Powrót.

10 4 2
                                    

Chloe otworzyła oczy. Mimo długiej nocy czuła się wypoczęta. Zauważyła, że jest już sama, lecz czuła, że druga część łóżka, na której spał Jon wciąż jest ciepła...
- Czy to był sen? - powiedziała na głos. Wszystkie wspomnienia wróciły do niej w jednej chwili. Usiadła na skraju łóżka i prowadziła wewnętrzny monolog. Ruszaj. Znany jej już głos przeszył jej myśli. Więc to nie sen.
Chlo zerwała się na proste nogi i w pośpiechu zaczęła przygotowywać się do wymarszu. Wiedziała jaką siłą dysponuje wróg. Sama przecież nim była.
- Właśnie. - znów odpowiadała sama sobie na swoje myśli. - Zioła. Tym razem nie zapomnę.
Przygotowując napar zastanawiała się jak długo będzie jej dane go zażywać. A co gdy zapas ziół się skończy? Czy do końca swoich dni będzie walczyć z trucizną, która płynie w jej żyłach? Rozważając w głowie różne opcje, wyszła na korytarz i spotkała jedną ze służących. No tak, idziemy coś zjeść - przypomniała sobie.
Widok, który ujrzała przy stole był identyczny, jak ten sprzed tych wszystkich wydarzeń. Przywódca wojska i zastępca tronu znów o czymś zawzięcie rozmawiali, a gdy zobaczyli wchodzącą wojowniczkę zaprzestali wymiany zdań i bacznie zlustrowali ją wzrokiem.
Tym razem zasiadła ona w milczeniu witając ich jedynie skinieniem głowy.
Niezręczna cisza nie trwała jednak długo, gdyż chwilę po niej do sali wszedł Król z żoną, a za nimi Jonathan. Weszli dużo wcześniej niż poprzednim razem. Los już się zmienił - pomyślała.
- Szanowny Panie, może wydać Ci się to niedorzeczne, lecz uważam, że powinniśmy zmienić nasze plany. - zabrała w końcu głos, gdy posiłek już prawie dobiegał końca. Czuła na sobie zdumione spojrzenia.
- Co masz na myśli? - wyrzucił w końcu z siebie Król.
- Wojsko, z którym będziemy musieli się zmierzyć jest potężne i władać będzie nieczystą siłą, tak potężną i tak mroczną, że sam jej widok może wielu odważnych przerazić.
- Olśnienia doznałaś? - zakpił sobie dowódca wojska. - Dziwne, że tyle wiadomo Ci na ten temat. Wczoraj nie wspominałaś o tym słowem.
- Panie, to prawda. - Chlo zignorowała atak Drake'a. - Czuwa nad nami potężna siła, która zechciała nam pomóc. - próbowała wybrnąć z całej sytuacji. Nie chciała drążyć tematu skąd o tym wie, chciała jedynie ustalić nową wersję wydarzeń.
Jonathan spoglądał na Chloe z zaciekawieniem. Przeczuwał, że nie mówi im wszystkiego, ale ciekaw był do czego zmierza.
- Co chcesz zaproponować? Potrzebujemy sojuszników tym bardziej, skoro twierdzisz, że przyjdzie nam zmierzyć się z potężną armią.
- Powinniśmy zebrać wojsko jakim dysponujesz Królu i udać się na przeciw wrogowi. Powinieneś również wybrać najszybsze latające zwierzęta jakimi dysponujesz i rozesłać je czym prędzej do innych królestw z zawiadomieniem o wojnie. Według mnie nie mamy tyle czasu by zbierać dodatkowe wojska osobiście. Jeśli chcemy ocalić siebie i wszystkich innych, którzy w zgodzie zamieszkują ten świat, powinniśmy zacząć działać.
Syn Króla nonszalancko się uśmiechał, Chloe czuła, że jej zachowanie nie wzbudza w nich zaufania, wręcz zapewne wydaje im się, że oszalała. W porównaniu z dniem "wczorajszym" była bardzo chaotyczna, to nie było w jej stylu, bardzo wyraźnie widziała to w oczach Johna.  Król głęboko nabrał powietrza i powoli je wypuszczał, widać jak myśli kłębiły się w jego głowie.
- Niech będzie. - rzekł w końcu, ku zdziwieniu Drake'a i swojego syna. Zgoda na działanie była dla Chlo jak zdjęcie ciężaru, który dźwigała w środku w postaci niepewności. Gdy Król wydawał nowe rozkazy, ona poderwała się z krzesła i udała się prosto do zbrojowni, żeby uzupełnić swoje wyposażenie o kilka części. Kiedy dokładała sobie strzał poczuła uścisk na ramieniu, jak się po sekundzie okazało, uścisk Johna.
- Powiesz mi o co chodzi? Co się wydarzyło? 
- Dlaczego uważasz, że coś się wydarzyło? - wróciła do poprzedniej czynności, wiedziała żeby unikać wzroku chłopaka, za dużo emocji było w niej naraz.
- Nie będę na Ciebie naciskać... - odrzekł po chwili. - Ufam Ci, więc przyszedłem po wskazówki. Nie będę prosił byś powiedziała mi skąd o nich wiesz. - podrapał się niezręcznie po włosach. - Chciałbym tylko wiedzieć z czym będziemy walczyć.
Chloe odwróciła się w jego stronę i w milczeniu pokierowała nim w stronę zbroi, mieczy i innych niezbędnych gadżetów. Kompletowała starannie wyposażenie Jonathana, czasem dokładając też coś sobie. W zasadzie czuła już ten ogromny ciężar żelaza jaki na sobie miała, lecz aby mieć ręce dokoła siebie w czasie bitwy należy te ręce w coś wyposażyć.
John nie protestował, pozwolił się przyodziać i wsadzał posłusznie noże i miecze za pas. Przyjął też łuk z dwoma kompletami strzał. Powoli zaczynały rosnąć w nim obawy co do tego co ich czeka. Jeszcze wczoraj Chloe była dobrej myśli a dziś zabiera tyle broni, jakby miała tą wojnę toczyć sama.
- Myślę, że mamy już wszystko. Chodź, wybierzemy konie, porozmawiamy. Mamy jeszcze chwilę zanim Król zbierze komplet wojska.
Idąc w milczeniu posyłali sobie tylko ukradkowe spojrzenia. Żadne z nich nie wspomniało jeszcze nic o ostatniej nocy. W zasadzie Jonathan walczył ze sobą by nie zacząć się tłumaczyć dlaczego wyszedł zanim Chlo się obudziła.
W stajni zaczęli przyglądać się koniom. Dziewczyna bez trudu dostrzegła konia, na którym jechała wcześniej, piękna czarna klacz z długą, lśniącą grzywą. Ona też ją poznała. Wydała z siebie dość krótkie parsknięcie i pomimo obaw Chloe, bez problemu mogła ją dosiąść i razem z Jonathanem poprowadzili konie na pobliską łąkę.
- Mamy jeszcze kilkanaście minut... - rzuciła niezobowiązująco.
- Mamy w ogóle szanse?
- Mamy. - chwyciła jego twarz w swoje dłonie. - Ale będzie ciężko. To, z czym będziemy walczyć... te demony... Ich przywódca... - nie mogła sensownie złożyć jednego zdania na samą myśl o tym, że Johna zabito, a potem zginęła ona sama. - Potrzebujemy licznych zastępów i mnóstwo broni. Mam też prośbę. Choćby nie wiem co, nie pozwól aby w czasie bitwy nas rozdzielono.
Jonathan jedynie przycisnął Chlo do siebie. Widział w jej oczach jak okrutna może być prawda, ale wierzył, że się uda, skoro ona wierzyła.

Gdy Król zebrał swe wojsko w szeregi mogli zacząć swą podróż. Wyprawę na rzeź. Wyprawę na wojnę, która miała zadecydować o ich dalszych losach, to była ich ostatnia szansa.
Mimo, iż zastępy były liczne, Chlo wiedziała, że to o wiele za mało. Jechała w milczeniu zaraz za Królem, który jechał na czele, obok niej jechał John. W głębi duszy błagała aby armia Elfów przybyła na czas, ich umiejętności mogłyby okazać się decydujące, lecz pozostawało tylko jedno pytanie... Czy skoro bieg wydarzeń się zmienił... Czy Elfy nie zmieniły decyzji? Czy istoty broniące życia będą chciały uczestniczyć w wojnie?

Z każdą kolejną obawą i niedopowiedzeniem Chlo czuła ucisk w żołądku. Bała się. Nie bała się jednak swojej śmierci, bała się śmierci Johna, jak również tego że zawiedzie ludzkość, po raz drugi.


OBCAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz