Poświęcenie

1.4K 90 11
                                    

[Astrid]


Po raz kolejny usiłowałam jakoś uwolnić się z więzów, ale mężczyźni najwyraźniej znali się na swojej robocie. Nie było opcji, żebym uciekła. Nie mogłam się jednak poddać. Wichura na pewno już dawno doleciała do wioski, a Czkawka zorientował się, że coś jej grozi. On na pewno nie będzie siedzieć bezczynnie. Znałam go. Był zbyt porywczy. Na pewno już wyruszył na poszukiwanie. Z Nocną Furią odnalezienie tego statku zajmie mu nie więcej jak dwa, trzy dni. Jak mogłam dać się im tak głupio złapać? Przeze mnie życie Czkawki i wszystkich mieszkańców Berg było zagrożone. Musiałam to jakoś odkręcić i to szybko.


Rozejrzałam się po pomieszczeniu chyba po raz setny, szukając czegoś, czym mogłabym przeciąć więzy. Niestety, oni naprawdę musieli być bardzo doświadczeniu w porywaniu ludzi, bo niczego takiego nie zobaczyłam. Przeklęłam w duchu iście po wikingowsku. To miał być tylko wypad zwiadowczy. A ja dałam się wpakować w takie coś. Wyszłam z wprawy. Czkawka za długo trzymał mnie na wyspie, jak jakiegoś zwierzaczka. Rozumiem, że się o mnie bał, ale teraz mamy tego skutki. Coś mi mówi, że jeśli wyjdziemy z tego cało, już nigdy więcej nie opuszczę granic Berg. Zamknie mnie w jakimś izolowanym pomieszczeniu, żeby mnie chronić. Kochałam go, ale takie zachowanie z jego strony było co najmniej nie w porządku.


Z rozmyślań wyrwało mnie skrzypnięcie klapy i czyiś szorstki głos.

- No, lalunia, wychodzimy! - powiedział i szarpnął mnie w górę, prawie wybijając mi ramię ze stawu. Jęknęłam cicho, ale nic poza tym. Nie mogłam przecież okazać ani odrobiny słabości. Jestem wikingiem. Nie mogę się poddawać.


Zachodzące słońce rzucało blask wprost na statek, przez co musiałam zmrużyć oczy. Dużo czasu spędziłam na dole w niemal całkowitej ciemności.

- No, no, już nie taka skora do pyskowania - zauważył jakiś mężczyzna gdzieś za mną. Ostatnio, jak do mnie zeszli, musieli mnie zakneblować. Od jednego z nich oberwałam w twarz i podejrzewam, że został mi po tym spory siniak na policzku.

- Nie bądź tego taki pewien - warknęłam. Kilka osób się zaśmiało.

- Już niedługo. Jak tylko wódz się tu zjawi, nie będziesz miała nic do gadania. A nasi zwiadowcy mówią, że jest blisko.


Serce zabiło mi szybciej. Ze strachu. Nie mogą go złapać. Musiałam coś zrobić. Z całej siły nadepnęłam trzymającemu mnie mężczyźnie na nogę. Ten zawył i rozluźnił uchwyt. Natychmiast skorzystałam z okazji i rzuciłam się pędem ku burcie. Jakoś sobie poradzę w wodzie, a najwyżej zginę, ale Czkawka wtedy nie będzie musiał się poświęcać. Byłam blisko, tylko kilka metrów, gdy ktoś szarpnął mnie w tył. Upadłam na deski pokładu, czując ostry ból w lewej ręce. Świetnie, jeszcze tylko tego mi brakowało.


- Nie tak ostro, kochana. Poczekaj na swojego kochasia. Wtedy dopiero zacznie się przedstawienie.


Dookoła mnie rozległy się śmiechy. Ktoś znowu brutalnie mnie podniósł, chwytając za bolącą rękę. Zacisnęłam zęby, ale z bólu w oczach pojawiły mi się łzy. Z bólu i bezsilności. Nie udało mi się. Nie zdążyłam skoczyć. Wszystko na nic.


Nagle śmiechy ucichły. Zastąpił je potężny huk gdzieś za mną. Siła eksplozji sprawiła, że znowu upadłam, tym razem na brzuch. Uniosłam głowę i zobaczyła Nocną Furię. A więc to już. Chciałam do niego krzyknąć, żeby uciekał, póki jeszcze miał czas, ale ktoś pociągnął mnie za włosy i przycisnął do gardła coś, przez co ledwo mogłam złapać oddech.


- Spokojnie, wodzu Berg. Chyba nie chcesz, żeby twojej laluni stała się krzywda? - spytał trzymający mnie osobnik. Czkawka zaprzestał ataku.

- Wypuść ją! - usłyszałam jego głos. Nie, nie, niech ucieka! Natychmiast!

- Ląduj! Tylko spokojnie, bez żadnych numerów, to nic jej nie będzie!


Młody wódz powoli obniżył lot, a po chwili Szczerbatek pewnie stanął na statku. Czkawka zszedł z niego, unosząc ręce do góry.

- Spokojnie. Teraz ją wypuść - powiedział. Ktoś podszedł do niego i go związał. Nie mogłam na to patrzeć. Świadomość, że robił to tylko po to, żeby mnie ratować była tak cholernie dołująca...

- Wypuszczę, jak tylko obejrzy sobie przedstawienie. Z tobą w roli głównej - zaśmiał się herszt całej tej bandy. Napotkałam spojrzenie Czkawki i poruszyłam ustami w słowie "przepraszam". Poczułam łzy na policzkach, ale nie mogłam ich zatrzymać. To moja wina. Moja.


Nie zdążył wykonać ani jednego gestu. Od razu go zabrali. Szczerbatek też został unieruchomiony. Wiedziałam, że chcą zabić Czkawkę. I nic nie mogłam już na to poradzić. Nic...


[Czkawka]


Wiedziałem, co ze mną zrobią. Ale byłem na to gotów. I tak wyrządzili jej za dużo krzywdy. Wiedziałem, że ona i mama zaopiekują się Berg nawet lepiej, niż ja. A jeżeli to, co robię, miało uratować Astrid, to warto. Nie mogłem patrzeć na jej łzy. Obwiniała się. Nie powinna. To był mój błąd. Nie powinienem pozwalać jej na tą wyprawę. Mogłem wysłać Sączysmarka, albo przeczekać ten ślub i polecieć sam. To byłoby dużo lepsze rozwiązanie. Nie musiałaby przez to przechodzić. Ale trudno. Stało się. Teraz już nic nie zrobię.


Zbliża się koniec...

Na RatunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz