Jeff The Killer
Wróciłem z E.J przygnębiony do rezydencji. Mam jak nic przerąbane...
-Hej! Gdzie byliście?-w progu przywitał nas Toby przeżuwający gofra.-Co wy tacy smętni?
-Nie ważne Toby-wyminąłem go lekko tracając ramieniem.
-Jeff!-usłyszałem surowy głos Slendermana.
Cholera, dowiedział się...
-Jeffy?-Toby zdrobnił moje imię w sposób, którego nienawidzę.
Zignorowałem go i zacząłem wchodzić po schodach do pokoju Slendera.
Wszedłem do środka i spojrzałem na Slendera.
-Gdzie jest Lucy?-spytał.
To jest jedno z tych pytań, które zadają kobiety znając odpowiedź? Pewnie tak.
-Zabiłem ją-powiedziałem pod wpływem nagłej chęci szczerości.
-Tyle wiem... Ale dlaczego?
-Bo jej nie lubię-zbyt często to powtarzam.
-Myślałem, że się polubiliście-ku mojemu zdziwieniu nie krzyczał na mnie, mówił spokojnym głosem.
-Ja jej nigdy nie lubiłem. I lubić nie będę.
-A gdzie szacunek dla zmarłych?-spytał
-W jaki sposób chciałeś wykorzystać jej wiedzę o nas?-odpowiedziałem pytaniem na pytanie.
-Do tej pory się nad tym zastanawiałem. Teraz już nie muszę-usłyszałem jego śmiech.
-Nie jest Pan zły?-spytałem.
-Oczywiście że jestem-warknął.-Dlatego lepiej sobie już stąd idź.
Szybko wyszedłem z pokoju i odetchnąłem z ulgą.
-I co?-przede mną pojawił się E.J. Za nim stał Toby i przedrzeźniał jego ruchy.
Odwróciłem wzrok i spojrzałem na E.J.
-Jest wkurzony, więc kazał mi wyjść.
Usłyszeliśmy dźwięk przewracanych rzeczy w pokoju Slendera.
Spojrzeliśmy jednocześnie na drzwi i odeszliśmy od pokoju na bezpieczną odległość.
-Bardzo masz przesrane?-spytał Toby.
-Najwidoczniej tak. Chyba Slendy ją polubił-jeknąłem i podrapałem się po karku.
-Jeffy co to znacy pseslane?-przede mną stała Sally i delikatnie ciągnęła moją rękę do dołu.
-To znaczy mieć kłopoty-odpowiedział za mnie E.J i spiorunował Toby'iego wzrokiem.-Lepiej nie powtarzaj tego słowa, a zwłaszcza przy Slendym.
-Hej, co jest?-Ben przeszedł obok nas i przystanął przy drzwiach swojego pokoju, żeby na mnie spojrzeć.-Co tu tak stoicie?
-Byłem u Slendera-powiedziałem.
-Gdzie Lucy?
-Właśnie w tej sprawie, Ben..
Blondyn patrzył na mnie z szeroko otwartymi ustami i uniesionymi brwiami.
-Zabiłeś ją?-spytał.
-Nie...-mruknąłem.
-Jeff?
-Może...
-JEFF! Powiedz mi wreszcie!-wykrzyknął blondyn.
-NO DOBRA, ZABIŁEM JĄ! Zadowolony?
-O BOŻE!-zasłonił usta ręką.-Uwielbiam Cie za to Jeff..!
Spojrzałem na niego i lekko się uśmiechnąłem. On też jej nie lubił. Czyli jednak nie jestem sam.
Nie wiem czemu Slender ją lubił. Nie rozumiem tego. Jak można lubić coś... Takiego...?
Nagle poczułem coś zimnego łapiącego mnie za rękę i wciągającego do pokoju. Byłem zbyt zszokowany żeby krzyczeć więc po prostu się temu poddałem.
Drzwi pokoju się zatrząsnęły, a ja stanąłem twarzą w... Twarz(?) ze Slenderem.
-To nie tak, że ją lubiłem!-wrzasnął.-Po prostu mogła nam się przydać na przykład jako "przynęta" na ofiary. Mogła też nam pomóc namierzyć jakieś inne ofiary!
-Ja świetnie namierzam moje ofiary-mruknąłem.
Poczułem pieczenie na policzku. Sledner mnie uderzył.
Z bólu usiadłem na podłodze trzymając się za policzek.
-AŁĆ?!-krzyknąłem.
-Natychmiast wyjdź z mojego pokoju! Najlepiej w ogóle wyjdź z rezydencji i w najbliższym czasie nie wracaj!
-TYLKO DLATEGO, ŻE ZABIŁEM JAKĄŚ GŁUPIĄ DZIEWCZYNĘ?!
-WYJDŹ!-złapał mnie macką i wyrzucił z pokoju.
Siedziałem na podłodze wciąż będąc w szoku.
Kiedy się ogarnąłem, ignorując spojrzenia przyjaciół, wyszedłem z rezydencji.
_______________
Nie zabijcie mnie za kończenie w takich momentach, ale kocham to robić ❤
Nom, i co dalej? ;DD
Jeżeli to czytasz to zostaw komentarz, jeśli się spodobało zostaw gwiazdkę, z góry Dziękuję i do następnego ❤❤
CZYTASZ
Rezydencja Slendermana
FanfictionNajstraszniejsze postaci z Creepypast w jednej rezydencji. Zabijanie ludzi to u nich codzienność, można powiedzieć rutyna... Żyją spokojnie, w wielkim domu znajdującym się w lesie, a ta historia pokazuje życie z ich perspektywy.