam. Lecz, to nie trwało długo. Biegnąc, po nic nie zmieniającym się korytarzu, w oddali, zauważyłam, że mrok, tworzy kontury ludzkiej, lub nie ludzkiej sylwetki. Po chwili, w ślad za nią, pojawiło się czerwone, wyraziste światło, ujawniające obecność Sitha. No, pięknie. Rzuciłam się w przeciwną stronę, niemal potykając się, o swoje własne nogi. Strzelałam na oślep, do tyłu, mając świadomość, że tak, marnuję tylko pociski. Ale czułam, puls miecza świetlnego, kilka metrów za mną. Biegłam najszybciej, jak pozwalała mi długa, konferencyjna sukienka. Za jakie grzechy, musiałam się tak wystroić!? Gdybym wiedziała co się stanie, założyła bym chyba żelazną zbroję. Kroki, były coraz bliżej, ponownie strzeliłam, nie patrząc w tył, ale usłyszałam tylko dźwięk, odbijającego się blasteru. Nagle, poczułam że coś, jakaś obca mi siła, zatrzymała moje nogi, i ciągnęła w przeciwną stronę. Mój blaster, upadł na podłogę, a ja z całej siły, próbowałam go dosięgnąć. Padłam na podłogę, rękami, próbując się przyciągnąć do broni. Czułam, jakby pękały mi tkanki, żyły, a mawet ręka. Aż w końcu, poczułam w palcach, zimny blaster. Bez opamiętania, strzeliłam w mrok, i tym razem, trafiłam Sitha w rękę. Ten, automatycznie mnie z bólu wypuścił, a ja mogłam biec dalej. Nie mogłam uwieżyć, że żyję! Jak to możliwe? Wyszłam z pojedynku z użytkownikiem ciemnej strony mocy, żywa! To nie wykonalne! Mogłabym być Jedi, napewno!

Alen Secura

Gadałam z Raven, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami. Nie wierzyłam, że połączyła mnie z nią, tak silna więź! Luke, miał rację. Na wszytsko, trzeba było poczekać. Wtedy, coś gwałtownie pociągnęło statkiem, w dół, a z kajuty pilota, słychać było trzaski i wrzaski. Zmierzyłam się spojrzeniem z Luke'm i z Raven. Obawiając się najgorszego, poszliśmy w kierunku kajuty. Ale wtedy, znowu sokół się gwałtownie poruszył w dół, i cała nasza trójka, jak szmaciane lalki, padła na ziemię.

  — Co do...?— Nie zdąrzyłam odpowiedzieć, ponieważ drzwi, gwałtownie się otworzyły, i wytoczyli się z nich, Sha i Han! Bili się, tarzając się po podłodze. Bez wyzwisk, też się nie obyło.
  — Dureń!
  — Nawiedzona!
  — Łajdak!
  — Fajtłapa!
  — Leń śmierdzący!
  — Córeczka Imperatorusia!
  — Możecie przestać, dzieci!? — Ryknął Luke, kładąc szczególny nacisk, na słowo "dzieci".
  – Hej... — Zaczęła Awert— Jeżeli oni się biją... To kto kieruje Sokołem!?

Sha, natychmiast po tych słowach, zerwała się z zimnej podłogi, i najszybciej z nas, rzuciła się do sterów, ratując nam życie. A przynajmniej, próbując. Wchodziliśmy w orbitę planety, spadając gwałtownie, w dół. Dow, szarpała za stery, jakby chciała je wyrwać. Byliśmy już niemal, przy samej powierzchni. Zacisnęłam oczy, czekając aż się rozbijemy. I wtedy, statek, gwałtownie zachamował, a my, zawiśliśmy w powietrzu. Sokół, delikatnie lądował na planecie. Od sterów, wstała spocona, Palpatine.

— I co? Uratowałam nas! — Krzyknęła, uradowana. Ja i chłopcy, poderwaliśmy się z miejsc, by nosić ją na rękach, za to, że jeszcze żyjemy. Jednak chwilę potem, wszyscy sobie przypomnieliśmy, dlaczego tu jesteśmy.
— Okej. Ja, Alen i Sha, wkradniemy się do świątyni, i odbijemy April— Zaczął musztrę, Skywalker.
— Zacny plan, zacny człeku— Mruknęła Sha. Mistrz zakonu, przeszył ją, lodowatym spojrzeniem, mówiącym, żeby była cicho.
— Han i Raven, zostaną na statku. — Dokończył, i zanim któreś z nich, zaczęło jęczeć, wyszedł ze statku.

April Tano

Okej, ocalałam. Teraz, co dalej? Błąkałam się po świątyni, w której było pełno Sithów. Nawet w kącie, nie czułam się bezpieczna! Zakradłam się po cichu, przylegając jak tapeta, do ściany, wysuwając swój blaster, do przodu. Bałam się, jak nigdy dotąd. Ale świadomość, że to może się udać, pchała mnie naprzód. Nagle, poczułam za sobą, czyjąś obecność...

Sha Dow

Wbiegliśmy do świątyni, skradając się, jakbyśmy byli niewidzialni. Wiedzieliśmy, że Sithowie nas już pewnie zauważyli. Lecz mimo to, Luke szedł odważnie naprzód... Chociaż ja, bym bardziej powiedziała, jak głupi. Niczym się nie przejmował. Ja i Alen, grzecznie za nim podreptałyśmy, jak kaczątka za mamusią. Wtem, na przywitanie, wybiegła nam cała armia Inkwizytorów. Liczyła około trzymastu wojowników! Z Alen, już chciałyśmy uciekać, gdy zobaczyłyśmy, że Luke, stoi w miejscu, jak słup soli.

— Luke! Uciekajmy!— Krzyknęła Alen, ale ten, nie zareagował. Nadal sterczał, jak jakiś kołek. Już miałam do niego podbiedz, gdy wtedy, stało się coś, czego bym sie nie spodziewała... Moją skórę, przewiał chłód, na sam widok, tego co sie działo. Otworzyłam gwałtownie usta, patrząc jak z dłoni Skywalkera, dosłownie wylatuje lód, i zamraża Inkwizytorów, stojących nam ja drodze! Chwilę później, jedyne co nam zastępowało drogę, to były słupy lodu.
— Sha... Alen... — Mruknął, wyraźnie zdezorientowany.— Powiedzcie mi proszę, jak ja to zrobiłem?
— Em, to było niesamowite! Genialne! Proszę i błagam o powtórkę!— Krzyknęła Alen, podskakując w powietrzu, jak jakaś fanka.
— No. Całkiem nie złe— Mruknęłam— Ale wydaje mi się, że to nie jest pokaz sztuczek, tylko misja ratunkowa. Więc grzecznie bym prosiła... Ruszajmy tyłki!

April

Usłyszałam znajome kroki, i rozmowę w korytarzu. W chaosie moich myśli, trudno mi było rozróżnić, kto nadchodzi. Ale jedno, było pewne. Znam go. Odbezpieczyłam blaster, schowałam się w jednym, z mrocznych, prawie niewidocznych zakamarków, i czekałam na wystrzał. Byłam gotowa na wszystko, jak prawdziwy rycerz Jedi, a nie zwykły senator, który potrzebuje pomocy. Po raz pierwszy, poczułam sie jak prawdziwy wojownik, a nie nudny członek senatu międzygalaktycznego. Oddałabym wszystko, by poczuć się tak całe życie. Kroki, zbliżały sie do mnie. Gotowałam broń. Lekko trzymałam palec na spuście.
Lecz wtedy, z korytarza, wybiegli Luke Skywalker, Sha Dow i Alen! Byłam uradowana, i nie mogłam powstrzymać radości. Wyskoczyłam z konta.

— Cześć!– krzyknęłam, rzucając sie im w ramiona. — Wróciliście po mnie...! Nie trzeba było, sama się uwolniłam.
— Właśnie widzę...— Powiedziała Alen. — Wracamy na Couruscant. Natychmiast.
— Nie tak prędko...— Usłyszeliśmy, znajomy głos, za plecami...

GŁUPIA JA! Głupia ja! Odwiesiłam książkę, i ile musieliście czekać???? DWA MIESIĄCE NA NASTĘPNY ROZDZIAŁ! Brawo ja...

Jestem taka punktualna... I tak dotrzymuję obietnic... I o szybkim pisaniu wiem tyle, ile rzeźnik o uczuciach zwierząt.

Star Wars-Poczuj tę mocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz