Statek

1.5K 103 3
                                    

[Astrid]

Ból głowy niesamowicie dawał o sobie znać. Nie rozumiała tylko dlaczego. Może się gdzieś uderzyła? Albo to ktoś uderzył ją... coś pamiętała, tylko to wszystko było takie... dziwne. Jakby rozmazane. Leciała na Wichurce, patrolowała wybrzerze Berk, gdy nagle coś zobaczyła. Zleciała na dół i... O rany, Wichura! Czy ona zdążyła uciec? Trzeba ostrzec Czkawkę, to na pewno była pułapka! Ktoś spodziewał się jego wizyty.

A więc dlaczego wzięli ją?

Pewnie, żeby nikomu nic nie powiedziała, żeby ich nie odnalazła. Tylko kogo?

Powoli otworzyła oczy. Ruchy krępowały jej linyna nadgarstkach i kostkach. Ktoś wykręcił jej ręce do tyłu, przez co czuła tylko dodatkowy ból.  Najwiedoczniej nie umieją obchodzić się z dziewczynami. 

Pomieszczenie było dość małe, wyglądało na ładownię. Widziała przygotowane miejwsce dla smoka. Było puste. Odetchnęła z ulgą. A więc Wichura jest cała. Nie mogła za to dostrzec innych szczegółów, bo w pomieszczeniu panowała niemal całkowita ciemność. Przeklnęła cicho w duchu. Dobrze byłoby wiedzieć, czym w razie potrzeby mogłaby się bronić.

Wtem usłyszała z góry jakąś rozmowę. Wytężyła słuch, aby wyłowić każdy jej szczegół.

- Ale jak to nie złapaliście wodza?! - krzyknął ktoś.

- Sretteku, nie mogliśmy. Wysłał kogoś innego. Nim się zorientowaliśmy, że to nie on, było już za późno - usprawiedliwiał się drugi mężczyzna.

- Dobra, dobra, stało się... No nic, trzeba grać kartami, jakie się ma.

Usłyszała szczęknięcie zamka i wzdrygnęła się.

- Co zamierzasz zrobić? - zdziwił się wcześniejszy winowajca.

- Chcę zobaczyć, jaki kąsek upolowaliście.

Nie wiedziała dlaczego, ale na te słowa po plecach przeszył ją straszliwy dreszcz. Nie zapowiadało się za dobrze. Do pomieszczenia wlało się jaskrawe światło i Astrid musiała zmrużyć oczy, aby zauważyć, kto przed nią stoi. Był to wysoki, a raczej wielki niczym góra mężczyzna z długą, skołtunioną, ciemną brodą i wyjątkowo groźnym wyglądzie. Jego twarz znaczyło wiele bliznm z zcego jedna nakładała się na drugą. Przeszył ją lodowatym spojrzeniem czarnych jak węgiel oczu i zaśmiał się. A był to śmiech taki, od którego aż włos się jeży na głowie.

- Nie no, jest dużo lepiej, niż myślałem - powiedział.

- Jak to? - odezwał się z tyłu głos, którego właściciela zasłaniała ogromna sylwetka czarnobrodego mężczyzny.

- Złapaliście jego dziewczynę. Dla zwykłego mieszkańca wyspy ten cały Czkawka zrobi niemal wszystko. Dla niej zrobi DOSŁOWNIE wszystko.

Dziewczynie na moment stanęło serce. 

Oni chcieli zabić Czkawkę.

Na RatunekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz