Rozdział I

146 7 0
                                    

- Chloe! Chlo, zaczekaj! - usłyszała za sobą. Przechadzała się właśnie uliczkami zamkowego miasta. Potężne mury otaczały całą społeczność, dając poczucie bezpieczeństwa, lecz jednocześnie ograniczając wolność... Tak to odczuwała Chloe. 
- Tak, matko? - powiedziała z troską w głosie widząc swoją rodzicielkę, która mimo już pokaźnego wieku żwawo podążała za nią, mając najwyraźniej coś ważnego do przekazania. 
- Dziecko... - chwyciła swą córkę za dłonie. - Złe rzeczy się dzieją... Czuje niepokój. Obawiam się, że Oni chcą wymierzyć sprawiedliwość. - Rzeczywiście głos jej drżał. Znała swoją matkę, była starą szamanką dotkniętą przez rękę doświadczenia. Los jej nie oszczędzał. Przez wiele lat swojej młodości uciekała przed śmiercią, gdy ich krajem rządziły demony. Wtedy też poznała jej ojca.
- To niemożliwe. One wyginęły. - skwitowała krótko. Myśl, że historia mogłaby zatoczyć koło przyprawiała ją o mdłości. - Sama widziałam, widziałam jak umiera ostatni. 
- Ja to czuję Chloe... 
Dziewczyna pokręciła głową, zabrała swoje dłonie z rąk matki i pobiegła do Króla. Ukłoniła się strażnikom i poprosiła o wizytę. Starała się zachować zimną krew, czekała cierpliwie aż posłannik wróci. W głębi duszy jednak błagała o opatrzność swych przodków, nie mogła zwlekać z tą informacją. Jeżeli jej matka się nie myliła to cały kraj znów był w niebezpieczeństwie. Miniony koszmar miał powrócić.
- Jego wysokość oczekuje panienki w Wielkiej Sali.- oficjalnie przekazał starszy mężczyzna, zapraszając gestem do środka. Chloe wkroczyła pokonując drogę w kilka sekund. Król rzeczywiście siedział na sali, lecz zaabsorbowany był raczej mahoniowym stołem aniżeli swoim gościem. Dziewczyna odchrząknęła znacząco i skłoniła nisko głowę. Posiwiały mężczyzna uniósł wzrok i zaprosił ją do środka.
- Młoda wojowniczko, co Cię do mnie sprowadza? Piękna dziś pogoda, tegoroczna wiosna nam sprzyja. Z tym słońcem zbierzemy plony jeszcze przed końcem lata, ach jakże piękna pogoda!
- Panie! - uniosła głos by przerwać wywód swego Pana na temat pięknej wiosny. Ona nie była w stanie myśleć o pięknej wiośnie gdy wiedziała, że może nie dożyć lata. Król zmarszczył brwi. Dostrzegł troskę na twarzy Chloe, a znał ją dobrze. Była odważną nastolatką gdy walczyła ramię w ramię z jego najlepszą strażą. Wchodząc w dorosłość była już utalentowaną łuczniczką, każdy też dobrze znał jej dar do kontaktowania się ze światem zmarłych. Duchy jej sprzyjały. - Panie... - powtórzyła spokojniej by nie urazić Króla. Wiedziała, że musi okazywać mu należyty szacunek. - Oni wracają. 
Król wstał i zbliżył się znacznie do dziewczyny. - Co Ty mówisz dziecko? 
- Moja matka miała wizje. Muszą być blisko. Proszę Cię o pozwolenie na zabranie kilku tropicieli i wyruszenie poza bramy jeszcze dziś. 
- Masz moje pozwolenie. - rzekł krótko. Ruszył do drzwi, lecz odwrócił się jeszcze by coś dodać. Spojrzał na Chloe i pokręcił jedynie głową. Zabrakło mu słów? Był Królem, czuł odpowiedzialność za swój lud, który znów był w niebezpieczeństwie. Stała tak jeszcze przez chwilę widząc jak Jego Wysokość wychodzi, słyszała jeszcze nerwowe krzyki o wzmocnieniu straży, o ogłoszeniu stanu wyjątkowego. Wybiegła na plac i udała się do koszar wojskowych. Alarm rozszedł się wśród straży błyskawicznie. Tropiciele czekali już na Chloe przy wejściu. Trzech zwinnych mężczyzn obdarowanych przez przodków. Darem ich były zwierzęce instynkty, duchy lasu były ich braćmi. 
Przywitali się ze sobą i ruszyli poza zamek. Słońce doskwierało całej czwórce. Biegli równym tempem przeczesując okoliczne lasy i łąki, lecz dzień powoli się kończył a oni nic nie znaleźli.
- Mam! Tu! - krzyknął najmłodszy tropiciel. Był naprawdę młody, dało się słyszeć entuzjazm w jego głosie, dumę. Nie pamiętał wojny, był malutki gdy jego rodzice zginęli walcząc w słusznej sprawie. On został oddany pod opiekę królewskiego wojska gdzie odkryto jego zdolności i szkolono przez ostatnie lata. Pozostali podeszli do niego i bacznie przyjrzeli się temu co znalazł. Rzeczywiście w leśnym torfowisku widniał ślad łapy. Dużej, zakończonej ostrymi szponami. 
- Jesteśmy dwie godziny drogi od zamku na wschód. - skomentował jeden mężczyzna.
- Masz rację. - zawtórował mu następny. -  Ślad wygląda na świeży. Pozostawiony dziś niewątpliwie, las nie zdążył przykryć go liśćmi. Cuchnie.
- Wracamy. - zażądała Chloe. Cała czwórka pobiegła w stronę zamku. Nieśli ze sobą straszne wieści. Oni wrócili. Demony istniały, były tu. I czaiły się w pobliżu. Co mogli zrobić? Przesiedlenie ludzi było zbyt ryzykowne. Nie wiedzieli jakim wojskiem dysponuje demoniczna armia. Nie wiedzieli kto nimi kieruje. Wiedzieli, że wraz z nimi nadchodzi śmierć...




OBCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz