trzy

274 15 2
                                    

Smętnie człapiąc nogami skręciłam w korytarz, gdzie we wnęce na parapecie siedziała moja najlepsza przyjaciółka Melania. Ona pochodziła z mniej znanej rodziny i po szesnastce będzie niewolnicą serafina. Rzecz w tym, że ona i Leo są w sobie zakochani od zawsze, już dawno ze sobą sypiają (w tajemnicy, oczywiście ) i są nieprzyzwoicie wręcz szczęśliwi. O ile inny serafin nie zgłosi do niej pretensji (a na to się nie zanosi) mają zapewnione długie życie przed sobą. 

Zazdrościłam im z całych sił, jednocześnie życząc wszystkiego najlepszego i wiecznego szczęścia.

- Hej, Melania - przywitałam się sennie.

- Eve - pisnęła radośnie i rzuciła mi się na szyję. Zatoczyłam się ze stęknięciem. Ona naprawdę ma ADHD!

- Chcesz mnie zabić - oskarżyłam ją, gdy już odzyskałam równowagę.

- Yup - zgodziła się bez chwili wahania.

- Dobrze, że chociaż się przyznajesz - westchnęłam. - Co mamy pierwsze?

- Matematyka.

- Okay, chodźmy. Dasz spisać angielski?

- Nie dam, bo nie mam - oznajmiła spokojnie. - Nie mam też pojęcia co poeta miał na myśli.

- Ja nigdy w życiu niczego nie odkryję ani nie napiszę - oznajmiłam stanowczo. - W ramach aktu miłosierdzia: żeby biedni uczniowie nie musieli się później zastanawiać co miałam na myśli. Bo może zielone zasłony w oknie to nie jest symbol nadziei, tylko akurat zapleśniała mi lodówka*?

- Fascynująca teoria, Moore - usłyszałam za plecami głos siostry zakonnej. - Z przyjemnością usłyszę ją na dzisiejszej lekcji.

Melania parsknęła śmiechem na przerażenie w moich oczach.

- Nie martw się - powiedziała wesoło. - Kupię ci ciastko czekoladowe**.

- Dostanę szmatę - jęknęłam tragicznie.

- I kawę.

- No dobra - westchnęłam, pogodzona z losem.

OoO

- Czyli co z twoimi urodzinami? - zapytała Melania, siorbiąc swój koktajl jagodowy. Właśnie trwał lunch.

- W sumie to nie wiem. - Ugryzłam obiecane ciastko, a kawałki czekolady rozpłynęły mi się w ustach. - Gadaliśmy o tym przy śniadaniu, ale wszedł Jego Upierdliwość i temat zmarł śmiercią tragiczną.

- Ja bym się na twoim miejscu cieszyła. Przecież nie znosisz tych wszystkich organizacyjnych rzeczy.

- Owszem, ale chodzi o zasadę. To wkurzające, że on jest najważniejszy. On, Monica i ich pseudozwiązek. Ta idiotka cieszy się na myśl o zostaniu niewolnicą!

- Eve, je też się na to cieszę - zauważyła spokojnie blondynka.

- Ty to co innego - machnęłam ręką. - Kochasz Leo z wzajemnością, a ta cała Służba będzie tylko formalnością.

- Monica też może kochać Harry'ego i dlatego chce z nim zostać.

Oklapłam na tę myśl. 

- Nie kłóćmy się już - jęknęłam. - Nie obchodzi mnie ani Harry, ani Monica, a impreza odbędzie się w sobotę od 18 w rezydencji. I ty masz tam być, bo ukatrupię.

- Jasne, Eve - uśmiechnęła się Melania.

*pomysł na to opowiadanie i kilka scenek powstało już dwa lata temu, kiedy byłam na humanie i kiedy moja upiorna polonistka wpierała w nas wagę niebieskiego koloru zasłon w wierszu Mickiewicza, bodajże. Nienawidziłam suki.

**uderzyło mnie to ciasto czekoladowe, bo teraz w żadnym z moich opowiadań słodyczy nie uświadczysz - jestem na diecie ;-)

Anielski Pył  ♠Harry Styles♠Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz