Rozdział XIX

81 11 11
                                    

Na szczęście gracz nie przywoływał mnie zbyt często. W dodatku ten koszmarny event się skończył i mogłam odsapnąć.
Tego dnia pospałam trochę dłużej co było sporym błędem, bo teraz była już 12, a ja nadal byłam nieogarnięta i na dodatek bolały mnie kości.
Powlokłam się powoli na dół coś zjeść.
W lodówce znalazłam tylko resztkę pierogów, były całkiem zjadliwe więc zaczęłam je odgrzewać na patelni. Nigdy nie rozumiałam mikrofalówek.
Kiedy już najadłam się tą resztką do syta jak codzień poszłam do łazienki się szykować do normalnego funkcjonowania. Lecz tym razem, zamiast powlec się na górę przystanęłam w połowie schodów i po namyśle zbiegłam na dół.
Mam wiadomość!
Wybiegłam przed dom i podeszłam do skrzynki. Faktycznie, w środku był list.
Gorączkowo porwałam papier i moim oczom ukazała się kartka z motywami typowo walentynkowymi.
Z początku była pusta, lecz po chwili zaczęły magicznie pojawiać się na niej czarne napisy kreślone pewną ręką. Za moment mogłam już odczytać wiadomość:

Serdecznie zapraszam
Mysz Marcelinę
Na uroczystą kolację razem z mym lubym,
Lena.

Na dole ujrzałam jeszcze maleńki dopisek:

Spotykamy się dziś o 18:30 pod moim domem.

Hmmm... Kolacja?
Momentalnie pomyślałam o jedzeniu.
-W sumie, czemu nie, może być przecież fajnie...- pomyślałam.- A do tego czasu zdążę jeszcze coś porobić.
Tylko co?

Po jakimś czasie zdecydowałam, że pójdę sobie pozbierać serki. Mój skarbiec był trochę pusty, a ja w sumie dawno tego nie robiłam.
Ruszyłam do łazienki doprowadzić się do stanu normalności, a następnie zdjęłam szalik z wieszaka i przewiązałam sobie na szyi. Normalnym tempem wyszłam z domu i tym razem postanowiłam zamknąć drzwi. Następnie, wyszłam za drewniany płotek i powędrowałam do Mysiej Strefy.
-Trochę mi to zajmie, lecz taki spacer to dobrze robi, prawda?- pomyślałam.
Gdy dotarłam w końcu na miejsce myślałam z goła inaczej.
-Umieram...- wychrypiałam.
Po czym padłam twarzą na ziemię.
Coś chyba nie mam formy.
Zażenowana wstałam z ziemi, po czym otrzepałam się z trawy i grudek błota.
Poszłam w kierunku zwykłego romu.

Kiedy była 17:05 stwierdziłam, że pora wracać. Dziś udało mi się zebrać 107 serków.
Szłam marszobiegiem w kierunku domu, aby się nie spóźnić. Faktycznie, zajęło mi to trochę krócej niż poprzednio.
Gdy weszłam do domu powlokłam się zadyszana do schowka, aby najpierw wysypać ciążące mi z lekka sery.
Kiedy już wróciłam ze schowka od razu rzuciłam się na kanapę. Widać trochę mi się przysnęło, bo tylko na moment zamknęłam oczy, a po ich otworzeniu było już ciemno i późno.
Na zegarku była 18:15.
Poczułam, że robi mi się gorąco i zaczynam panikować.
-A co jeśli się spóźnię?!
Pędem zerwałam się z kanapy i pobiegłam się szykować. Udało mi się znaleźć coś eleganckiego na szyję i poskromiłam swe włosy. Szybko wypadłam z domu po czym bez wachania teleportowałam się prosto pod dom Leny.

Przed jej domem stali już Sebastian i Paweł oboje ubrani niezwykle elegancko. Lecz to na widok Pawła moje serce zabiło na moment szybciej.
Przywitałam się, po czym wspólnie w kłopotliwym milczeniu czekaliśmy na Lenę.
Dochodziła 18:30.
-------------
Coś ciekawego się potem wydarzy :-)

Transformice- Przyjaźń i zdrada Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz