Szłam już dobre dziesięć minut za tym dziwnym chłopakiem. Tak na marginesie on zadowolony idzie pogwizdując zadowolony. Nwm co jest z nim nie tak ale coś musi. Heh, co ja gadam. Przecież nie każdy łazi w nocy po lesie i do tego tak ubrany. Wygląda jak jakiś morderca albo zwiał z psychiatryka. Patrzyłam w plecy tego chłopaka i zastanawiałam się skąd go znam. Wydaje mi się bardzo znajomy. Jakbym go znała w dzieciństwie. Nagle moje przemyślenia przerwało mocne uderzenie w drzewo. Od razu spadłam tyłkiem na ziemie i złapałam się za bolące czoło. Kurcze co jest. Jak ja walnęłam w te cholerne drzewo, przecież szłam za.. właściwie nadal nie iem jak ma na imie. Olać to. Zaczęłam się rozglądać za moim tymczasowym towarzyszem, ale go nie dostrzegam co mnie zaniepokoiło. Podnoszę się powoli z ziemi pocierając bandaż i dokładniej badam otoczenie. I co? Nic. Kompletnie. Ciemność i cisza. No świetnie utknęłam w lesie bez broni i jakiejkolwiek orientacji gdzie jestem. Sięgam po moją torbę, nosz, przecież on ma moją torbę. Nagle czuję oddech na szyi i ręce na biodrach. Instynktownie wale tego kogoś ze zdrowego łokcia w brzuch. To jednak nic nie daje bo ręce zaciskają się tylko mocniej. Nagle szłysze cichy chichot napastnika. Od razu uświadamiam sobie kto to i mam ochotę przyłożyć mu prosto w twarz z pięści. Oczywiście zdrowej pięści. Szarpię się lekko by rozluźnił uścisk i mnie puścił, ale on zamiast tego zaciska jeszcze mocniej ręce na moich biodrach. W tym momencie nie wytrzymałam i zaczęłam krzyczeć na niego
-Mógłbyś z łaski swojej mnie puścić w końcu?!- wrzeszczę mu do ucha, ale on nic z tego sobie nie robi.
-No dobrze księżniczko już cię puszczam- po tym jakże ujmującym dżentelmeństwie zabrał ręce i stanął onok mnie. Spoglądam na niego ale on patrzy przed siebie. Mam dość tego że nie wiem o co chodzi, gdzie jestem i kim on jest.
-Czy wytłumaczysz po co odstawiasz takie rzeczy?-dusiłam w sobie chęć rzucania się na niego po tym wszystkim. On stał jakby zastanawiał się nad odpowiedzią jednak w końcu wzruszył tylko ramionami. To było ponad moje siły. Już chciałam zadać mu kolejne pytanie kiedy znowu ruszył przed siebie. Podbiegłam do niego i zrównałam z nim krok. Nie odpuszczę mu tak łatwo. Postanowiłam sobie, że nie poddam się.
-Powiesz mi gdzie mnie prowadzisz?-zaczęłam ze spokojem. Popatrzył na mnie krótko i dalej patrzył przed siebie. Gh co za wkurzający typ.
-A w takie pewne fajne miejsce- odparł nagle zamyślony i dalej szedł w ciszy. Czemu on nie może mi powiedzieć normalnie tylko wszystko przerabia w zagadki. Eh trzeba będzie mu zaufać z tym jego "fajnym miejscem". Obyśmy nie szli długo nogi mi już odpadają.
-----dwie godziny później------
Czy ja coś mówiłam, że mogi mnie bolą? Teraz mi wręcz odpadają. Szliśmy długi czas i zmęczenie dawało mi się we znaki. Ziewałam co pięć minut, a niebo rozjaśni ło się powoli. Chciałam raz się zatrzymać, jakieś godzinę temu na chwile to chłopak nic sobie z tego nie robił i szedł dalej. Zrezygnowałam z dalszego proszenia bo nic by to zapewne nie dało. Skalanie boskie z tym dziwakiem. Szłam więc tak za nim zapatrzona w swoje buty i myślałam. O czym, sama nie wiem. O wszystkim, nawet o kolorze moich trampek. Jednak po chwili wpadłam na mojego przewodnika który stanął jak słup soli. Nosz kurde.
-Uważaj troche, albo informuj, że chcesz się zatrzymać- powiedziałam zaspanym głosem i ziewnęłam. Zaraz mu tu padne ze zmęczenia.
-No dobrze, a teraz poczekamy tu na kogoś- odwrócił się w moją stronę to mówiąc po czym skinął głową w stronę drzewa obok. Nie protestowałam i siadłam gdzie mi wskazał. Przeciągnęłam się siedząc już na liściach i ziewnęłam przeciągle. Tak bardzo chce mi się spać. Chłopak tylko sie zaśmiał i usiadł obok. To chyba właściwy moment by wypytać go o to co mnie gryzie.
CZYTASZ
Życie z Creepypastami [ZAWIESZONA]
HorrorWięc.. Od czego zacząć.. Opowieść nie będzie kontynuowana ani poprawiana. Postanowiłam napisać ją jakby od nowa, prawdopodobnie lepsza fabuła, ciekawesze dialogi i postacie itp. Nie chcę usuwać tej bo wiem z swojego doświadczenia, że fajnie poczytać...