~*~
To naprawdę się stało i nie były to moje wyobrażenia.
Nie kończyło tego też otwarcie oczu i ekscytacja słabnąca do rozczarowania, że wszystko to było tylko snem.Luke naprawdę starał się udowodnić mi że jestem ważny i że myśli o mnie poważnie.
Nie potrafiłem spojrzeć na to tylko z dobrej strony. Zauważyłem, że im więcej pozytywnych rzeczy się działo, pojawiało się więcej negatywnych myśli.
Czasem zaczynałem nienawidzić samego siebie za to, że nigdy nie potrafię się uspokoić i że zawsze będę widział wszystko w szarych barwach.
Starałem się nie dzielić tym z Lukiem, który tylko by się podłamał.
Chyba skończyły mu się asy w rękawie, to jest pomysły na utwierdzanie mnie w przekonaniu, że nie traktuje mnie w lekki sposób.
Kocham Luke'a, jestem o tym przekonany. Zaczynam to czuć w momencie gdy otwiera oczy, złorzecząc pod nosem, starając się nie dopuścić do oczu choćby odrobiny światła dziennego.Kocham jego podśpiewywanie przy robieniu śniadania, to jak siada obok mnie w kuchni i stara się mi dokuczyć, podbierając kanapki, jak kładzie się obok mnie na kanapie i przeciąga mnie przez całą jej długość, tylko po to by mnie przytulić, to jak nawet wtedy gdy jest padnięty, czeka aż ja będę chciał iść spać, kocham to, jak Ashton lub Calum próbują zorganizować nam wspólny czas a on nim przystanie na ich propozycje, patrzy na mnie, jakby szukał aprobaty.
A tym bardziej kocham to, jak jesteśmy poza domem, a on trzyma moją rękę, choć jest to bardzo ryzykowne, to pokazuje mi jak bardzo ma to gdzieś.
Kocham nawet jego wkurzającą matkę, która staje się mniej irytująca, odkąd Luke powiedział jej prawdę. Zaczęła traktować mnie jako dodatek do Luke'a i teraz zamiast ściągać do siebie syna słowami "przyjedziesz?", pyta "przyjedziecie?", co... skłamałbym, gdybym powiedział że nie oblewa to mojego serca przyjemnym ciepłem.
Wszystko zdawało się iść zgodnie z planem, starałem się brać garściami każdy moment w którym Luke był całkowicie mój, nie tylko dlatego że bałem się, że kiedyś to może się skończyć, choć też.
Najzwyczajniej w świecie nie mogłem się tym wszystkim nacieszyć i zawsze było mi wszystkiego za mało. Znosił nawet moje humory i to że zachowuje się jak księżniczka której znosi się kolejne prezenty, ale ona i tak wolałaby lepszy od poprzedniego.
Potrafił uspokoić mnie i poprawić mi humor w jednej sekundzie, czułem że coś się we mnie zmienia i nie tylko ja to zauważałem.
-Mikey? Ziemia do Mikeya! - woła mama, stawiając przede mną tacę z herbatą - mógłbyś przestać się tak zamyślać? Coś się dzieje? Jesteś zdenerwowany dzisiejszym koncertem? - pyta z troską, dotykając delikatnie mojego policzka - zadzwonić do taty by wrócił wcześniej z pracy? Możemy cię tam odwieźć, a nawet jechać z tobą.
Mam wrażenie że moja matka pobierała lekcje bycia irytującą matką przyczepioną do swojego dziecka stalową pępowiną, żyjącą w przekonaniu że jej troska nie jest wcale a wcale żenująca i nie na miejscu odkąd skończyło ono sześć lat od samej Liz Hemmings.
-Przypominają mi się chwile jak naprawdę jeździliście ze mną na koncerty. - rzucam tylko, uśmiechając się mimo woli, co natychmiast odwzajemnia.-O, tak, też to dobrze pamiętam. Robienie sztucznego tłumu to coś co wychodziło nam idealnie.
-Spadaj. - odgryzam się, jednak nie potrafię nie uśmiechnąć się jeszcze szerzej na wspomnienie naszych początków, kiedy faktycznie rodzice służyli nam za sztuczny tłum, który i tak nie był szczególnie powalający - nie denerwuje się, tylko... tylko czasem przyłapuję się na tym że... myślę że chyba nie chcę już tego robić, mamo.
CZYTASZ
difficult beginning. [muke]
FanficWidziałem go z różnymi dziewczynami naprawdę wiele razy i nigdy nie zaprzątałem sobie tym szczególnie głowy. Aż do pewnego momentu.