10. Wilsonowie zawsze byli idealni.

9.2K 649 111
                                    




*rozdział ten chcę zadedykować małej pchle, która od tygodnia męczy mnie o nową część. *

D A V I D W I L S O N

Kurwa. Kurwa. Kurwa.

To chyba jedyne słowo, które w tej chwili przychodziło mi do głowy. Nie myślałem o niczym, tylko o tym, aby jak najszybciej się ubrać. Co wcale nie było takie proste. Mój penis już dawno przeszedł ze stanu "będę suchą pietruszką" na "drąg, na którym powiesisz pranie". Ledwo udało mi się zapiąć jeden, ostatni guzik, co nie zmienia faktu, że wyglądałem komicznie z wielkim wybrzuszeniem z przodu. Niczym namiot dla mrówek.

- Cholera. - Jęknąłem, kiedy nagle guzik wystrzelił, przy okazji rozbijając jedno ze zdjęć rodzinnych. Wiedząc, że nie zdążę się przebrać, po prostu naciągnąłem swoją koszulkę najmocniej jak się dało i liczyłem na cud.

Pierwszy raz zdecydowałem się na jakikolwiek romans. Pierwszy raz pomyślałem w ogóle o czymś takim. Pierwszy raz dotknąłem tego chłopaka. I już za pierwszym razem zostałem przyłapany. Pięknie, prawda? Dobrze się w to wszystko jeszcze nie wkręciłem, a prawdopodobnie już będę musiał zakończyć. Czy Alex pozostanie przy mnie? Na Boga, dobrze, że chociaż on śpi. Mam nadzieję, że się nie obudzi i nie będzie musiał słuchać krzyków, które z pewnością nie są dla niego niczym przyjemnym. Żadne dziecko nie lubi, kiedy się przy nim drze, nawet jeśli nie jest to krzyk skierowany do niego. Poza tym, kto chciałby patrzeć na własnych rodziców, którzy byli gotowi wydrapać sobie oczy? Moje małżeństwo jest największym błędem, jaki w życiu popełniłem.

Podszedłem niepewnie do korytarza, nie za bardzo wiedząc, czego się mogę spodziewać. Ta, teraz nie będzie tak źle. Gorzej będzie, jak Christine wejdzie do salonu, gdzie zobaczy prawdopodobnie rozanielonego i zdenerwowanego do granic możliwości Mike'a naraz. Chyba zacznę się pakować. Nie, stop. To ja płacę za ten dom, nie ona. Okej, no to nara, żonko!
Wychyliłem się delikatnie, lustrując wzrokiem drzwi. I, cholera, nawet nie wiecie, jak w jednym momencie mi ulżyło. Miałem ochotę płakać ze szczęścia.

- Vincent, to ty. - Wysapałem, czując, jak w oczach mam drobne łezki radości. Czyli jeszcze nikt nie urwie mi kutasa.

Niestety, nie było mi dane długo się cieszyć. Widząc napuchnięte oczy chłopaka, wiedziałem, że musiało się coś stać. Podszedłem do niego i w mgnieniu oka go przytuliłem. Zaraz na korytarzu pojawił się mój towarzysz, lustrując nas wzrokiem. Widziałem przerażenie, ale i zawiedzenie na jego drobnej buzi. Ująłem więc mojego gościa w ręce i zaniosłem do salonu. To nie było trudne, ważył tyle, co piórko. Moja mała kruszyna.

- Zaraz do ciebie wrócę, Vinnie. - Wyszeptałem, wiedząc doskonale, że ten skrót zawsze go uspokajał. Spojrzał na mnie i delikatnie pokiwał głową.

- Mike, to... - Wydukałem, wracając do salonu. Brunet stał już ubrany i gotowy, aby wybiec z domu. - To mój brat. - Dokończyłem szybko, dostrzegając jego dłoń, która spoczęła na klamce.

- Brat? - Zapytał z niedowierzaniem, podchodząc do mnie.

- Tak, brat, ale to nie jest historia na dzisiaj. Ja... Muszę się nim teraz zająć. - Wydobyłem z kurtki na wieszaku portfel i podałem mu pieniądze. - Porozmawiamy o tym innym razem, dobrze? - Uśmiechnąłem się słabo, obejmując go ramieniem. - Dobrej nocy, Mike. Uważaj na siebie i napisz, jak tylko dojdziesz do domu. - Wyszeptałem i ucałowałem jego czoło.

- Do... Dobranoc. - Pomachał mi i opuścił mieszkanie.

Wróciłem do salonu, uprzednio przygotowując się na najgorsze. Łzy Vincenta zawsze mnie bolały.

Babysitter || zawieszoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz