Rozdział Drugi

167 27 12
                                    


Jakimś cudem nie umarłam z rozpaczy, jak mi się to wydawało, ani nie utonęłam w swoich łzach w czasie pogrzebu. Teraz zmuszona będę przeżyć jeszcze jedno. Spotkanie z tymi ludźmi, którzy się zebrali na parkingu i chcą nam złożyć kondolencje. 

   — Biedne dziecko—  słyszę jak rozmawiają między sobą— Taka młoda, a już straciła matkę. 

Inni nieświadomi przyczyny śmierci, pytają między sobą, z jakiego powodu umarła. 

 — Dostała zawału. Nie zdążyli jej wyratować... — mówi jedna z kobiet przyglądając się mi, po czym zwraca się do mnie—Julciu, jeśli będziesz potrzebowała jakiejkolwiek pomocy, to śmiało możesz nas prosić. Choć tyle moglibyśmy zrobić... 

  — Julia będzie mieszkać ze mną— powiedziała ciocia — Dlatego też pewnie nie będzie się tu często pojawiać, ale bardzo dziękujemy za troskę. 

Wysyłam cioci porozumiewawcze spojrzenie, które mówi, abyśmy już opuściły to miejsce, a ona kiwa głową. Wsiadamy do samochodu. Wyjmuję z szafeczki następną paczkę chusteczek i ocieram łzy. 

Uzgodniłyśmy już wcześniej z ciocią, że przez trzy następne dni będziemy nocować w moim domu, a dopiero później pojedziemy do niej, tak żebym miała czas na spakowanie się. Ciężkie są dla mnie myśli, że muszę opuścić dom. Gdybym tylko była już dorosła... No niestety, brakuje mi jeszcze rok. Jeden rok i wrócę tu z powrotem. Tyle, że nie zastanę tutaj mamy. Więc, czy będzie sens wracać, skoro nie mam do kogo? Żebym tylko wiedziała, kto jest moim ojcem... Odnalazłabym go i wyrzuciłabym mu prosto w twarz to, jaki jest nieodpowiedzialny, jakim był tchórzem, żeby uciec od ojcostwa i że gdyby był tu od samego początku do końca, może nie doszłoby do tragedii. A później zmuszona byłabym mu wybaczyć, bo w końcu  to mój ojciec. 

Ciekawe, czy ciocia cokolwiek o nim wie? Mama nigdy nie mówiła konkretnie, dlaczego ojciec nie jest przy nas. Nie chciała o tym rozmawiać, a gdy ją o to pytałam, to mówiła, że po prostu stchórzył, gdy dowiedział się, że jest w ciąży, ale nie przekonywała mnie do końca ta wersja. Chciałam wiedzieć więcej. Niestety od niej już się niczego nie dowiem... Ale niewykluczone, że nie wie tego ciocia. W końcu były ze sobą zżyte jak siostry.

Pogoda jest piękna jak na wiosnę. Odsuwam szybę i wystawiam rękę za nią. Od razu chłodniej... Spoglądam w błękitne niebo pełne białych, puszystych chmurek. Czy to możliwe, by mama tam była? A może Niebo, to nie jest nazwa dosłowna? Może nie chodzi katolikom o takie niebo? Może to Niebo, w które wierzą jest całkiem gdzie indziej? Nieważne gdzie jest, ważne by mama się tam dostała, jeśli ono rzeczywiście istnieje. W końcu była dobrym człowiekiem. 

  — Jak to jest z tym Niebem?— zwracam się do cioci— Kiedy ktoś może się do niego dostać? Są jakieś konkretne wymagania?

—  Przecież ty od  kilku lat jesteś ateistką. Nie wierzysz w Boga, czy w Niebo. 

— To nie do końca tak... Ja po prostu nie praktykuję, ale nie wykluczam istnienia Boga czy Nieba. Może rzeczywiście coś takiego istnieje, jak wspaniałe miejsce do którego  się dostajemy po śmierci? Mam nadzieję, że tak bo mama naprawdę zasłużyła sobie na nie. 

  — Dlaczego przestałaś chodzić do kościoła?— pyta nie zważając na moją poprzednią wypowiedź. 

Ja jednak nie znam odpowiedzi na to pytanie, nie potrafię odpowiedzieć. Po prostu przestałam. Może to z powodu nudnych kazań, a może z tego, że to wszystko wydaje mi się za trudne do pojęcia? Nie wiem... Po prostu z czasem poczułam, że nie mam ochoty tam chodzić.

   — To takie nie fair! — mówię ze łzami w oczach. Czuję, jakby ktoś znów ścisnął mi serce — Dlaczego umarła? Dlaczego ona? Czemu mnie tutaj zostawiła?! 

Ciocia nic nie mówi. Nawet na mnie nie patrzy, po prostu daje mi się wypłakać. 

Od lania łez zaczynają mnie piec oczy i na pewno są czerwone. Czuję, że nie jestem nic warta. Po co w ogóle żyję? A gdyby tak podciąć sobie w nocy żyły? Jedna chwila i po kłopocie. Problem w tym, że jeśli Niebo rzeczywiście istnieje, to ja tam mieć wstępu nie będę. 

                                                                                       *       *       *

Gdy widzę mój kochany, duży, drewniany domek czuję, że chyba za chwilę zemdleję. Jak mogę go zostawić tutaj? No jak? Przecież to część mojego życia. To tak jakbym zostawiła od tak wszystkie wspomnienia, przygody, radości i smutki, najpiękniejsze sny... Wraz z opuszczeniem tej wioski, zostawię przyjaciółkę, szkołę, dom, dzieciństwo, beztroskę... I co mi wtedy zostanie? Chyba tylko marzenia, problemy i nadzieja, że kiedyś będzie lepiej. Tylko czy rzeczywiście będzie? 

Dotykam chłodnej klamki od drzwi, która ugina się i wchodzimy do środka. W domu cisza. Słychać jedynie cykanie dwóch zegarów - jednego w kuchni i drugiego w pokoju gościnnym. 

  — Nie wiem, ciociu, w którym pokoju będziesz spać. W zasadzie ten mamy mamy jest pusty...

 — Nie powinnam— miesza się— Obok twojego jest, zdaje mi się, jeszcze jedno pomieszczenie. Może tam mogłabym? 

— To dobry pomysł— kiwam głową. Tak, to chyba najlepsze rozwiązanie. Nie wyobrażam sobie, żeby ciotka spała w pokoju mamy. Wszystko w tamtym pomieszczeniu powinno zostać nienaruszone. Tak, aby przypominało mi o niej, żebym mogła zapamiętać jej ostatnie ruchy i czynności tam. 

Ciocia bierze torbę i idzie na górę. Zostaję sama. Nie mam pojęcia, co z sobą począć. Wszystko wydaje mi się bez sensu. Jaki jest cel życia? Po co właściwie żyjemy? Żeby umrzeć? To jest ten wspaniały ziemski cel? 

Wychodzę na dwór i siadam na tarasie. Kiedyś przesiadywałam tutaj z mamą, kiedy tylko była piękna pogoda. Jadałyśmy my tu lody, rozwiązywałyśmy krzyżówki, rozmawiałyśmy na wszystkie możliwe tematy, marzyłyśmy, malowałyśmy... I pomyśleć, że nigdy już to się nie powtórzy... Nigdy. 

Bez mamy czuję jakby moje życie straciło sens. Obie byłyśmy jedną częścią, całością. Uzupełniałyśmy się wzajemnie. Jednak, gdy teraz jej zabrakło, nie wiem jak normalnie mam funkcjonować, jak ułożyć sobie życie? To tak, jakby kazać człowiekowi na wózku iść, albo ślepemu określić kolor. To jest po prostu niemożliwe. 

******************************************************************************

Heej! :) Cieszę się, że już pewna grupa osób czyta tą książkę, bo wiem, że mam dla kogo pisać. To fantastyczne uczucie. 

Nie wiem, czy zauważyliście... Ale sądzę, że tak. Jest nowa okładka wykonana przez Koronka. Bardzo mi się podoba, a wam? I to nie wszystko, bo całkowita okładkę znajdziecie tutaj https://www.wattpad.com/225185131-ok%C5%82adki-4-rozanaroza1. Czyli w takiej formie, gdybym czasem kiedyś ją wydała :D :) Kto wie... 

No i już sama nie wiem, co napisać :) Po prostu dziękuję za każdą gwiazdkę i komentarz. Dzięki! :) 

P.S 

Aha, i będę dołączać co jakiś czas zdj Emmy Watson, czyli osoby, która najbardziej przypomina mi bohaterkę tej książki - Juliannę

Bilet do SzczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz