9 lipca
Zasnąłem na krześle, obok niego. Obudziłem się i spostrzegłem Mycroft'a, po drugiej stronie, czytającego jakiś świstek papieru.
- Tym razem przesadził - powiedział, nie wychylając głowy z ponad kartki.
- Kokaina - westchnąłem.
- Żeby tylko - zaśmiał się, choć nie wiem, jaki był powód.
- O czym ty mówisz?
- O niczym, Johnie.
- Powiedz mi.
- To moja wspólna sprawa z Sherlockiem.
- Sherlock mógł w każdej chwili zginąć, a teraz wspólna sprawa? - może nie powinienem wnikać w prywatne sprawy z bratem, ale irytacja wzięła w górę.
- Nie dramatyzuj.
- Nie dramatyzuję, poza tym łączą mnie teraz tak bliskie relacje z Sherlockiem, że mam prawo znać prawdę.
Mycroft przewrócił oczami i odkaszlnął, nie chciał tego słyszeć, ale podał mi kartkę.
„Kokaina, kodeina, opium, LSD"
- Co to jest? - w tej chwili zgłupiałem.
- To, co zażył wczorajszej nocy, mój głupi braciszek.
- Przecież to nieodpowiedzialne i niebezpieczne.
- Cały Sherlock - mrugnął do mnie okiem.
- Skąd w ogóle masz to?
- Ehhh, ze względu na tak "bliskie" relacje - wypowiedział te słowa, nie tylko z niechęcią, a wręcz odrazą. - powiem Ci. Zawarłem z Sherlockiem, parę lat temu układ, polegający na tym, że za każdym razem, gdy znajdę go naćpanego w jakimś opuszczonym budynku czy legowisku dla ćpunów, pisze mi na kartce co zażył i dlaczego zażył.
Na „dlaczego" spojrzałem na drugą stronę, widniało jedno, krótkie zdanie, które musiałem przeczytać, co najmniej z cztery razy, by zrozumieć: „BO JOHN MNIE ZOSTAWIŁ. SH"
10 lipca
Wieczorem wróciliśmy z Sherlockiem taksówką do domu, przez całą drogę, milczeliśmy, chciałem zacząć rozmowę, ale nie wiedziałem od czego? Zdenerwować się na niego, że znów sięgnął po narkotyki? Że nie zadzwonił? Czy zapytać, czy jest okej? Wzrok miał cały czas wlepiony w ciemne i deszczowe ulice Londynu. Mimo że nie patrzył na mnie, jestem pewien, że czuł mój wzrok na sobie, ale nawet nie odwracał głowy.
Kierował się bez słowa do swojej sypialni, gdy w końcu się przełamałem.
- Sherlock?
Odwrócił się, zirytowany i przewrócił oczami.
- Wiesz, że nie musiałeś...
- Cieszę się, że nic Ci się nie stało - przerwałem mu szybko.
Zaskoczony, podniósł brew. Widocznie spodziewał się awantury o używki.
- Jak to? - podszedł do mnie bliżej.
- Zwyczajnie, bałem się o Ciebie.
- Ale zostawiłeś mnie...
- Nie zostawiłem Cię, idioto! - nie wytrzymałem, położyłem dłonie na jego policzkach - potrzebowałem odpoczynku, grozi mi wylanie z pracy, a nasza bezsenność jest tego głównym powodem.
Posmutniał, nie obchodziła go moja strata pracy, obchodziło go to, że musiałem od niego odejść (nie na długo, ale i tak).
- Nigdy Cię nie zostawię - dopowiedziałem.
Pocałowałem go w usta, miał chłodne wargi.
- Obiecujesz? - na jego twarzy zabłąkał się nieśmiały uśmiech.
- Obiecuję - spojrzałem mu głęboko w oczy.
Zostawił delikatne muśnięcie wargami na moim czole.
- Ale naprawdę potrzebuję snu - westchnąłem.
- Nawet nie wiesz, o ile łatwiej zasnąć, po takim wyznaniu - przytulił mnie mocno i czule.
Nie mylił się, tym razem oddaliśmy się bezwładnie w objęcia Morfeusza, sądzę, że to przez tę obietnicę, którą mu złożyłem. Bał się odrzucenia przez moją osobę.
CZYTASZ
Pamiętnik Johna Watsona
FanfictionPierwsze fan fiction, coś dla miłośników Johnlocka! Nie zrażajcie się początkiem, z czasem się rozkręca.