3

3.4K 299 140
                                    


20 marca

Doszło do tej pamiętnej kolacji. Umówiliśmy się w restauracji, niedaleko naszego mieszkanka. Mimo że widzę się z Sherlockiem codziennie, byłem zdenerwowany przed tym spotkaniem. Zajęliśmy miejsca przy oknie, z widokiem na ciemne, mokre od deszczu ulice Londynu, oświetlone latarniami i taksówkami. W środku panował półmrok, było dosyć przytulnie, ale również elegancko. Miłe połączenie. Postanowiłem, że ubiorę się inaczej niż zwykle, ale nie przesadnie, zamiast spranego, starego swetra założyłem nową, białą koszulę, nie jestem pewien czy zauważył tę zmianę. Sherlock za to zniewalał swoim wyglądem i ubiorem, choć wyglądał tak codziennie. Usiedliśmy, a po krótkiej chwili podszedł do nas kelner, z kartą, mówiąc:

- Proszę, może przyniosę świeczkę? Będzie romantyczniej.

Zakłopotany, chciałem wybrnąć z sytuacji i zanim pomyślałem nad tym, co mówię, wypaliłem: „Nie jestem gejem"

Na tę odpowiedź Sherlock parsknął po cichu śmiechem, a zdezorientowany kelner odszedł. Oczywiście moje policzki nie były po mojej stronie i po chwili byłem już burakiem, zakryłem twarz rękami, gdy Sherlock przybliżył się i powiedział cicho:

- To słodkie, jak się rumienisz.

Tym razem, to ja byłem zdezorientowany. Nie byłem pewien czy to, co właśnie usłyszałem, naprawdę powiedział, czy to była żart, czy się przesłyszałem, a może jednak to prawda. Przez chwilę miałem tysiące myśli w głowie, aż w końcu udało mi się przemówić i powiedziałem niepewne „dziękuje?"

- Proszę, dobrze zamówmy coś - uśmiechnięty i pewny siebie odrzekł.

Próbowałem zebrać się w sobie i coś wybrać, ale świadomość, że siedzę na kolacji z mężczyzną mojego życia, odbierała mi zdolność logicznego myślenia.

- Wybrałeś już coś?

- Nie, nie-e...

- No dobrze.

Dalej cisza, która zaczynała być krępująca. Dobra, szybko, zaraz coś znajdę.

- Mogę przyjąć zamówienie? - pojawił się kelner.

- Taaak... poproszę spaghetti z mulami w sosie winno pomidorowym - nieważne i tak nic pewnie nie przełknę.

Sherlock spojrzał na mnie i podniósł brew.

- A dla mnie grzanki francuskie.

Cholera, zapomniałem, że Sherlock prawie nic nie je.

- I wino półwytrawne czerwone. - dopowiedział.

Kelner odszedł.

- Od kiedy lubisz spaghetti z mulami? - spytał.

- Nigdy nie jadłem, zaryzykuję.

- Rozumiem. Skoro już zamówiliśmy, to może przejdziemy do powodu tego spotkania?

O nie, cholera, nie.

- Tak, oczywiście.

Jestem idiotą.

- Dlaczego byłeś taki zdenerwowany wczoraj?

- Spotkałem się z twoim bratem i pokłóciliśmy się.

Po wspomnieniu o Mycrofcie uśmiech Sherlocka natychmiast zniknął, a na jego idealnej twarzy wystąpiła irytacja.

- Co od Ciebie chciał? - powiedział szorstko.

- Chciał mi dać radę.

- Jaką radę?

Kopię swój własny grób.

- Nie, to nieważne.

- Powiedz.

- Chciał... żebym się Tobą opiekował?...

Humor mu się od razu poprawił.

- Oh tak? To urocze. Urocze są też twoje kłamstwa. - roześmiał się.

Nienawidzę go. I kocham. Cholera.

- Dobrze, przestaję Cię dręczyć John, bo mogę skończyć z rozkwaszonym nosem.

- Nie śmiałbym... - wydukałem.

Po tym Sherlock zaczął opowiadać o ostatnim śledztwie, które przeprowadził i o tym, że inspektor Lestrade uważa, że za tą sprawą może odpowiadać Moriarty. Przeżywał to strasznie, skubiąc swoimi długimi palcami grzanki, a ja tylko słuchałem, przeżuwając i żałując, że wybrałem te mule. Jednak widok bruneta, to miejsce i mimo że zrobiłem z siebie kretyna, w ciągu paru godzin, z trzysta razy, to smak muli mi nie przeszkadzał, ani trochę. Słuchanie jego i potakiwanie sprawia mi przyjemność, bo wiem, że jestem jedyną osobą, która zostaje tym obdarowana, tak samo, jak grą na skrzypcach. Po zjedzeniu kłóciliśmy się z dobre dziesięć minut, kto płaci, aż w końcu postanowiliśmy się podzielić co do funta. Wróciliśmy taksówką, oglądałem miasto nocą, gdy poczułem, chłodne opuszki palców na swojej dłoni, było to paraliżujące. Odwróciłem wzrok na Sherlocka, ale nie patrzył na mnie, choć czuł mój wzrok. Cała droga powrotna tak wyglądała i nie zamieniłbym ją na nic innego. W domu każdy poszedł do swojego pokoju, ale przed snem usłyszałem: „Dobranoc John". Łatwiej mi było zasnąć tej nocy.

4 kwietnia

Mój kontakt z Sherlockiem stał się bliski jak nigdy dotąd, ale jednak dystans w dalszym ciągu jest odczuwalny. Mimo tego jestem szczęśliwy. Wieczory mój ukochany nie spędza na skrzypcach, ale na pogawędkach ze mną, w dodatku (co najlepsze) nie tylko o śledztwach! Rozmawiamy o codziennych sprawach, o bliskich znajomych takich jak Lestrade czy Pani Hudson. Jednak przez wspomniany wcześniej dystans staram się nie wymawiać za często imion starszego Holmsa i Moriartego. A największym plusem jest to, że przestałem jedynie słuchać, teraz też opowiadam, co prawda o wiele, wiele mniej niż Sherlock, ale czuję, że wszystko idzie na dobrej drodze.

Pamiętnik Johna WatsonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz