Wyprawa

1.9K 105 9
                                    

[Astrid]

Czkawka i Sączysmark wlecieli na swoich smokach na arenę.

- No nareszcie jesteście - powiedziałam i podeszłam do nich. - Co się dzieje?

- Mamy intruza na Berk - oznajmił Czkawka. - Nie wiem, jakie ma zamiary, ale wolałbym to zbadać.

- Ale musisz być teraz w wiosce. Ślub Kraryli i Smarczara, pamiętasz? Jako wódz musisz się na nim pojawić - powiedziałam, na co on posłał mi nieco udręczone spojrzenie. A może mi się tak tylko zdawało?

- No wiem, Astrid. Dlatego muszę posłać któreś z was. Oczywiście z góry wykluczam bliźniaki. Robią za dużo hałasu - wskazał znacząco na Szpatkę i Mieczyka, którzy znów się o coś kłócili. Skinęłam głową na znak, że rozumiem.

- Śledzik bada ze swoim smokiem jakąś rzadką roślinę po drugiej stronie wyspy. Zostałaś tylko ty i Sączysmark.

- Pójdę - wyparowałam natychmiast. Potrzebowałam odrobiny do odskoczni i adrenaliny. Na Berk ostatnio nic się nie dzieje, a ja się aż rwałam do działania. Nie mogłam przepuścić takiej okazji.

- Astrid...

- Spokojnie, Czkawka. Nic mi nie będzie - zapewniłam go. - Polecę tam razem z Wichurą, zbadamy sprawę i wrócimy zanim się obejrzysz.

Chłopak, albo raczej już mężczyzna, westchnął i skinął głową.

- Dobra, no to kiedy wyruszacie? Spytał, a ja prawie podskoczyłam z radości.

- Za godzinę - poinformowałam go i ruszyłam w stronę bramy. Wichura już dreptała za mną. Po drodze cmoknęłam go w policzek.

- Nie martw się. Wrócę niedługo - zapewniłam go.

- Będę czekać - odpowiedział. Uśmiechnęłam się do niego i poszłam spakować sobie na drogę trochę prowiantu. Przezorny zawsze ubezpieczony, jak to mówią. Wolałam wrócić do Czkawki bez widma śmierci głodowej w oczach. Coś mi mówi, że wtedy raczej na pewno nie puściłby mnie na żadną samotną misję. Od śmierci Stoika stał się strasznie nadwrażliwy na punkcie moim i swojej matki. W sumie to mu się nie dziwię. Nie chciał stracić nikogo bliskiego. Jest wspaniałym wodzem. Niezastąpionym. Zawsze na pierwszym miejscu stawia mieszkańców wyspy. Dopiero potem myśli o sobie. Bardzo to u niego podziwiam. Ale czasami jest to strasznie uciążliwe. Kocham go, ale nie chcę, aby zamykał mnie w jednym miejscu, jak jakieś zwierzę domowe. Chcę działać, jak inni.

Godzinę później byłam już w powietrzu. Skierowałam Wichurę na wschodnią część Berk, szczęśliwa, że wreszcie czuję wiatr we włosach. Mogłam działać.

Po chwili coś na ziemi przykuło moją uwagę. Nie wiem, co to było. Po prostu mnie zainteresowało. Zleciałam na dół i zsiadłam ze swojego smoka. Podeszłam nieco bliżej tego czegoś. Wtedy coś przygniotło mnie do ziemi tak mocno, że aż zaparło mi dech. Jedyne, co zdążyłam zrobić, to krzyknąć do Wichury, aby uciekała. A potem już ciemność.

Na RatunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz