16 września
Ironia, kiedy Sherlock jest bezpieczny, nie może spać, denerwuje się i dziwnie zachowuje, lecz kiedy o Moriarty'm trąbią w gazetach, przez „próbę" wykradnięcia korony (to nie była żadna próba, James mógłby mieć bez problemu tysiąc takich, chodziło o popis i „ZAWOŁAJCIE SHERLOCKA :)" na szybie, chroniącej skarb) mój przystojny brunet śpi jak niemowlę, mimo że w każdej chwili może dostać kulkę w głowę, od swojego psychopatycznego wroga.
Aktualnie cały czas jest „zajęty" przygotowaniem się przed (niestety) pewnym spotkaniem z Jimm'em. Rozwiesza nad kanapą pełno kartek z informacjami i zdjęć osób, które mogą być z nim związane, zostawia pełno niedopitych kubków po słodzonej herbacie z mlekiem, oczywiście, ja muszę je odstawiać, bo jak mógłbym mu przeszkodzić? I chowa przede mną papierosy, (bo ja po tym trudnym okresie rzuciłem, a Sherlock mimo moich próśb nie zamierza) w dziwnych miejscach, ostatnio znalazłem w lodówce paczkę, obok gałek ocznych (nie lubię mówić o narządach ludzkich, które Sherlock notorycznie zostawia w tym urządzeniu, ponieważ zawsze muszę wyrzucać jedzenie po tym). Mimo tego, cieszę się, że nasze życie wróciło do normy i nie dręczy nas już ta nocna monotonia, która była gorsza niż koszmary. Udało mi się też wrócić do pracy. Żyć, nie umierać.
30 grudnia
Dwa dni przed świętami wybrałem się na ostatnie, świąteczne zakupy. Miałem podarunki dla Pani Hudson, Molly, Lestrade i Mycrofta, ale dalej nie miałem pomysłu na prezent dla najważniejszej mi osoby. Nic nie powiedziałem, gdzie się wybieram, z resztą Sherlock dalej cierpi nad syzyfową pracą, która nazywa się "znalezienie Moriart'ego". Od "włamania" słuch po nim zaginął, znów. Więc nawet się nie zorientował, kiedy wyszedłem. Głupio mi, ale jestem zazdrosny, poświęca nasz wspólny, wolny czas na poszukiwania. Wracając, zeszło mi się dostatecznie długo, ale kupiłem mu zgrabny, czarny zegarek firmy Atlantic (musiałem prosić Mycrofta o pożyczkę). Powrót taksówką polegał na rozmyślaniu o wspólnych świętach, miałem same dobre wizje; Pani Hudson przynosząca swoje genialne, czekoladowe ciasteczka, krótkich sprzeczek i docinków braci Holmsów, które kończyłyby się i tak śmiechem reszty gości, pocałunek z Sherlockiem pod jemiołą, długi, namiętny i... Zrobiło mi się przyjemnie na samą myśl. Wysiadłem z taryfy, rzucając drobne taksówkarzowi. Zabawne, prawie dwa lata temu, zabójcą okazała się osoba, właśnie w tym zawodzie, mimo tego dalej jest to jedyny nasz środek transportu.
Zostawiłem zegarek w mieszkaniu pani Hudson, gdy usłyszałem krzyki i kłótnie na górze. Wszedłem na schody, po chwili zamarłem i zasłoniłem odruchowo usta dłonią "a co to jak Moriarty?" Przyśpieszyłem kroku, ale to był głos Mycrofta.
- Wiem, że zrobiłeś to specjalnie - powiedział z wyrzutem.
Stanąłem pod drzwiami, podsłuchując rozmowę.
- Czy możesz choć raz się zamknąć? - warknął Sherlock.
- Nie rozumiesz, że opinia o moim młodszym braciszku geju może wpłynąć negatywnie na twoją, a co gorsza, na moją pracę?
Co on wygaduje? Większość ludzi już dawno zaakceptowała nasz związek... większość... z wyjątkiem Mycrofta.
- Ty pieprzony hipokryto! Masz problem do Johna, a sam ślinisz się na widok Grahama!
Grahama?... Sherlock mówi o Lestradzie. Zaraz, Mycroft i Greg?
- Grega jak już coś. Znasz go dłużej niż ja i widujesz się praktycznie codziennie, a nie umiesz zapamiętać imienia. Nie zmieniając tematu, to wiesz, że nie akceptuję twojej niemoralnej "miłości" z naszym doktorem - wypowiedział te słowa z takim obrzydzeniem, jakby pluł nimi - i wiem, że nigdy Ci na nim nie zależało, chciałeś tylko mi zrobić na złość, pieprząc go?
Wtedy poczułem nóż prosto w serce. Nie, nie zraniły mnie słowa Mycrofta, zraniło mnie to, że Sherlock rozkochał się we mnie, tylko by uprzykrzyć Mycroftowi... a może nawet nie rozkochał? Czy on mnie kocha w ogóle?
Drzwi zaskrzypiały pod moim ciężarem, Sherlock otworzył energicznie drzwi, spodziewając się pani Hudson.
- O matko John.
Przez chwilę wrosłem w ziemię, przyswoiłem całą rozmowę, przy tym czując przeszywające mnie sztylety, w każdej części ciała, łzy napłynęły mi do oczu, a do gardła podeszła mi gula, przez którą nie mogłem nawet słowa z siebie wydobyć. Nie tylko ja byłem zaskoczony, Sherlock stanął jak wryty na mój widok. Jedyny Mycroft nie okazywał żadnych emocji, patrzył na mnie z pogardą.
W końcu odwróciłem się i wybiegłem.
- JOHN! CHOLERA, ZACZEKAJ! - Wybiegł za mną - NIENAWIDZĘ CIĘ! - rzucając w stronę Mycrofta... a może w moją? Już mi wszystko jedno, cały świat mi się zawalił.
- John! - zatrzymał mnie w drzwiach mieszkania.
- Czego znów ode mnie chcesz? - warknąłem przez łzy.
- To nie było tak, Jo-ohn, pr-roszę - pierwszy raz słyszałem, żeby Sherlock swoim płynnym barytonem, jąkał się.
- Przestań, Sherlock - spojrzałem mu w oczy - czy Mycroft miał rację? Powiedz mi prawdę.
Długo nie odpowiadał, wbił wzrok w swoje buty.
- SHERLOCK!
- TAK, TO BYŁA PRAWDA! - teraz przeniósł swój lodowaty wzrok na mnie.
Zabolało.
Wyszedłem.
- JOHN! POROZMAWIAJMY! - złapał mnie za rękę.
- ZOSTAW MNIE W SPOKOJU! - wrzasnąłem na niego, nigdy mi się nie zdarzyło.
Jego twarz zmieniła wyraz na pełną chłodu i powagi, puścił moją rękę i został w drzwiach, patrząc, jak oddalam się od ulicy Baker Street.
Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, nie umiałem się opanować, nie miałem gdzie iść, ale wiedziałem, że nie mogę do niego wrócić. Ból bezsenności, kłótni i braku Sherlocka stał się teraz muśnięciem piórka, przy bólu, jakim była pieprzona prawda. Cały czas byłem ślepy i głupi... Kurwa. Czemu mnie teraz nic nie potrąci?
CZYTASZ
Pamiętnik Johna Watsona
FanfictionPierwsze fan fiction, coś dla miłośników Johnlocka! Nie zrażajcie się początkiem, z czasem się rozkręca.