Atak na Wyspę

1.3K 76 0
                                    

[Astrid]

Atakowali. Właśnie teraz. No tak. Najsłabszy moment. Zabrakło wodza, który by nami pokierował. Przeniosłam spanikowane spojrzenie na stojące obok mnie kobiety.

- Co robimy? - spytałam drżącym głosem, ocierając resztki łez z twarzy.

- Musimy ratować mieszkańców - odparła natychmiast Valka. - Zebrać smoki i ich jeźdźców.

Skinęłam głową i ruszyłam w stronę wyjścia, biorąc po drodze swój topór. Czas na walkę. Nie mogłam się teraz załamać. Wyszłam z domu wprost w panujący dookoła chaos. Ludzie biegali dookoła, smoki ryczały groźnie, ziejąc ogniem i tym, czym mogły. Zauważyłam gdzieś w tłumie Śledzika i Sączysmarka. Natychmiast ruszyłam w ich stronę.

- Śledzik! Sączysmark! Musicie mi pomóc to ogarnąć! - krzyknęłam na tyle głośno, żeby mnie usłyszeli w tym hałasie. Oboje spojrzeli na mnie z zaskoczeniem.

- Astrid! Gdzie Czkawka? - spytał Śledzik, rozglądając się w poszukiwaniu wodza. Serce aż mi się ścisnęło. Czułam łzy cisnące mi się do oczu. Wszyscy czekali na Niego. Ja nie mogłam Go zastąpić. Musiałam się jednak wziąć w garść. On na mnie liczył. Nie mogłam zawieść.

- Nie wróci - powiedziałam, po czym zacisnęłam usta w cienką linijkę.

- Jak to? Zostawił nas? Tak po prostu? - oburzył się Sączysmark. Posłałam mu wściekłe spojrzenie. Jak on mógł tak w ogóle pomyśleć?!

- Nie wróci, bo... - zacięłam się. Jak niby miałam to powiedzieć? Postanowiłam spróbować prosto z mostu. Zamknęłam oczy i wzięłam głęboki oddech. - Bo On nie żyje.

Nie musiałam patrzeć na ich twarze. Wiedziałam, że są zaskoczeni i przerażeni.

- Ale jak to? - spytał Śledzik. Uniosłam dłoń, kręcąc głową.

- Żadnych pytań. Musimy chronić wyspę. Później przyjdzie czas na wyjaśnienia. Sączysmark, ty zbierz wszystkie smoki i ich jeźdźców. Śledzik, znajdź jakieś bezpieczne schronienie dla dzieci i staruszków. I dla wszystkich niezdolnych do walki - powiedziałam stanowczo. Oni tylko skinęli głowami i zabrali się za wykonywanie poleceń. Ja natomiast zaczęłam wydawać polecenia innym. Niektórzy pytali o Niego. Mówiłam wtedy, że później im wszystko wyjaśnię. Nie miałam na to sił. Nie podczas walki. Wtedy zobaczyłam moją Wichurkę. Zmierzała szybko w moim kierunku. Uśmiechnęłam się. Mimo wszystko kochałam tego smoka i chciałam go mieć przy sobie. Pogłaskałam swoją pupilkę po łbie i zaraz jej dosiadłam. Zauważyłam, że inni jeźdźcy poszli za moim przykładem. Natychmiast wzbiłam się w powietrze.

- Pyskacz! Dowodzisz atakiem naziemnym! - krzyknęłam do stojącego nieopodal przyjaciela, który gramolił się na swojego leniwego smoka. Ten machnął swoją sztuczną ręką ( która teraz była toporem) na znak, że rozumie i natychmiast ruszył w stronę ludzi, którzy już byli zajęci walką ze schodzącymi na pokład piratami.

- Astrid! - usłyszałam głos Śledzika. Leciał na swoim smoku nieopodal mnie. - Ewakuacja jeszcze w trakcie! Nie przeprowadzę jej, kiedy rozgorzeje walka!

Spojrzałam w dół. Niedobrze. Musiałam coś zrobić...

- Sączysmark! - obejrzałam się przez ramię w poszukiwaniu właściciela Koszmara Ponocnika. Po krótkiej chwili podleciał do mnie z pytaniem wręcz wymalowanym na twarzy.

- Co jest?

- Zbierz ludzi i przeprowadź atak na statki. Musimy odwrócić uwagę od ewakuacji - powiedziałam stanowczo. Ten skinął głową i natychmiast przystąpił do wykonywania polecenia. Kilka minut później z portu widać było płomienie i latające pociski. Śledzik już odleciał, kierując ludzi do bezpiecznego miejsca. Sama latałam razem z Wichurą, obserwując wszystko i atakując raz po raz wrogie statki. Było ich mnóstwo. Nie miałam pojęcia, skąd się brały. Nie było jednak czasu, aby nad tym rozmyślać.

Na RatunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz