2.

340 29 3
                                    

Tak na początek mały dedykt dla pierwszej osoby, która zostawiła pierwszego koma czyli osóbki powyżej :v Miłego czytania życze ;D

-------------------------------------------

Chaos, złość, smutek, i współczucie. To jedne z rzeczy która jest teraz w mojej głowie. Choć nie wiem skąd te oststnie. Biegne  przed siebie nie patrząc w tył. Chce zapomnieć o całym tym świecie tak bardzo niesprawiedliwym i beznadziejnym. Dlaczego muszę w nim żyć. Tak bardzo pragnę się wyrwać z tego zataczanego kręgu. Nie mam już siły. Staje i patrze w ziemie. Łzy same mi zaczynają spływać po policzkach. A tak bardzo tego nie chce. Tutaj ich nie powstrzymuje bo i tak nikt ich nie zobaczy. Podnoszę wzrok na ogromne drzewo z małym domkiem na drzewie. Moim domkiem. Moim azylem i schroniemiem dla duszy. To także jedna z nielicznych pamiątek po moim dawnym życiu. Życiu z mamą. To boli tym bardziej, że nadal żyje tam gdzie i ona kiedyś. Czemu tamtego dnia wyszłam z domu? Czemu mnie z nią wtedy  nie było? Dlaczego jestem taka beznadziejna.? Ciągle zamęczam się tymi pytaniami bez jakiejkolwiek odpowiedzi. A obiecałam sobie, że się zmienie. Obtarłam łzy, już trochę zasechłe z policzków. Ruszam powoli przed siebie do małej drabinki wbitej w pień. Same je tutaj przybijałam. Poprawiam plecak i wchodzę ostrożnie na sam szczyt. Rozglądam się po malutkim pomieszczeniu, tak bardzo bliskiego memu sercu. Siadam pod ścianą masując ramię i wzdycham. Zapach lasu jest taki piękny. Po chwili wyciągam brudnopis. Zawsze tak robie kiedy jestem zła smutna lub zaniepokojona. Rysowanie mnie odpręża. Przeglądam kartki dość pogięte po spotkaniu z Erykiem. Palant, dlaczego to robi? Nic mu nie zrobiłam a onod pierwszej klasy mnie się czepia. Dość już i tak cierpię w domu, a on musi mnie dobijać w szkole. Ale już za tydzień wakacje. Patrze po dalszych kartkach i je prostuje jednak zastygam raptownie widząc wyrwaną kartkę. Miałam ochotę w coś walnąć ze złości. Zamknęłam oczy i policzyłam do dziesięciu. Emocje trochę opadły jednak nie na tyle bym była spokojna. Złapałam za piórnik i wyciągnęłam ołówek. Zaczęłam kreślić kontur. Kontur dziwnego zwierzęcia, mojego zwierzęcia. Kiedy miałam robić szczegóły coś zaszeleściło na dole. Zdziwiłam się i to bardzo. Ta część lasu jest rzadko odwiedzana przez ludzi no prócz mnie, ale ja to co innego. Odłożyłam niedokończony rysunek i wyjrzałam ostrożnie zza dziury, która jest ala oknem. Nikogo ani niczego nie było. Przynajmniej tak mi się wydawało. Spojrzałam na zegarek w telefonie. O nie. Była już 18. Ale jakim sposobem ja tu tyle przesiedziałam, przecież lekcje skończyłam po 14. Olać to. Schowałam szybko brudnopis i spojrzała ostatni raz na te ściany. Pełne moich starych rysunków. Nigdy ich nie zapomne. Zeskoczyłam na ziemie i rozejrzałam się znowu. Coś mi tu nie pasowało, było za cicho. Nie czekając pobiegłam w stronę domu ile sił w nogach. Ale dostane owal, wiem to. Ojczym nie lubi jak wracam późno. Po dziesięciu minutach nieprzerwanego biegu dotarłam do jakże niechcianego celu. Przystanęłam i reszte drogi przeszłam spacerkiem. Powoli weszłam na werandę i stanęłam przed drzwiami. Już miałam je otworzyć kiedy poczułam czyjeś spojrzenie na moich plecach. Lekko odwróciłam głowe i przez chwile zauważyłam coś żółtego między drzewami. Ktoś mnie śledził. Powoli się odwróciłam w tamtą stronę, ale nie mogłam się przyjrzeć bo coś pociągnęło mnie z wielką siłą do środka domu. Syknełam bo ramie bolało niemiłosiernie. Kurde. Upadłam z trzaskiem na podłogę, a rzeczy z plecaka rozsypały się obok. Jęknełam gdy usłuszałam ciche trzaśnięcie. O nie, złamał mi rękę. Spojrzałam na osobę przy drzwiach. To był mój ojczym, który zamykał zamek na klucz. Zaczęłam szybko zbierać książki tak aby nie uszkodzić bardziej ramienia. Chciałam jak najszybciej pobiec na góre. Kiedy już miałam złapać ostatni zeszyt ojczym podszedł do mnie i pociągnął za włosy do góry. Syknęłam przez zęby i złapałam dłonią jego rękę z moimi włosami. Poskutkowało to jedynie mocniejszym szarpnięciem po którym stanęłam na nogach. Syknęłam głośniej kiedy pchnął mnie w stronę salonu. Kiedy weszłam do środka zobaczyłam obrzydliwy obraz. Michał i paru jego kolegów spici już dobrze chlali pełną litrówkę. Zaczęłam się wyrywać, ale to na nic się nie zdało. Ręka coraz bardziej bolała. Pchnął mnie z wielką siłą na sam środek pomieszczenia. Cudem sie wyrobiłam i nie przewaliłam się o stolik. Dysząc odgarnęłam włosy z twarzy. Ojczym patrzył na mnie wściekłym wzrokiem, a reszta przyglądała się tępo na to z uśmieszkami na twarzy.

-Gdzieś ty była tyle czasu?! Przecież wiedziałaś, że dzisiaj mieli przyjść koledzy na urodziny Michała! Czy to cie cokolwiek obchodzi?!- ojczym wrzeszczał na mnie plując i podchodząc coraz bliżej. Cofałam się trochę do tyłu z każdym jego krokiem. 
-I co teraz nie masz języka w gębie?! A może zdało by się ciebie nauczyć posłuszeństwa, hym?-z przerażeniem patrzyłam na zbliżającą się do mnie dłoń. Cofałam się pośpiesznie aż natrafiłam na ścianę. Miałam ochotę się rozpłakać, ale kiedy zobaczyłam zadowoloną mine mojego "ojczulka" na miejsce strachu w moim umyśle przyszło coś innego. Chęć zemsty za to wszystko co się stało od śmierci mamy. Bez zastanowienia kopnęłam go w czułe miejsce. Od razu zgiął się w pół i upadł na podłogę. Chlejusy buchnęli gromkim śmiechem na ten widok, więc korzystając z okazji uciekłam z salonu na górę z plecakiem. Szybciej niż błyskawica wbiegłam po drabinie na poddasze. Zamknęłam klapę na zasówkę i dysząc złapałm się za rękę. Kurde jak nic złamana. Nie miałam kednak czasu na to by się rozczulaćnad sobą. Podeszłam do szafy i wyciągnełam torbę sportową. Zebrałam najpotrzebniejsze rzeczy i rzuciłam do torby. Przysypałam to ubraniami i zasunęłam suwak. Popatrzyłam po całym pokoju, który teraz był do połowy opróżniony  przeze mnie. Wiedziałam, czułam, że to co robie jest dobre. Mama byłaby ze mnie dumna. Tak sądzę. Nie mogłam tu dłużej zostać to było pewne. Wzięłam jeszcze z łazienki bandaże i założyłam na zdrowe ramie mój bagaż. Nie mogłam wyjść dołem bo ten od razu by mnie złapał i pobił. Jedynym wyjściem było okno. Otworzyłam je bez zastanowienia i wyjrzałam na zewnątrz. Zaczęło się ściemniać w sumie nie dziwi mnie to było już koło 20. Długo się pakowałam, trochę za długo, ale dobra. Spojrzałam w dół. przełknęłam ślinę. Nie było za wysoko, nie no, co ja gadam było trochę wysoko ale z tą ręką może być problem. Najpierw jak najbardziej ostrożnie opuściłam torbę n ziemie. Następnie miałam być ja. Zaklęłam się w duchu za tchórzostwo. Wzięłam się na odwagę i nie patrząc skoczyłam w dół. Wylądowałam twardo na ziemi obijając się przy tym trochę. Na szczęście z ręką było dobrze. Siadłam i popatrzyłam na okno w górze. Zaśmiałam się cicho. Cieszyłam się jak dziecko z tego czynu. Szybko jednak przypomniałam sobie o moim celu i wstałam otrzepując się. Poprawiłam torbę i nie odwracając się wbiegłam do lasu. Wiedziałam, że już tu nie wrócę, a nawet jeśli to tylko by odpłacić się pięknym za nadobne. Pamiętają mnie na zawsze.

---------------------------------------------------------
1154 słów oł jea. Rozdział poprawiony no i mi się podoba. Lecimy do następnego ^^
Licze na 🌟 i 💭

Życie z Creepypastami [ZAWIESZONA]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz