Rozdział 3

319 22 0
                                    

  Obudziłam się wcześnie rano. Gdy poszłam do łazienki umyć zęby, usłyszałam, że Jace też już wstał. Postanowiłam, że zadzwonię do Izabelli. Obiecałam jej to. Wybrałam numer przyjaciółki i weszłam na balkon. Odebrała po chwili.

-Halo? - powiedziała zaspanym głosem
-Część Izzy. - przywitałam się - Jak tam wieczór?
-Cudownie! - wyraźnie orzywiło ją to pytanie - Był to najlepszy wieczór mojego życia. Adrian przyszedł do mnie o 20. Na początek zaczęliśmy się cało...
- Ok. - przerwała jej w połowie słowa - Nie chcę znać szczegółów. -No a co tam u ciebie? - zapytała
-Dobrze... - zaczęłam. Nie mogłam jej powiedzieć. Ta 'misja' to tajemnica. - Wiesz Izabello. Muszę już kończyć. Zadzwonię jak będę mogła. Buziaki! Pa!
-Będę czekać. Buziaki! - rozłączyła się.

  Źle się czułam. Nie mogłam jej nic powiedzieć. Zawsze byłyśmy blisko. Nie miałyśmy przed sobą tajemnic. Znaliśmy się od przedszkola. W podstawówce zaczęłam ją okłamywać. Wtedy dowiedziałam się, że jestem Łowczynią Cieni.
Gdy weszłam do pokoju, Jace siedział nad księgą.
-Znalazłeś coś? - spytałam.
-Nadal nic. - westchnął. - Wciąż to samo...
-Ehh... Może pójdziemy na śniadanie? - zaproponowałam
-Dobra... Chodźmy.

  Jadalnia mieściła się na 8 piętrze. Była oszklona, więc mieliśmy świetny widok na Brooklyn. Przy jednej ścianie stały stoły z jedzeniem. Udaliśmy się do naszego stolika. Byliśmy sami. Na śniadanie zrobiłam sobie tosty z masłem. Jace nałożył sobie. na talerz dwa omlety z szynką, a ja zaparzyłam nam kawę. Jedliśmy w ciszy.
Byliśmy przygnębieni tą sytuacją. Ciągle miałam nadzieję, że ojciec nie doekonał przemiany. Wiem, że Jace myślał tak samo. Oboje straciliśmy rodziców. Zostaliśmy sami. Byłam ciekawa, skąd znał zagadkę. Ale odpuściłam sobie ten temat. Szkoda mi go było. Polubiłam Jace. Ale nie potrafiłabym wyobrazić go jako mojego chłopaka.
  I nagle zobaczyłam Istotę Ciemności. Skradała się do naszego stolika. Zaalarmowałam Jace'a. Wyjeliśmy srebrne ostrza z kieszeni. Zawsze je mieliśmy przy sobie na wypadek zagrożenia. Cień zbliżał się powoli. Pojawił się jeszcze jeden. Jeden był moim, a drugi Jace'a lękiem. Walka z Istotami Ciemności jest trudna. Skoro są naszymi lękami, znają nasze słabości. Musiałam wbić ostrze w serce Cienia. Tata szkolił mnie do walki z nimi. Wiedziałam co mam zrobić. Nie miałam pojęcia, czy Jace'a ktoś szkolił. Bałam się, że coś mu się stanie. Nie dlatego, że byłam w nim zakochana. Nie dlatego, że potrzebowałam go do otwarcia Bramy. Po prostu go lubiłam. Był moim przyjacielem. Cień zbliżył się do mnie. Kopnełam go w brzuch, ale to nic nie dało. Kątem oka zobaczyłam, że Jace'owi udało się już pokonać Istotę Ciemności. Mi niestety nie. Cień uderzył mnie w głowę. Zemdlałam. Ostatnią rzeczą jaką widziałam, to Jace wynikający ostrze w serce Istoty Ciemności która zaatakowała mnie. A potem ciemność.

  Gdy się ocknęłam, leżałam na łóżku. Pewnie Jace mnie tu przyniósł. Istota Ciemności która mnie zaatakowała, była bardzo doświadczona. Po chwili Jace zobaczył, że się obudziłam. Podszedł do mnie.

-Hej Ruda. - zaczął powoli. - Nic ci się nie stało?
-Nie. - powiedziałam. - Wszystko dobrze.
-Kłamiesz. - stwierdził. Miał rację. Byłam cała obolała. Głowa mi pękała.
-No... Właściwie... - zaczęłam.
-Widzę, że wszystko cię boli. Odpocznij. - stwierdził. - Potrzebujesz czegoś?
-Nie. - potrząsnełam głową i od razu tego pożałowałm. Całe moje ciało przeszył okropny ból. Skrzywiłam się.
-Śpij. - rozkazał. Usłyszałam w jego głosie troskę. Uśmiechnięta po chwili zasnęłam.

Przypadkowa MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz