16.

179 23 5
                                    

Louisowi bardzo spodobał się ów pocałunek, choć wcale nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Całkowicie oddał się pieszczocie i wplątał smukłe palce w kręcone włosy bruneta. Były takie miękkie, gęste i piękne. Jęknął przeciągle w jego usta, gdy Harry zupełnie nieświadomie dotknął jego czułego punktu, który znajdował się pod prawą łopatką. Pocałunek z czułego powoli przeradzał się w coraz bardziej zachłanny. Kędzierzawy ponownie przeniósł swoje dłonie z pleców szatyna na policzki, które delikatnie ujął i pocierał opuszkami. Nadal były one nieco wilgotne od łez. Louis bardzo oddał się tej czynności. Już miał mocniej pociągnąć za włosy Harry'ego gdyż wiedział, że sprawia mu to przyjemność, gdy ten niespodziewanie i błyskawicznie oderwał się od niego, trzęsącym się głosem szepcząc "przepraszam..." i wybiegając z własnego mieszkania. Niebieskooki kompletnie nie wiedział, co właśnie się stało i co ma teraz zrobić. Z bezsilności zaczął szlochać. Co znów zrobił źle, że chłopak zostawił go samego w jego własnym mieszkaniu? Jestem taki cholernie beznadziejny, że każdy mnie zostawia. To tylko kwestia czasu... Zadręczał się myślami. Obwiniał się. Bo niby co innego niż jego własna beznadziejność mogło przerwać ten najlepszy pocałunek w jego życiu? Jakby było ich wiele... Podpowiadała mu podświadomość.

Szatyn tak naprawdę nigdy na poważnie się nie całował. Wstyd mu było się do tego przyznać nawet przed samym sobą, bo niedługo miał osiągnąć pełnoletność, a nawet tego nie doświadczył... Aż do dziś. To była jedna z najpiękniejszych chwil w jego marnym życiu. Loczek tak delikatnie muskał jego wargi swoimi, z czułością sunął po nich językiem, opiekuńczo głaskał jego plecy... Było idealnie, zupełnie tak, jak sobie wymarzył, a nawet lepiej. Jednak coś stało się w umyśle Harry'ego, co przerwało ten moment. Może on nagle uświadomił sobie, że woli dziewczyny i pobiegł do którejś z nich? Może nie całowałem najlepiej? Przecież ja nie umiem... A może coś jeszcze innego? W głowie Louisa roiło się od pytań. A on nadal znajdował się w tym samym miejscu rozmyślając. Natychmiast wybiegł z domu zamykając uprzednio drzwi na klucz, który znalazł na komodzie w korytarzu i zaczął szukać chłopaka o kręconych włosach i zielonych tęczówkach, który wkradł się do jego serca i nie chciał wyjść. Chociaż... nie! Louis zdecydowanie nie był gejem. Harry też nie.

Po drodze napotykał pogardliwe spojrzenia przechodniów, którzy mierzyli go wzrokiem od góry do dołu. Pewnie zastanawiali się, skąd te jego siniaki i zadrapania na całej twarzy. Niech się pieprzą - pomyślał. 

Przemierzył już przynajmniej połowę całego Londynu. Po zielonookim ani śladu. Powoli zapadał niechciany zmrok. Teraz będzie jeszcze trudniej go znaleźć, jednak szatyn nawet nie myślał o tym, żeby się poddawać. Musiał znać powód takiego zachowania Stylesa, a przede wszystkim musiał wiedzieć, czy jest bezpieczny. W końcu Harry wiele razy go ratował, teraz kolej na niego. Tak bardzo się martwił... Może już wrócił do swojego mieszkania? Nie, to nieprawdopodobne, przecież wybiegł, a jest naprawdę szybki. Nie wiadomo, co mógł zrobić w amoku. Cóż, wiedział że jedna część wielkiego miasta go nie ominie - ta "najbrudniejsza" część. Jednak postanowił przełamać strach i śmiałym krokiem ruszył w stronę ciemnych uliczek. Instynkt o którym nie miał wcześniej pojęcia podpowiadał mu, że chłopak znajduje się właśnie tu. Spróbował temu zaufać. 

-H-harry? - próbował krzyczeć donośnym głosem, lecz z jego gardła wydobył się jedynie żałosny pisk. - Harry! - spróbował głośniej. Na marne.Nadal żadnego odzewu. Szedł wzdłuż jednej z wielu uliczek, gdy usłyszał śmiechy i pogwizdywania. Była to banda mężczyzn. Schowałby się za jakimiś budynkami, gdyby coś, a właściwie ktoś nie przykuł jego uwagi. Chuligani ciągnęli kogoś za włosy jak jakieś zwierzę. I tym kimś była dokładnie ta osoba, której szukał. 

Musiał zadziałać. Normalnie jego nieśmiałość nie pozwoliłaby mu na te czyny, których chciał się podjąć, lecz teraz w jego słowniku nie istniało ów słowo. Myślał tylko o tym co zrobić, żeby go ocalić. Szybko znalazł wzrokiem ciężkie przedmioty, którymi był stos cegieł. Wziął kilka, co sprawiło mu niemałą trudność. Podbiegł szybko do czteroosobowej grupki i szybko rzucił cegłę w głowę każdego z nich. Nie chciał zrobić celowo im krzywdy, chciał ich tylko na jakiś czas unieruchomić, żeby wziąć od nich Harry'ego. Podziałało. Każdy z nich upadł na ziemię trzymając się swojej głowy, krzycząc przy tym przekleństwa skierowane w stronę Louisa, jednak on nie bardzo teraz się tym przejmował. Wziął kulawego chłopaka na plecy i szybko pobiegł, bo zauważył, że mężczyźni podnoszą się z ziemi, jednak nie mają na tyle siły, by biec za nimi. Nieco zwolnił swój bieg. Harry przez całą drogę nie odezwał się ani słowem. Dało się usłyszeć jedynie jego ciche pochlipywanie. 

ognioodporni | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz