Mam wszystkich dość
Nie jest ze mną dobrze
- Oszalałam, prawda? No przyznaj to!
- Noooo nie, chyba nie jest aż tak źle.
- Jest tylko jeszcze gorzej! Oh, jestem skończoną kretynką!
- No dobra, może troszeczkę, ale pamiętaj, że robisz to dla Caluma.
- Robię to dla Caluma, robię to dla Caluma, robię to dla Caluma.
Luke niespodziewanie przystanął i z delikatnie przechyloną na bok głową zaczął przypatrywać się siedzącej przy jednym z drewnianych stolików dziewczynie. Kiedy wczoraj po zajęciach wrzucił do jej szafki przez niewielką szparę karteczkę z podanym miejscem i godziną spotkania, nie przypuszczał, że mimo wszystko zamierzała się pojawić. Jeden, irytujący głos rozpoznał natychmiast, bez cienia wątpliwości mogąc przyznać, że należał do blondynki, ale drugi piskliwy i przyprawiający o dreszcz był mu zupełnie obcy. Tym bardziej, że nie odnotował obecności nikogo innego poza nią. Z uniesioną w geście zdezorientowania brwią wpatrywał się w wymalowaną na tyle skórzanej kurtki czaszkę, którą co jakiś czas przesłaniały zsuwające się z ramion błyszczące, jasne włosy. Zrobił dwa kroki do przodu, starając się pozostać niezauważonym i delikatnie pochylił się nad ramieniem Ariel. Prawie opluł się ze śmiechu, kiedy dostrzegł, kim okazał się być jej rozmówca. W dłoni trzymała banana, który czarnym markerem domalowane miał oczy i usta.
- Wydawało mi się, że masz problem z nogami, a nie z głową, Keller – mruknął nad jej uchem, a ona aż podskoczyła z przerażenia. Dłonią zahaczyła o otwarty kubeczek z czekoladowym jogurtem, który niebezpiecznie zakołysał się i z głuchym łoskotem upadł na blat stolika, zalewając rozłożone wcześniej notatki. Zdążyła jęknąć żałośnie, zanim on wybuchł gromkim śmiechem.
- Kretyn – burknęła, gdy zajmował miejsce naprzeciw niej. Rzucił na bok torbę treningową i oparł ręce na ławce przed sobą, a białe słuchawki wylądowały na brzegu stolika. Z nieskrywaną wyższością przyglądał się jej, walcząc dzielnie z cisnącym się na usta uśmiechem, podczas gdy ona w tym samym momencie kawałkiem chusteczki próbowała oczyścić zamazane kartki.
- Powiedziała osoba, która rozmawia z bananem – odgryzł się z nadzwyczajną , nawet jak na niego, zgryźliwością w głosie, ale ona nie raczyła na niego nawet spojrzeć. Obserwował ją uważnie, licząc na jakąś reakcję z jej strony, wybuch gniewu, głupią ripostę, ale nie doczekał się niczego. Ignorowała ostentacyjnie jego osobę, zachowując się tak, jakby go tam w ogóle nie było. - Sum 41, ha? Nie lubię ich muzyki, nie rozumiem co ludzie w nich widzą - zagadnął, wskazując na przerzucone przez szyję dziewczyny słuchawki, z których wciąż wydobywała się stłumiona muzyka. Nie odpowiedziała. Z pełną obojętnością chwyciła telefon i prawdopodobnie tylko dlatego, aby zrobić mu na złość, zwiększyła głośność. Luke prychnął, próbując ukryć cisnący się na usta uśmiech.
- Widzisz i nie grzmisz – wyszeptała do siebie, ostentacyjnie wzdychając. Spojrzała przy tym wymownie w niebo.
- OK, pojmuję. Teraz już dla zasady będziesz mnie nienawidzić na przemian z totalnym ignorowaniem mojej osoby, co nie? - powiedział, po czym wygodnie rozsiadł się na ławce. Ariel aż drgnęła, zamierając w chwilowym bezruchu. Uniosła głowę i z szeroko otwartymi z niedowierzania oczami spojrzała na niego.
- Dla zasady? Dla zasady? - wrzasnęła raptownie, unosząc ręce w nerwowym geście. Luke odruchowo wyprostował się i przez chwilę z niemałym przerażeniem przypatrywał się nagłemu atakowi furii dziewczyny. - Bez konkretnego powodu, bo cóż, załóżmy, że masz właśnie taki kaprys, próbujesz zniszczyć życie Calumowi i śmiesz twierdzić, że ja dla zasady postanowiłam cię nienawidzić? - zakpiła, uderzając dłonią w stół. Nabrała powietrze i potrząsnęła lekko głową, odgarniając z oczu grzywkę. - Nienawidzę cię, bo jesteś dupkiem niewartym nawet jednego mojego oddechu, który tutaj przez ciebie tracę.
CZYTASZ
what i hate about you ✔
Fanfiction- Czasami cię nienawidzę - odparł, kręcąc bez przekonania głową. Ona parsknęła tylko głośno śmiechem. - Tylko czasami? - mruknęła z kpiną. - Ja nienawidzę cię prawie cały czas. tekst: alicee_ok okładka: Tea-amo