19.

147 18 9
                                    

Cześć! Zależy mi bardzo na poznaniu waszej opinii na temat tego opowiadania, więc jeśli podoba wam się i chcecie, bym dalej pisała, dajcie znać. Chcę wiedzieć, czy jest dla kogo to pisać. :)

-Louis! Cholera, przestań! - brunet podbiegł do chłopaka szybkim tempem i natychmiast odciągnął ręce od gardła tak, aby ten nie wymuszał wymiotów. Wziął go na ręce niczym małe dziecko i przytulił do siebie, płacząc przy tym. To były łzy bezsilności. Nie miał pojęcia, co ma zrobić. Już myślał, że jest w porządku, że jego pomoc jest skuteczna, ale wszystkie nadzieje odeszły wraz z ujrzeniem Louisa klęczącego nad sedesem. Ten widok złamał jego serce.

Niebieskooki szarpał się, jednak nic z tego, bo Harry był o wiele silniejszy. Kędzierzawy zaniósł go do jego pokoju, by porozmawiać z nim na spokojnie i wytłumaczyć, że takie postępowanie jest złe, że on tak nie może. Bał się, że Louis tego nie zrozumie i odejdzie, opuści go... Ale spróbuje, będzie walczył o zdrowie szatyna. Gdy dotarli już do pomieszczenia na piętrze, zielonooki usiadł na łóżku i utulił chłopaka, kołysząc nim uspokajająco. 

-Słoneczko, słuchaj... - zaczął niepewnie - wiesz, że nie możesz tego robić, prawda? Ja... ja po prostu nie chciałbym cię stracić - mówiąc to, wtulił się w skulonego Louisa. Tak bardzo potrzebował jego obecności. 

-Przecież nie stracisz mnie. Jestem gruby i muszę tak robić. Zresztą... przecież ja i tak nic nie znaczę. Może to brzmi jak użalanie się nad sobą, ale taka jest prawda. Nigdy nic dla nikogo nie znaczyłem, Harry. Po prostu taki jestem. To się nie zmieni - oznajmił smutno.

-Co ty pieprzysz? Spójrz na siebie, jesteś wychudzony. Idealny, ale wychudzony. - tłumaczył - wyniszczysz swoje ciało. Kto ci w ogóle tak powiedział?

-Byłem w gimnazjum, kiedy zaczęli mnie nazywać grubasem. Codziennie. Miałem tego dosyć. - odpowiedział smutno - a przecież to właśnie jedzenie sprawia, że jestem gruby, więc wyeliminowałem je.

Kędzierzawy tylko załkał na słowa szatyna. Jak on w ogóle mógł myśleć, że jest gruby? Albo inaczej - jak jakiś idiota mógł mu powiedzieć takie coś? Niewiarygodne.

-Ja... ja spróbuję to zmienić. Zmienię twoje myślenie i odżywianie. Ale musisz tego chcieć, Loueh. Musisz mi pomóc. Będzie dobrze, zobaczysz, przestaniesz się ciąć - wstrzymał oddech - będziesz normalnie jadł i będziemy razem chodzić do szkoły. - mówiąc to, głaskał go po głowie.

-Tobie jest łatwo mówić. Nie wiem, czy zdołam się tak mocno zmienić. Ale spróbuję. Dla ciebie. - Louis ujął policzki Harry'ego w swoje małe rączki i delikatnie pocałował. 

Był jak małe, bezbronne dziecko. Wszystkie jego cechy na to wskazywały. Miał drobniutką budowę, wyższy głosik, czasem obrażał się, zupełnie jak przedszkolak marszcząc przy tym swój zgrabny nosek, ale brunet był zafascynowany i chciał się nim zajmować. Ale nie mógł niczego wymuszać. Podobało mu się to, że chłopiec sam zaczął inicjować pocałunki. Tak właściwie - nie wiedział dlaczego nazywał go "chłopcem", przecież byli rówieśnikami. Ale zarówno niebieskookiemu jak i zielonookiemu podobało się takie traktowanie - relacja: starszy-młodszy, dojrzały-dziecinny. Czasem robili to nieświadomie. Harry był opiekuńczym i troskliwym człowiekiem, w przyszłości chciał wychowywać dzieci, ale nie myślał o tym często, to za dalekie wybieganie w przyszłość.

-Harry... Chciałbym z tobą porozmawiać. - szatyn zagaił rozmowę, nawijając sobie na palec jeden z loków chłopaka. 

-O czym, maluszku? Śmiało - zachęcił go Kędzierzawy. Domyślał się, o co chodziło chłopcu.

-Kim my dla siebie jesteśmy? No wiesz, czasem się przytulamy - ściszył głos - całujemy, naprawdę chciałbym wiedzieć.

-Nie umiem ci odpowiedzieć na to pytanie. - przyznał z zakłopotaniem. - a ty co uważasz?

-Chyba... chyba jesteśmy przyjaciółmi - powiedział Louis, przybijając sobie mentalnie piątkę. W czoło. Krzesłem. Przecież wcale nie chciał przyjaźnić się z Harrym. Chciał chodzić z nim na spacery po parku za rękę, chodzić na randki, robić wszystko to, co inne pary. Jednak nie miał odwagi tego przyznać i przed nim, i przed samym sobą. Nie mógł też wywierać presji na zielonookim. Nie byli przecież homoseksualni.

-Um, jasne. - uśmiechnął się krzywo, odsuwając się nieco od Louisa. Jak to mieli się przyjaźnić? Kędzierzawy myślał, że dla szatyna to coś więcej niż przyjaźń. Przecież sam składał nieśmiałe pocałunki na jego ustach, sam go przytulał czy szeptał na ucho coś miłego... Może niebieskooki wcale nie był gejem? - będę już szedł, do zobaczenia, Lou. - pożegnał się smutno - przyjadę po ciebie jutro do szkoły. - dodał, przekraczając próg. 

Z racji tego, że jeszcze nie miał samochodu, musiał wrócić innym środkiem transportu lub po prostu pieszo. Nie miał przy sobie telefonu, a w jego kieszeni znajdowało się tylko kilka złotych, jednak to starczy mu na przejazd autobusem. Wybrał się więc na najbliższy przystanek, by sprawdzić rozkład jazdy. Okazało się, że za pół godziny pojazd przyjedzie tu i Harry'emu uda się wrócić szybciej do domu. Usiadł na jednym z plastikowych krzesełek, podkulił swoje długie nogi i zaczął cicho pochlipywać. Myślał, że ten aniołek o niebieskich oczach odwzajemnia jego uczucia, jednak nic bardziej omylnego. Najwyraźniej nie był gejem. Och, tak bardzo chciał się teraz wyżalić, a z drugiej strony nie miał ochoty z nikim rozmawiać.

Nagle zauważył, że jakiś chłopak zbliża się w jego stronę. Był dosyć wysokim blondynem, w uszach miał tunele, a w wardze kolczyk. Jego spodnie były lekko przetarte na kolanach, mimo tego jego wyraz twarzy był całkiem... przyjazny. Nie miał zamiaru ciągle mierzyć nieznajomego wzrokiem, więc spuścił go i zaczął bawić się palcami. Obcy przysiadł się do niego, a brunet poczuł się wtedy bardzo niezręcznie. Przecież miał nadal łzy na policzkach i prawdopodobnie czerwony nos. 

-Hej, czemu płaczesz? - odezwał się nagle chłopak. Co miał mu odpowiedzieć?

-Ja... nieistotne. - zamyślił się na chwilę - po prostu pewien chłopak, cóż, nie lubi mnie tak, jak ja lubię go - starał się wytłumaczyć.

-Współczuję. Skąd to wywnioskowałeś? - był dosyć dociekliwy. 

-Powiedział, że chce się przyjaźnić. Nie będę go do niczego zmuszał. - wychrypiał. 

-Zamknął cię w strefie przyjaźni? Przykro mi, nie wiem w sumie co mogę powiedzieć, by cię pocieszyć... - szepnął, kładąc niespodziewanie swoją rękę na kolanie Kędzierzawego, jednak temu nie spodobał się dotyk i natychmiast strącił rękę blondyna. 

-Co ty... - chciał wyjaśnić zaistniałą sytuację, lecz przerwał mu nagle niemiły głos:

-Harry? Niebawem stanie się coś okropnego. Radzę ci uważać. - po wypowiedzeniu słów oderwał się z miejsca i uciekł, zostawiając oniemiałego Harry'ego samego na przystanku. 

_________________

Hejka kochani! Była tu dosyć długa przerwa od rozdziału, ale to przez naukę. Naprawdę mam ciężko, staram się tu pisać w prawie każdej wolnej chwili, no ale są rzeczy ważne i ważniejsze. Tak, jak napisałam przed rozdziałem, pozostawcie tu coś po sobie. :) 

Co sądzicie o rozdziale? Kim jest ten tajemniczy chłopak? Czy według was Louis słusznie się zachował? Piszcie mi w komentarzach, to naprawdę bardzo, bardzo mnie motywuje! :))

ognioodporni | larry stylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz