Rozdział VII

105 13 0
                                    

Wędruję przez łąkę waty cukrowej. Jest słoneczne i ciepło. Dookoła mnie słychać krzyki zachwyconych myszek. Ja natomiast siadam na miętusie i zjeżdżam na nim w dół zbocza na którym stałam. Po chwili wjeżdżam do tunelu. W tle słyszę anielskie śpiewy i grę na harfach. Po chwili docieram do jeziorka ukrytego w głębi tunelu. Tu i uwdzie widzę myszki skaczące w ciemną toń jeziorka. Boję się skoczyć. Po chwili słyszę dźwięk, lecz nie taki jak inne dźwięki, ten jest dziwnie realny.
Dźwięk powtarza się, tym razem brzmi bardzo realnie i wyraźnie. Postanawiam więc skoczyć do jeziorka i tak też robię.
-Waciki!
Moje ciało dotyka powierzchni wody.

Obudziłam się. Miałam jakiś sen? Chyba tak.
Po raz kolejny usłyszała dzwonek. Już wiem co mnie zerwało że snu.
-Kto to może być?- zastanowiłam się w myślach.
Zeskoczyłam z łóżka i zeszłam na parter aby otworzyć dzrzwi.
Gdy byłam przy drzwiach, byłam pewna, kto dzwoni.
Bo któż inny mnie tutaj zna?
Powoli otworzyłam drzwi i kogo ujrzałam?
-Cześć Paweł.
-Część... Mam taką sprawę...
Ciekawe co...
-Pójdziesz ze mną znowu do wesołego miasteczka?
Tego się nie spodziewałam. Przecież byliśmy tam wczoraj!
-Czemu mielibyśmy tam iść ponownie i to po jednym dniu?
-No wiesz... nie widzieliśmy przecież wszystkich atrakcji, po za tym, nie podobało ci się wczoraj?
-Tiaa... tylko wiesz, to takie trochę dziwne, że idziemy jeszcze raz w to samo miejsce, po jednym dniu. Na pewno masz jakiś sensowny powód co do tego, nie to liche wytłumaczenie na temat atrakcji. No więc?
Poczułam, że Paweł został przyparty do ściany.
-No więc...-niemrawo zaczął- Jest taka dziewczyna...
A więc to tak. Dziewczyna.
-Pomożesz mi no wiesz... zagadać?
Nie powiem, poczułam się trochę zazdrosna. No ale to Paweł, mój przyjaciel...
-Ehhh, dobrze...-ciężko i z rezygnacją odpowiedziałam.
-Dzięki, dzięki, dzięki!
Paweł podszedł do mnie i uścisnął mnie z radości.

I znowu staliśmy przed bramą miasteczka, znowu kupiliśmy bilety.
Jednak tym razem zamiast iść się bawić, poszliśmy do stoiska z rzutkami. Tam właśnie Paweł widział tą dziewczynę.
Gdy podeszliśmy bliżej, zrozumiałam, dlaczego spodobała się Pawłowi.
Najwidoczniej była już po transformacji, ponieważ jej futerko było popielato białe. Jej oczy lśniły błękitem, włosy były długie, zadbane, o barwie zbliżonej do turkusu. Założyła na nie wianek z czarnego bluszczu, a na ogonie powiesiła czarną kokardę.
Nie chodziło o sam wygląd. Biło od niej coś w rodzaju pozytywnej aury, jej śmiech przewodził na myśl piękną melodię.
Była tutaj sprzedawczynią biletów do gry w rzutki.

Odeszliśmy trochę dalej, aby ustalić strategię.
Gdy przechodziliśmy obok krzaka, mignęła mi przed oczami myszka. Na moment nasze oczy się spotkały, lecz wyczytałam w nich tylko przerażenie.
-To co?-zapytałam się
-Nie wiem, może idź do niej zagadaj, bo mi tak trochę głupio...
-Ale tak bez powodu? To będzie trochę dziwnie wyglądać...
-No to nie wiem, może się spytaj o cenę biletów, albo wiem, po prostu kupmy bilety!
-No nie wiem, nie wiem... Warto spróbować.
Podeszliśmy oboje do dziewczyny za kontuarem. Myślałam trochę jak to zacząć, żeby się nie skończyło na "poproszę bilety, dowidzenia"
Nie musiałam się długo zastanawiać, bo dziewczyna sama się mnie spytała.
-W czymś pomóc?
-Tak, proszę dwa bilety na rzutki.
Dziewczyna pochyliła się, najwidoczniej aby wyciągnąć bilety. Gdy wstawała, jej wzrok zatrzymał się na moim szaliku.
-A skąd pani wzięła taki piękny szalik?
-Mój przyjaciel, o ten co stoi obok mi go podarował.
-Wspaniałego ma pani przyjaciela.
-Oh, gdyby pani wiedziała, jaki z niego świetny człowiek.
-Nie musisz do mnie mówić "pani", wystarczy Lena...
Lena. Lena. Lena.
Trzeba to zrobić. Teraz...
-Tak więc, Leno, mogłabyś poznać go bliżej, gdybyś poszła gdzieś z nami, na przykład mogłabyś nas oprowadzić po miasteczku...
Wiedziałam, że Lena będąc miłą osobą nam nie odmówi.
-Hmmm, No nie wiem... Mam czas tylko wieczorem... Odpowiada wam to?
-Tak, jasne.-odpowiedzieliśmy chórem.
-Może być 20?
-Tak, pewnie, spotykamy się tutaj?
-Pewnie.
Jeszcze tylko się pożegnaliśmy i poszliśmy spacerkiem do domu, aby się przyszykować do wyjścia.
Nie możemy tego zepsuć. Ja nie mogę tego zepsuć.

Transformice- Przyjaźń i zdrada Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz