Część 2 „Pomyłka"

168 19 8
                                    


(Seo Hee)

      Od kiedy zostałam zmuszona do poddania się terapii, wcale nie czułam się lepiej. To przykre, tak wiem. Ledwo co udawało mi się opłacać rachunki za mieszkanie, a żeby to zrobić musiałam zrezygnować ze szkoły, gdyż fizycznie i psychicznie nie dałabym już rady. Musiałabym się chyba rozdwoić albo i nawet roztroić. Tak to już los ofiary. Niestety nie miałam żadnych ukrytych oszczędności, więc czekała mnie głodówka. Przez cały okrągły rok dorabiałam na różne legalne sposoby. Pracowałam dorywczo rozwożąc mleko, gazety albo pocztę. Pracowałam też jako pomoc w miejskiej bibliotece, a nawet w barze. Przynajmniej potrafię wstrząsnąć odpowiednio i voila: wychodzi nieziemsko pyszny shake czy inne cudo – niekoniecznie alkoholowe. Po pewnym czasie musiałam tego zaniechać. Raz, że już nie chciałam, a dwa, że mój szkolny prześladowca nie dawał mi żyć. Nie umiałam sobie poradzić z coraz bardziej narastającą presją. Próbowałam, ale przez spotkanie pewnej osoby, która uwielbiała umilać mi życie naprawdę już nie wytrzymywałam.

Mam na myśli „drogiego" prześladowcę jeszcze z czasów szkoły – Kwon Jiyong. Dla większości artysta wielkiego formatu, ale dla mnie był i wciąż jest cieniem jakiegoś wcielonego demona. To on zmienił moje życie w piekło i dlatego jest tak jak jest. Dawniej czułam się bezpiecznie w swoich przytulnych „czterech ścianach", ale niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Mam wrażenie, że dla mnie skończyło się za szybko.

     Niespodziewanie odnalazłam tu, w klinice, osobę, która dotrzymuje mi towarzystwa. Nie jest to może najbystrzejszy towarzysz, ale z pewnością umie mnie pocieszyć, a to jest dla mnie najlepszym lekarstwem. Nie miałam ochoty, ale „ktoś" zaraportował, opowiadając na mój temat niestworzone historię, tak więc here I am. Dowiedziałam się, że złośliwość GD nie zna granic. Dowiedziałam się, że kolega z kliniki, z którym dosyć dobrze się dogaduję nazywa się Choi Junhong, ale wszyscy na niego mówią Zelo. Jak się tak zastanowić, to nie wiem czemu. Nie przypominam sobie, by mi to tłumaczył, ale nie ważne.

    Pomimo swojej domniemanej „nienormalności", nie zauważyłam czegokolwiek dziwnego. Nie cierpi lekarzy, co okazuje na każdym kroku. Ja chyba też ich nie lubię.

Kolejnym pocieszającym faktem jest to, że podczas którychś tam odwiedzin, do pomieszczenia, w którym przebywałam, wszedł mój prześladowca. To była pora na drzemkę, ale wtedy wyczułam tę iście diabelską aurę i mój atak paniki powrócił. Kto wie, co by się ze mną stało, gdyby nie Zelo, który przez swoje wygłupy sprawił, że GD odpuścił i wyszedł.

To już 2 i pół tygodnia od kiedy trafiłam do Kliniki Terapeutycznej im. doktora Lee- jakiegoś tam, bo akurat tak się składa, że nie pamiętam dokładniej nazwy. Podobno najlepsza klinika w Seulu.

Gdy już trafiłam do tej kliniki, to liczyłam na to, że przynajmniej tu będę miała spokój, że może odpocznę od „przypadkowych" spotkań z Jiyongiem, ale niestety nie. Mogłam sobie jedynie pomarzyć.

      Ktoś zapukał do drzwi, a system ten preferowały dwie osoby: Junhong „Zelo" i terapeuta –doktor Nam Woohyun. Różowa owca to terapeuta, biała – Zelo pomyślałam, a pierwsza owca, która pojawiła się przed moimi oczami to...

-Dzień dobry, Seo Hee. – przywitał mnie głos pana Woohyuna. Różowa owca nie jest taka zła, ale nie miałam ochoty w tej chwili na terapię. – Wyspałaś się?

Pokręciłam głową na znak, że nie chcę rozmawiać.

-Pora wstawać, hej. - dźgnął mnie końcówką długopisu w bok. O nie, tylko nie mój bok!

-Nie rób tego więcej, Woohyun, bo pożałujesz. – odburknęłam mu na jego „dzień dobry", po czym wiedząc, że i tak nie da mi spać, wstałam i podeszłam za kotarę, by w spokoju móc się przebrać.

Can you smile? ῳ Infinite  ῳ [Poprawki  - 03.10.2018]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz