Michael z niezadowoleniem został w zerówce. Jego mama właśnie wyszła z budynku, a chłopiec miał ochotę się rozpłakać. Nie znał tu nikogo. Większość dzieciaków bawiła się z innymi, ale on nie chciał z nimi rozmawiać, bawić się. Nie chciał nawet tu być. Został przekupiony przez rodziców zapasem słodyczy, który zawsze lądował w rękach siostry, nie jego. Teraz wiedział, że nawet czekolada i jego ulubione cukierki nie są warte tego wysiłku. Postanowił nie wychylać się i usiąść grzecznie przy stoliku z kredkami i próbować narysować swoje ulubione postacie z gier. Co chwilę podchodzili do niego chłopcy z swoimi przyjaciółmi, chcąc zaciągnąć go do zabawy. Michael wiedział, że tak naprawdę nie chcą się z nim bawić, tylko pani wychowawczyni kazała im do niego podejść. Twierdzili, że rysowanie to zabawa dla dziewczynek. Ale Michael nie słuchał ich.
Calum poganiał mamę. Chciał jak najszybciej znaleźć się w szkole. Jego zdaniem mama robiła wszystko za wolno, specjalnie za wolno. Po co zatrzymywać się na środku ulicy tylko dlatego, że zapaliło się jakieś światło? Gdy w końcu zaparkowali przed budynkiem, chłopiec wybiegł nie żegnając się z rodzicielką. Chciał poznać inne dzieci, miał dość siedzenia w domu z swoim głupim starszym rodzeństwem. Gdy tylko wbiegł do środka zaprowadzony przez miłą panią (jej twarz dziwnie się błyszczała), wiedział, że jest za późno. Większość dzieci zebrała się w grupki. Wszyscy zdążyli już się zaprzyjaźnić. Nawet dziewczynki bawiły się razem lalkami. Calum co chwilę rozglądał się po sali, aż jego wzrok padł na chłopca o dziwnie bladej cerze i jasnych włosach. Siedział sam. Może jednak będzie miał przyjaciela? Nie zważając na nic podbiegł do niego i usiadł na krzesełku obok.
- Hej, jestem Calum. Chcesz być moim przyjacielem? - uśmiechnął się i wystawił rączkę do chłopaka, tak jak uczyła go mama.
Michael podniósł wzrok znad kartki i z pogardą spojrzał na Caluma. Był wyższy od niego, przynajmniej tak wyglądał siedząc jak z kijem w dupie. Miał dziwnie ciemną karynację jak na mieszkańca Kanady. Jego twarz była pełna strupów i zadrapań, a włosy zmierzwione.
- Nie bawię się z Hindusami - odparł z przekąsem i trącił palcem jego rękę, jakby chciał wyrazić tym gestem swoją pogardę do całego gatunku ludzkiego.
Już miał uśmiechać się z wyższością, kiedy poczuł jak jego plecy zderzają się z podłogą. Czerwony na twarzy wstał i zobaczył Caluma stojącego przed nim, gotowego do walki. Oczywiście jeśli walką można nazwać przepychanki 7-latków.
Calum nie miał pojęcia co strzeliło mu do głowy, ale komentarz przesączony jadem zdenerwował go jak nigdy. W końcu z zasady był spokojnym i poukładanym dzieciakiem. Ale jak to mówią, zasady są po to, żeby je łamać. Dlatego już chwilę później leżał na ziemi okładając pięściami chłopaka, który go sprowokował. Możliwe, że nawet zrobiliby sobie większą krzywdę niż kilka siniaków, gdyby nie interwencja wychowawczyni. Ewentualnie też interwencja dyrektora placówki i rodziców chłopców.
Następnego dnia Michael szedł do zerówki z jeszcze większą niechęcią niż wczoraj, jeśli to możliwe. Po rozmowie jaką odbył z rodzicami miał ochotę schować się pod kołdrę i nigdy stamtąd nie wychodzić. Wstydził się pokazać na oczy Calumowi, zwłaszcza po tym, gdy rodzice wytłumaczyli mu, że nie jest Hindusem ani Azjatą. Jednak wszystkie negatywne emocje wyparowały, gdy zobaczył uśmiechniętego chłopaka biegnącego w jego kierunku. Przytulił go i przeprosił, po czym zaproponował aby zostali prawdziwymi przyjaciółmi na zawsze. A Michael stwierdził, że to najsłodsza rzecz w całym jego 7-letnim życiu.
CZYTASZ
best friends // malum
Fanfiction; mieliśmy być przyjaciółmi na zawsze, ale przyjaciele nie zakochują się w sobie