Blake
Dzisiaj była ostatnia noc w Barcelonie. Cała nasza ekipa pragnęła zostać w tym miejscu. Przez cały nasz pobyt pogoda była niewiarygodnie dobra. Tęskniłem za słońcem, dlatego ucieszyłem się, że w końcu się trochę opaliłem i miałem szansę pobiegać po plaży w ramach treningu. W końcu w moim kolejnym miejscu docelowym nie zanosiło się na nawet odrobinę słońca. O tej porze roku raczej spodziewałbym się śniegu niż upalnego skwaru i dodatnich temperatur na termometrze w tamtych rejonach.
- Teraz trzeba skręcić w prawo - pokierowałem naszą grupą, wskazując na nich ręką.
Możliwe, że słowo 'grupa' było w tym przypadku wyolbrzymieniem, ponieważ szliśmy tylko w cztery osoby.
Ucieszyłem się, że moi dawni przyjaciele znaleźli dla mnie trochę czasu w ich zabieganych życiach. Josh, Edd, Frank i ja tworzyliśmy zgraną paczkę w dzieciństwie. Gdy okazało się, że ich rodzina przeprowadza się za granicę, miesiącami płakałem w poduszkę do momentu, aż naprawdę tego nie zrobili. Dopiero gdy widziałem, jak ostatnie pudła zostały pakowane do samochodu kuriera, zrozumiałem, że nikt tego nie odwróci.
- Mieszkamy w tym mieście dobre pięć lat, jednak nigdy nie byłem w tej części miasta - zaczął mówić Frank, najmłodszy z rodzeństwa. Łączyła mnie z nim chyba najsilniejsza więź, ponieważ byliśmy tego samego wieku.
- Serio? - zaśmiałem się, poprawiając ręką spadające kosmyki włosów, które niefortunnie co chwile zasłaniały mi widok na ulicę.
- Może dlatego, że w tej części miasta są same bary. - Edd prychnął pod nosem. - Casandra nie wpuści mnie do domu, gdy poczuje ode mnie woń alkoholu.
- Co cię nie zabiję, to cię wzmocni - wszyscy zaczeliśmy się śmiać, lekko na siebie wpadając. Czułem się mocno odprężony i zrelaksowany pierwszy raz od kiedy wraz z moim zespołem wyruszyliśmy w trasę po Europie. Brakowało mi takich wypadów, a jednorazowy numerek nie był już tak zaspokajający jak kiedyś. Potrzebowałem głębszych relacji międzyludzkich, albo mocnego rżnięcia. Zawsze istniały dwie opcje.
- A teraz tak na poważnie. Blake, wszystko w porządku? - odwróciłem się w ich stronę z grymasem na ustach.
- Jest świetnie. Wchodzimy tędy - klasnąłem w dłonie, poprawiając swoje okulary przeciwsłoneczne, ostatecznie wkładając je do kieszeni spodni.
Cała trójka wiedziała, że nie lubiłem wdawać się w dyskusje i szybko je niwelowałem. Szum wokół mojej osoby jeszcze bardziej to wzmocnił, dlatego nawet nie przeprosiłem za swoje dziwne zachowanie. Oni to rozumieli. Przynajmniej tak myślałem.
- Spodziewałem się czegoś innego.
Josh usiadł przy jednym stoliku, od razu zagłębiając się w lekturę menu, które leżało na stole. Uśmiechnąłem się pod nosem, ponieważ mój przyjaciel wybrał miejsce, które zawsze wybierałem, gdy chodziłem tutaj na nocne polowania przez ostatni tydzień. Mogłem zapewnić, że Josh nie chciał wiedzieć, co działo się na tej wykładzinie, która na pewno nie była czyszczona codziennie po zamknięciu lokalu.
- Myślałem, że będzie waliło alkoholem, ale jestem mile zaskoczony. - Edd dosiadł się do stolika, wciskając się w kąt kanapy.
Ten bar wyglądał na bardziej cywilizowany, niż mogłem oczekiwać. Mocno oświetlony bar w kształcie kwadratu mieścił się na środku pomieszczenia, podczas gdy stoły były rozstawione na obrzeżach pomieszczenia, nadając klimat bardziej intymny. Muzyka również nie była aż taka zła, ponieważ puszczali hity lat 90'. To był ten typ baru, w którym można było posiedzieć i przemyśleć sprawy, które spieprzyłeś w swoim życiu.
- Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że bywałeś tutaj nie raz.
Wiedziałem, że Frank najszybciej zrozumie, jakim typem człowieka się stałem. Był najbystrzejszy z ich całej trójki, do tego znał mnie lepiej niż pozostali. Nie podobało mi się, że sprawy potoczyły się tak szybko, dlatego posłałem mu najlepszy uśmiech, na jaki było mnie stać w tej chwili i opadłem na siedzenie koło Edda, zabierając mu kartę drinków.
- Podają tutaj najlepszego Bourbona. Musicie spróbować.
Dwie godziny później byliśmy już co najmniej lekko wstawieni. Rozmowa kleiła się pomiędzy nami jak za dawnych lat. Śmialiśmy się podczas każdej wzmianki o naszym dzieciństwie w Anglii. Śmieszne historie z naszego życia krążyły wokół sali, zabierając nam czas na rozmowie o bliższej przeszłości. Z każdą opowiedzianą anegdotą czułem, że zaczyna powracać mój dawny charakter. Nie czepiałem się szczegółów, ani nie zwracałem uwagi na złośliwe komentarze, które co chwile ktoś z obsługi kierował z moją stronę za zbyt głośne zachowywanie się w lokalu. Może to krążące procenty w moich żyłach działały jak leki przeciwbólowe, jednak nie zamierzałem tego kontrolować, ani dociekać. Chciałem dzisiaj po prostu zapomnieć i chyba się udało.
Niestety nie wszystko trwało wiecznie. Dwie minuty później, gdy do naszego stolika wędrowała kolejna z rzędu kolejka szotów, żona Eddiego zaczęła dobijać się na jego telefon, rozwalając całą atmosferę, która wytworzyła się podczas całego wieczoru.
- Casie mówi, że muszę wracać, bo mały się obudził i chce, żebym mu przeczytał bajkę - odłożył telefon na stół, na którym od godziny zalegały brudne kieliszki po ostatnim alkoholu.
- Dlaczego ona tego nie może zrobić? - Siadam bliżej niego, przekładając rękę przez jego barki. Nie wyglądał na wkurzonego. Troska na kilometr biła z jego fałszywych ślepi tak mocno, że jeszcze moment i mógłbym oślepnąć przez jego niewinność.
- Nie zrozumiesz, Blake - poklepał mnie po kolanie, wstając od stołu, przez co na moment się zachwiałem. Wydałem dźwięk, który miał sygnalizować zaprzeczenie, jednak ostatecznie zabrzmiało to jak głośne warczenie psa.
- My też się powoli zbieramy. - Położyłem załamany ręce na stole. Spojrzałem na nich szyderczo, jakby przynajmniej mnie zdradzili. Jedynie taka obrona została mi po tym, jak język w magiczny sposób zasznurował mi się w gardle.
Chwilę później znowu siedziałem sam przy stoliku, jakbym na nowo odtwarzał sytuację sprzed wczorajszej nocy. Przygotowałem się raczej na wieczór spędzony w gronie samców alfa, a nie z nianią i parą przydupasów.
- Mogę jeszcze dwie szklanki wody? Dzięki - zaczepiłem kelnerkę, która ostatnim razem poraziła mnie swoim młodym i godnym politowania spojrzeniem, gdy zamawiałem kolejną szklankę alkoholu, patrząc na mnie zza baru.
Czułem, że mnie oceniała. Uważnie skanowała moją twarz, jakby zastanawiała się nad każdym słowem, które wypowiadałem.Chociaż widziałem ją po raz pierwszy w życiu, wiedziałem podświadomie, że to nie będzie nasz ostatni raz.
- Nie za wcześnie na wodę? - Przechyliłem się na siedzeniu, skanując dziewczynę, która stanęła przy moim stoliku. Wyczułem w tym lekką dozę sarkazmu.
- Mówisz po angielsku - zauważyłem, przechylając głowę, stabilnie kładąc ją na poduszkach za mną. Była piękna, dlatego szybko przeszedłem do inicjatywy. - Co cię tu sprowadza?
- Nie odpowiesz na moje pytanie? - Podniosła brwi do góry z geście zirytowania, jednak usiadła przy mnie, ocierając swoje kolano o moje udo.
Niebezpieczna odległość jak na tak krótką znajomość.
- Nie brzmisz na Brytyjkę. Stawiam więc, że pochodzisz z Ameryki. Akcent cię zdradził.
- Bawimy się w Sherlocka? - zaśmiała się, zakładając kosmyk włosów za ucho.
Brzmiała tajemniczo i strasznie pociągająco. Jeżeli pójdzie tak dalej, to znowu będę się pieprzył na siedzeniu, które teraz będzie mi się kojarzyło przede wszystkim z Joshem.
Nigdy nie mógłbym wyobrazić sobie lepszego zakończenia wieczoru.
- Jestem Penny - zdziwiłem się, gdy pierwsza wysunęła do mnie rękę.
Coraz bardziej intrygowała mnie ta dziewczyna. A to był dopiero początek.
Skomentujcie, to tylko kilka sekund ;)
CZYTASZ
🔜 One Night Stand
RomanceDwa odmienne charaktery i dusze spotkały się w barcelońskim barze. Oczarowały się i spędziły ze sobą tą jedną, niezapomnianą noc. Opowiadanie zawiera wulgaryzmy. Czytasz na własną odpowiedzialność!