Rozdział Trzeci

114 21 14
                                    

  Dzień mija za dniem, a ja z każdym coraz bardziej siebie nie poznaję. Nie potrafię być sobą. 

  — Zjedz chociaż jednego naleśnika, bo musisz coś zjeść. Nie możesz się głodzić  — prosi ciocia, stając nade mną. Ona nie rozumie, że nie mam najmniejszej ochoty do jedzenia, mimo że naleśniki to jedno z moich ulubionych dań. Od pogrzebu mamy w głodzie znajduję ukojenie. Przeładowuję ból psychiczny na fizyczny, tak żeby nie oszaleć z nadmiaru tego pierwszego. 

  — Ile mam czasu?— pytam, mając na myśli godzinę odjazdu. Wszystko już spakowałam, ale mam jeszcze kilka ważnych spraw do załatwienia. 

  — Trzy godziny— mówi, wpatrując się w swój zegarek na nadgarstku.

  — Muszę pójść do Patrycji— oznajmiam i kieruję się w stronę drzwi. Po drodze zabieram bluzę dresową, bo na dworze nie jest za ciepło i krzyczę na odchodnym do cioci, nie czekając na odpowiedź  — Wrócę za dwie godziny.  

  Następnie kieruję się dobrze znaną mi drogą, aż dochodzę do domu mojej przyjaciółki. Gdy otwiera mi drzwi, przeklina cicho.

—Ale ty okropnie wyglądasz... — kiedy jednak spostrzega mój wycieńczony wzrok, coś w niej kruszeje i przestaje być zimną suką. Zamienia się w przyjazną, cieplutką osóbkę.— Przepraszam. Wejdziesz do środka?

  — Postawiłabym bardziej na spacer po świeżym powietrzu.

 — Jasne— mówi— Jak chcesz. 

  Ruszamy ścieżką, którą tak często spacerowałyśmy i rozmawiałyśmy o naszych problemach, marzeniach i właściwie o wszystkim, co tylko leżało nam na sercu. Teraz zastanawiałam się, czy nie jest to, aby ostatnia rozmowa? Przecież ten rok może zmienić tyle, że nic co do naszej przyjaźni nie jest pewne. 

  — Mam nadzieję, że będziesz na tyle wyrozumiała, że zrozumiesz to, co ci za chwilę powiem. Zresztą, nie masz wyboru. Wszystko postanowione. Ja też nie miałam tu nic do gadania... Gdybym tylko mogła, to niczego bym nie zmieniała.

  — Przejdź do rzeczy, bo się niecierpliwię. O co chodzi?— Patrycja zrobiła niepewną minę, jakby się bała, że im dłużej będzie czekać, tym odpowiedź będzie bardziej nie do zniesienia. 

  — Za trzy godziny mnie tu już nie będzie, bo...

 — ...Chcesz się zabić? Zwariowałaś?! Ty chyba jesteś głupia. Nie zrobisz tego! Powiedz, że to żart. 

— Wysłuchaj mnie do końca. Nie zabiję się, choć szczerze to fajnie byłoby już nie żyć. Dobra, nieważne... Wyprowadzam się. Dokładnie za trzy godziny - mówię wzbierając w sobie odwagę— To jest powodem, dla którego tu przyszłam. 

— Co ty mówisz? I dopiero teraz mi mówisz o tym? Nie raczyłaś wcześniej, tylko trzy godziny przed odjazdem?

— Ciekawe, czy ty na moim miejscu, pierwszą rzeczą, którą zrobiłabyś po śmierci matki to informowanie przyjaciółki o wyjeździe. To wcale nie jest takie łatwe, jak ci się zdaje! Kurde, nie chce mi się żyć na tym zasranym świecie bez niej. Nie mam na to najmniejszej ochoty. 

— Sorry, nie chciałam, żeby to tak wyszło. Przykro mi...— podchodzi do mnie i mnie przytula, przy okazji ocierając mi łzy z oczu. 

  Robi mi się wstyd, że nie potrafię choć chwili wytrzymać bez beczenia. Płacz wydaje mi się rzeczą tak intymną i wstydliwą, że wręcz zakazaną przy innych,ale nie potrafię teraz tego opanować, bo to wszystko jest takie świeże...

— Będę tęsknić za tobą, mój ty brzydalu kochany. 

— Ja za tobą też—  szepcę, przyciągając ją jeszcze bliżej do siebie. Jest tak blisko mnie, że czuję jej zapach perfum, które używa na co dzień— Ale mam coś dla ciebie. Właściwie dla nas. Daj telefon. 

Bilet do SzczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz