#czterdzieści. nienawidzę cudów.

3K 276 40
                                    

Więc trzymaj mnie teraz, gdy biorę mój ostatni oddech

Obudziło ją piekące kłucie w klatce piersiowej. Zakrztusiła się, próbując wziąć głębszy haust powietrza, co spowodowało jeszcze potężniejszy, paraliżujący ból. Niesamowitym wysiłkiem okazała się nawet tak prozaiczna czynność, jaką było uchylenie powiek. Gdy tylko ruszyła nieznacznie ręką, kolejna fala cierpienia rozlała się po jej obolałym ciele. Po chwili zorientowała się, że ograniczające jej ruchy kabelki to podłączone do nosa rurki doprowadzające tlen, aby mogła swobodniej oddychać. Dodatkowo odkryła, że coś ciężkiego wciąż spoczywało na ręce i nie była to wyłącznie podłączona kroplówka. Bardzo nieporadnie zadarła głowę, dostrzegając tuż obok jasną czuprynę. Wysiłek włożony w tę czynność okazał się jednak zbyt wyczerpujący, bo dość szybko opadła ponownie na poduszkę, gdy zaczęła się dusić.

- Co się dzieje?! Ariel?! Wszystko w porządku? Co się stało?!

Chłopak zerwał się gwałtownie, zaspanym wzrokiem rozglądając się po sali. Nerwowo przeczesał dłonią włosy, ocierając zmęczoną twarz. Dziewczyna spojrzała na niego i kącik jej ust delikatnie uniósł się ku górze. Z trudem poruszyła ręką, dotykając ciepły, zaczerwieniony policzek blondyna.

- Cześć – mruknęła słabo, gdy ścisnął mocno jej rękę, całując zachłannie.

- Boże, Ariel, nigdy więcej mi tego nie rób! – rzucił z udawaną złością, pochylając się nad nią.

- Frankie – wychrypiała, siląc się na stanowczy ton. Nie miała jednak siły, by z nim walczyć.

- Tak bardzo cię przepraszam, siostrzyczko! To nigdy nie powinno się wydarzyć. Nie chciałem widzieć tego wszystkiego, wmawiałem sobie, że to nieprawda, skupiłem się na swoim życiu, a przecież ...

- Frank! – szepnęła zdecydowanie głośniej niż dotychczas, wciąż jednak z trudem panując nad roztrzęsionym głosem. – To nie jest twoja wina.

- Jestem twoim bratem! Powinienem cię bronić przed nią, zwłaszcza teraz, kiedy ... - zamilkł, nie potrafiąc wymówić tego, co miał na myśli w tamtej chwili.

- Kiedy umieram? – dokończyła za niego, niespokojnie przełykając ślinę. Wciąż odczuwała ogromny ból przy każdym oddechu. Chłopak niechętnie przytaknął, choć doskonale zdawała sobie sprawę, że nie chciał do siebie dopuszczać tego faktu.

- Nie mogę stracić mojej kolejnej siostry! Musi dać się jeszcze coś zrobić! Ariel, nie rób mi tego, błagam cię! – zaprzeczał ciągle, ściskając jej dłoń. Uśmiechnęła się do niego słabo. – Znajdziemy to cholerne serce! Musi być jeszcze jakaś szansa, jakaś nadzieja! No musi!

- Będzie dobrze – zapewniła go, sama będąc zaskoczona stanowczością tego wyznania. Frank znowu na nią spojrzał, zaciekle walcząc z tym, aby się przed nią nie rozkleić. Wiedziała, że miał własną rodzinę, o którą musiał dbać, dlatego nigdy nie miała mu za złe tego wszystkiego. Chciała oszczędzić mu kolejnych zmartwień, pozwoliła mu uwierzyć, że nie działo się nic złego.

- Będzie dobrze – powtórzył za nią, chcąc samego siebie przekonać do prawdziwości tych słów. Posłała mu krótki uśmiech, sunąc palcami po nieogolonym policzku. - A wiesz, że ten twój piękniś wciąż czeka na zewnątrz i strasznie się o ciebie martwi – zażartował, chcąc na chwilę rozluźnić tę napiętą atmosferę.

- Hemmings? – wyrwało jej się zupełnie niezamierzenie. Sama nie była w stanie wyjaśnić, dlaczego właśnie o nim pomyślała w tamtej chwili. Frank wydawał się być szczerze zaskoczony.

- Jaki Hemmings? Kim jest Hemmings? – zapytał, marszcząc czoło w geście niezrozumienia. – Calum od rana siedzi na korytarzu, bo lekarze nie pozwalają nikomu spoza rodziny tutaj wejść – wyjaśnił, jakby to była najbardziej oczywista odpowiedź, ignorując jej wcześniejszą wpadkę. Skinęła odruchowo głową, nie mogąc jednak zrozumieć, dlaczego pierwszą osobą, jaka przyszła jej na myśl był właśnie Luke. Poczuła ogromne zażenowanie i niewytłumaczalne w tamtej chwili rozczarowanie, choć próbowała to skutecznie ukryć.

what i hate about you ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz